GDDKiA na wojnie z naszymi "trzema billboardami za Sieradzem". Dostaliśmy kuriozalne pismo
"Trzy billboardy za Sieradzem" – jak ochrzcili je internauci – to profrekwencyjna kampania społeczna redakcji naTemat. Gdy okazało się, o co w tym wszystkim chodzi, państwowy urząd zażądał ich natychmiastowego usunięcia. Właśnie dostaliśmy od GDDKiA oficjalne pismo w tej sprawie. Jest zabawnie, ale to śmiech przez łzy.
Tutaj możecie zobaczyć 1,5-minutowy filmik, który wszystko pokazuje i wyjaśnia. Tylko na YouTube obejrzało go już blisko 100 tysięcy Polaków. Na Facebooku kolejne 65 tysięcy, a liczby te wciąż rosną.
I na wypowiedzi się nie skończyło. Do redakcji właśnie wpłynęło oficjalne pismo od kierownika rejonu GDDKiA w Wieluniu, Bogusława Orła.
Co ciekawe, pismo jest datowane na 7 października, czyli dokładnie ten dzień, w którym oficjalnie ujawniliśmy, o co w tym wszystkim chodzi. Natomiast same zdjęcia "dowodowe" dołączone do pisma były zrobione 3 października, czyli zaledwie dzień po tym, gdy ostatni billboard został odkryty i okazało się, że chodzi o frekwencję, a sprawcą zamieszania jest redakcja naTemat.
To o tyle istotne, że billboardy stały tam od 11 września, czyli przez bite trzy tygodnie nie było z nimi problemu. Ten pojawił się magicznie wtedy, gdy w ich kontekście pojawiła się polityka i nasza redakcja. GDDKiA to urząd rządowy. Kropki połączcie sobie sami.
Przedstawiciel firmy, która zajmowała się ich montażem, przyznaje, że nigdy wcześniej nie spotkali się z taką sytuacją. A podobne konstrukcje stawiają w całej Polsce już od dawna.
– Dodatkowo konstrukcje są w 100 procentach legalne, ponieważ prawo nakazuje stawiać konstrukcje w przypadku drogi ekspresowej w odległości 40m. W tym przypadku odległość to około nawet 70 m od drogi, więc zarzut jest absurdalny – wyjaśnia. I teraz się trzymajcie, pisze o tym samo GDDKiA na swojej oficjalnej stronie.
Dla jeszcze większej pewności skonsultowaliśmy żądania z naszymi prawnikami. Pismo GDDKiA jest napisane w sposób w miarę sprytny – przywołuje ono bowiem prawidłowe podstawy prawne, jednak na poziomie tak ogólnym, że trudno nie odbierać tego jako złośliwości.
Troska pracowników GDDKiA o bezpieczeństwo jest godna podziwu i piszemy to bez cienia ironii. Sęk w tym, że z żadnego z przepisów, na które powołują się w piśmie, nie wynika, że reklamy jako takie stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu. Co więcej, przepisy wprost regulują ustawianie reklam i przewidują w tym zakresie pewne ramy i ograniczenia.
Adwokat Marek Sosnowski z kancelarii RJ&Partners także docenia daleko idącą troskę o bezpieczeństwo ruchu, ale uważa, że wezwanie GDDKiA jest co najmniej zaskakujące.
– Przywołane w wezwaniu przepisy mają charakter bardzo ogólny. Istotnie wynika z nich, że GDDKiA, jako zarządca drogi odpowiada również za bezpieczeństwo ruchu. Co jednak ważne, żaden z przywołanych przepisów nie wskazuje aby billboardy zlokalizowane kilkadziesiąt metrów od jezdni stanowiły zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu – tłumaczy.
I wyjaśnia, że ustawa o drogach publicznych, na którą powołuje się organ, wprost dopuszcza i reguluje zasady ustawiania reklam w pobliżu jezdni. Przepisy przewidują minimalną odległość, w jakiej powinny znaleźć się nośniki (w przypadku dróg ekspresowych poza terenem zabudowy jest to wspomniane 40 metrów).
PS1 Jeśli naprawdę te trzy billboardy uznano za zagrożenie dla bezpieczeństwa, to kierownik Orzeł chyba nigdy nie jeździł po Polsce samochodem i nie widział tego, co się dzieje przy drogach.
PS2 Gdyby urzędnicy doczytali nasz tekst, wiedzieliby, że billboardy znikają po wyborach. Oby z jak największą frekwencją.