Karczewski zarzekał się, że nie wyłączał opozycji mikrofonu. Pokazano mu, że nie miał racji

Adam Nowiński
Gdy w Izbie Wyższej wybierano nowego marszałka Senatu, Stanisław Karczewski zachwalał swoją mijającą kadencję i stwierdził, że "nikomu nie wyłączał mikrofonu". Ale czy to wyznanie było zgodne z rzeczywistością? Dziennikarze TVN24 pokazali, że nie do końca.
Okazuje się, że Karczewski zapomniał chyba, że dwa razy wyłączał mikrofon politykom opozycji. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Zanim senatorowie zdecydowali, kto będzie przewodził ich izbie parlamentu przez kolejne cztery lata, wysłuchali przemówień kandydatów: Stanisława Karczewskiego i Tomasza Grodzkiego. Pierwszy z nich w superlatywach opisywał swoją minioną kadencję. Pokusił się nawet o stwierdzenie, że był "dobrym marszałkiem" i "nigdy nie wyłączał nikomu mikrofonu".

Dziennikarze TVN24 sprawdzili jego słowa i okazało się, że wprowadził w błąd szczególnie nowych senatorów, bo wyłączał mikrofon i to co najmniej dwukrotnie. Są na to dowody w postaci stenogramów.

Pierwszy raz marszałek Karczewski pozbawił głosu senatora PO Bogdana Klicha w grudniu 2017 roku podczas trzeciego dnia obrad Senatu. Klich chciał zaprotestować, że Karczewski nie daje się wypowiedzieć senatorom opozycji oraz Rzecznikowi Praw Obywatelskich Adamowi Bodnarowi. Niestety nie zdołał dokończyć swojej myśli, bo usłyszał od marszałka "dziękuję bardzo, odbieram panu głos" i wyłączył Klichowi mikrofon.


Podobna sytuacja powtórzyła się w lipcu 2018 roku kiedy Senat pracował nad pakietem ustaw sądowych, w tym ustawy o Sądzie Najwyższym. Ponownie Klich został pozbawiony głosu przez Karczewskiego tuż po tym jak senator PO skrytykował decyzję marszałka dot. wniosku zgłoszonego przez Marka Martynowskiego.

źródło: TVN24