Raport Bodnara ws. śmierci Kosteckiego. Wiadomo, co ustalono podczas kontroli na Białołęce

Adam Nowiński
Okoliczności śmierci Dawida Kosteckiego cały czas pozostają niewyjaśnione. W sprawę dość szybko włączył się RPO Adam Bodnar, by pomóc rozwiać wszystkie wątpliwości. "Gazeta Wyborcza" publikuje informacje o tym, co udało się ustalić jego ludziom podczas kontroli aresztu na Białołęce.
Wiadomo, co dokładnie znalazło się w raporcie Bodnara ws. śmierci Kosteckiego. Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta
Oficjalna wersja prokuratury i Służby Więziennej jest taka, że Dawid Kostecki powiesił się w celi we własnym łóżku w nocy z 2 na 3 sierpnia 2019 r. Jednak już po pierwszej sekcji zwłok pojawiły się pewne niespójności, które skłoniły rodzinę zmarłego oraz reprezentujących ją prawników, m.in. Romana Giertycha, do stawiania hipotez i pytań.

Do akcji wkroczył także Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich, który zlecił swoim ludziom przeprowadzenie kontroli w areszcie na warszawskiej Białołęce. W jej wyniku powstał raport, który RPO złożył w prokuraturze. Jego ustalenia przedstawia "Gazeta Wyborcza".


Wśród wskazanych nieprawidłowości wykazano, że strażnik, które pełnił wtedy służbę nie przeprowadził obchodu między godz. 2.15 a 4.27, czyli wtedy, kiedy doszło do śmierci Kosteckiego. Ponadto strażnicy nie odizolowali innych więźniów z celi boksera oraz nie zabezpieczyli ich rzeczy. Przez co mogli oni wyjść na korytarz i mieli stały dostęp do swoich rzeczy, co w tym wypadku jest niezgodne z regulaminem.

Służba więzienna miała umieścić Kosteckiego w celi monitorowanej, bo 3,5 roku wcześniej miał już jedną próbę samobójczą. Niestabilny stan jego psychiki potwierdził też psycholog, który rozmawiał z nim. Dodatkowo sam bokser zgłaszał zagrożenie ze strony współwięźniów. Mimo to nie dostał przeniesienia do wspomnianej celi.

Kontrolerzy RPO chcieli także porozmawiać z oddziałowym, który pełnił wtedy nocną służbę oraz z wychowawcą, który decydował o doborze celi dla Kosteckiego. Obaj po śmierci boksera "otrzymali długoterminowe zwolnienia lekarskie".

źródło: "Gazeta Wyborcza"