Netflix niech się schowa. 5 powodów, dlaczego "Zakochani po uszy" TVN7 są aż takim hitem
Słyszałeś o serialu "Zakochani po uszy"? Pewnie tak, bo to hit TVN7. Zdziwiony? Niesłusznie. Bo produkcja z Michałem Meyerem i Katarzyną Grabowska spełnia wszystkie kryteria idealnej polskiej telenoweli, którą obejrzą i młodzi, i starzy.
"Zakochani po uszy" to już więc hit. Co jest dość niespodziewane. Dlaczego? Po pierwsze seriale w TVN7 rzadko zdobywają aż taką popularność, po drugie to kolejna polska autorska telenowela obyczajowa o mało oryginalnej fabule. Główni bohaterowie to bowiem Asia (Katarzyna Grabowska) i Piotr (Michał Meyer), którzy poznali się w wakacje i zakochali się w sobie na zabój. Niestety na przeszkodzie ich szczęściu staje Sylwia (Kamila Kamińska), która brutalnie ich rozdziela, bo sama podkochuje się w Piotrze. Po 10 latach nieszczęśliwi kochankowie przypadkiem się spotykają, ale – chociaż nadal do siebie coś czują – mają już własne życia. Reszty można się domyślić.
1. Bo to kolejna z historii "o "zwykłym zyciu", które kochamy
Historia z życia, jaka przedstawiona jest w serialu TVN7, zawsze polskim widzom "wejdzie". Kiedy Asię zdradza partner, czujemy jej ból i złość. Kiedy Sylwia snuje intrygi, hejtujemy ją bez skrępowania. Kiedy dzieci tęsknią mamą, ocieramy łezkę. A do tego... kochamy lekarzy. Tych w "Zakochanych po uszy" jest pod dostatkiem: jest i weterynarz, i stomatolog. Lekarze w polskich telenowelach to naprawdę przepis na sukces, nawet jeśli nie są to chirurdzy z Leśnej Góry.
2. Bo kibicujemy "prawdziwej miłości" Asi i Piotra
W "Zakochanych po uszy" też jest oczywiście para, którą chcemy widzieć razem. To Asia i Piotr. Może i poznali się lata temu, a wakacyjne, nastoletnie związki rządzą się własnymi prawami, ale to nieważne. To "to", Miłość z wielkiej litery. Muszą być razem. Spędzimy więc przed telewizorami setki godzin, żeby głośno im kibicować i nie zirytuje nas nawet wciąż powtarzający się ten sam motyw: Asia tęskni za Piotrem, Piotr zdaje się mieć klapki na oczach, a Sylwia snuje intrygi.
3. Bo bohaterowie są mili, sympatyczni i ładni
Ach, i oczywiście wszyscy są eleganccy i atrakcyjni. Obsadzenie w roli Piotra Michała Meyera było strzałem w dziesiątkę – spełnia on bowiem wszystkie kryteria "faceta, w którym kocha się bohaterka": jest przystojny, zabawny i łamie niewieście serca w swojej kurtce lotnika. Wzorcowa jest też Katarzyna Grabowska, jako Asia – słodka, niewinna blondynka, która kocha zwierzęta i w sumie... brakuje jej charakteru. Czyli idealnie.
4. Bo uwielbiamy nienawidzić "tą złą", czyli Sylwię
Istotny jest też kontrast między dobrem a złem, a ten w "Zakochanych po uszy" jest już nawet widoczny na pierwszy rzut oka na plakatach promocyjnych. W środku facet, po jego obu stronach – dwie kobiety, które będą walczyć o jego serce (motyw stary jak świat, nigdy się nie znudzi). Jedna – słodka blondynka, druga – wyrachowana brunetka. Nienawiść między kobietami (jest też oczywiście przyjaźń – Asia ma bliską i wierną przyjaciółkę) i rywalizacja o faceta musi być!
5. Bo żyjemy intrygami (nawet tymi absurdalnymi)
Jednym słowem: intryga. Im bardziej skomplikowana i dramatyczna, tym lepiej. A za przykład tego, że bez niej ani rusz, niech służy opis 106 odcinka: "Coraz więcej osób ma podejrzenia, że wypadek Patrycji nie był wcale wypadkiem. Co więcej, Tomek zwierza się Asi, że został wynajęty jako prywatny detektyw, żeby zbadać tę sprawę. Asia nie wytrzymuje i mówi o tym Wiki, a z kolei rozmowę z Wiki podsłuchuje siostra Asi... Iza nie zamierza oczywiście zostawić tej sprawy w taki sposób i wspólnie z Jankiem będą próbowali dojść, co tak naprawdę się stało".
I tak się robi w Polsce popularne seriale.