"Latające kleszcze" atakują w polskich lasach. Są równie niebezpieczne jak te bez skrzydeł

Paweł Kalisz
Strzyżaki jelenie atakują chmarami, przenoszą choroby i są równie niebezpieczne, co zwykłe kleszcze. Nad powszechnie znienawidzonymi pajęczakami mają tę przewagę, że strzyżaki mają skrzydła. Przed tzw. latającymi kleszczami dużo trudniej jest się zabezpieczyć.
Strzyżak jeleni atakuje w lasach i na ich obrzeżach. Fot. Facebook / Nadleśnictwo Baligród, Lasy Państwowe
Kiedyś było jakoś łatwiej – idąc do lasu wystarczyło spryskać się czymś na kleszcze i komary, założyć wysokie buty, długie spodnie i już. Żaden kleszcz ukryty w trawie nie był groźny.

Ale z jakichś powodów to się zmieniło. Dziś w lasach na zwierzęta i ludzi czyhają także strzyżaki jelenie, zwane też "jelenimi wszami" lub "latającymi kleszczami". Są równie niebezpieczne jak zwyczajne kleszcze i nie ma na nich mocnych. Nie siedzą w trawie, tylko aktywnie szukają ofiary. Skrzydła odrzucają dopiero wówczas, gdy wgryzą się w swoją ofiarę, a tą może być zarówno zwierzę, jak i człowiek. W tym względzie strzyżak nie jest szczególnie wybredny.


"Latające kleszcze" atakują chmarami. Leśnicy ostrzegają, że strzyżaki mogą wejść nawet pod powiekę. Szczególnie chętnie atakują miękkie, cieńsze i dobrze ukrwione obszary ciała. Z ciała człowieka zwykle wysysają krew przez około 20 minut i odpadają. Na tym koniec dobrych wiadomości – ugryzienie może być bardzo bolesne, a bąble po ugryzieniu bardzo długo się goją. Na zwierzętach zaś strzyżaki nie tylko żerują, ale również rozmnażają się i składają jaja.
A najgorsze jest to, że po ukąszeniu "latającego kleszcza" można się zarazić boreliozą lub jedną z kilku innych niebezpiecznych chorób. U alergików ugryzienie strzyżaka jeleniego może doprowadzić do reakcji alergicznej.