Ten dziwoląg da się lubić. Nowy C-HR ma przekonać tych, którzy do tej pory mówili mu "nie"

Łukasz Grzegorczyk
Toyota nie zrobiła rewolucji, ale postawiła kropkę nad "i". To mój wniosek po jazdach najnowszą wersją modelu C-HR. Na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło, ale parę dodatków sprawiło, że ten crossover stał się jeszcze bardziej nowoczesny i wygodny. Już można składać na niego zamówienia.
Nowa Toyota C-HR to dalej samochód dla odważnych. Oryginalny design szybko rzuca się w oczy. Fot. Toyota
Niektóre samochody wywołują skrajne emocje. Albo zakochujemy się w nich od pierwszego wejrzenia, albo odwracamy wzrok i mówimy: no way. Toyotę C-HR można uznać za motoryzacyjnego dziwoląga, który przełamuje schemat nudnych crossoverów. I nie bez powodu stała się najpopularniejszym samochodem hybrydowym w Polsce. Można ją oceniać zero-jedynkowo, ale chwała japońskiemu producentowi, że podjął ryzyko. W końcu do odważnych świat należy.

Nowy C-HR to przede wszystkim lekko odświeżony design, bardziej nowoczesne wnętrze i bogatszy wybór napędów. Z daleka trudno dostrzec zmiany, jednak zauważalne są choćby przebudowane reflektory. To podobno element, na który skarżyli się właściciele starszego modelu. Już w bazowych wersjach auta klienci dostaną teraz przednie i tylne lampy w technologii LED.
Fot. Toyota
Nadwozie zyskało też większy grill, czarny pas na pokrywie bagażnika łączący reflektory oraz chromowane dodatki. Zwróćcie uwagę na lampy przeciwmgłowe, które powędrowały na boki zderzaka i znalazły się w trójkątnych wcięciach. To tyle, jeśli chodzi o zmiany. C-HR oglądany z boku pozostał autem, które już dobrze znamy z polskich dróg.
Fot. Toyota
Fani Toyoty mogą być w szoku po tym, co zobaczą w środku. Albo raczej czego w kabinie nie znajdą. Chodzi o kultowy zegarek cyfrowy w centralnej części panelu, którego nie ma w nowym cacku z japońskiej stajni. Poza tym wokół ekranu pojawiły się fizyczne przyciski. I bardzo dobrze, bo to ułatwia sterowanie systemem multimedialnym, który w nowej odsłonie zyskał istotne funkcje. Już podstawowa wersja "Comfort" jest wyposażona w interfejsy Android Auto i Apple Car Play.
Fot. Toyota
Duży plus dla Toyoty należy się za wykończenie wnętrza. Miękkie, przyjemne w dotyku materiały naprawdę zachęcają do zajęcia miejsca w środku. Minusy? Tylko jedno wejście USB i brak możliwości indukcyjnego ładowania telefonu.


W nowej Toyocie C-HR dość łatwo znaleźć wygodną pozycję za kierownicą. Jest też sporo miejsca dla pasażerów, ale za rozczarowanie można uznać bagażnik. C-HR nie sprawia przecież wrażenia małego auta, jednak niecałe 380 litrów z tyłu to trochę mało. Wejdą większe zakupy i walizki na krótki wyjazd.
Fot. naTemat
O tym, co potrafi nowa Toyota C-HR, mogłem przekonać się w Portugalii. Miałem do dyspozycji model z napędem hybrydowym 2.0 Hybrid Dynamic Force o mocy 184 KM, który do setki przyspiesza w nieco ponad 8 sekund. To tylko jedna z opcji, bo w ofercie pozostaje też silnik 1.8 Hybrid 122 KM oraz benzynowa jednostka 1.2 Turbo o mocy 116 KM.

Zapewniano nas, że nowy C-HR ma świetnie wyciszone wnętrze, i nie ma w tym żadnej ściemy. Jechałem autostradą, pod wiatr, a w środku panował zaskakujący spokój. To na pewno zauważalna zmiana w porównaniu do starszych wersji.
Fot. Toyota
Auto bardzo pewnie prowadzi się na zakrętach, a do tego jest wspomagane przez szereg systemów, które można znaleźć w standardowym wyposażeniu. To m.in. funkcje wykrywania pieszych, rozpoznawania znaków drogowych, adaptacyjny tempomat czy system powrotu na zadany tor jazdy.

No i spalanie wypadło na przyzwoitym poziomie. Jeździłem po zatłoczonych miastach, ale i drogami szybkiego ruchu. Średnie zużycie paliwa wyniosło 5,5 litra, a daleko mi było do ekonomicznego stylu prowadzenia. Można więc uznać, że mamy do czynienia z oszczędnym autem.
Fot. Toyota
Ceny nowej Toyoty C-HR zaczynają się od 94 900 zł. Mowa o wersji z silnikiem 1.2 i wyposażeniem w opcji "Comfort". Warto wziąć pod uwagę też mocniejsze jednostki, bo producent kusi obniżkami. Można sporo zaoszczędzić przy zakupie wersji z hybrydowym napędem 1.8, która razem z pakietem wyposażenia "Selection" kosztuje teraz 126 900 zł.  Z okazji debiutu modelu dostępna jest też wersja specjalna "PREMIERE EDITION" z dwukolorowym nadwoziem i dachem w kolorze fortepianowej czerni. Taka zabawka kosztuje 137 900 zł.
Fot. Toyota

Czy warto kupić Toyotę C-HR?
Toyota pokazała, że potrafi skutecznie odpowiedzieć na potrzeby rynku. Coraz więcej kierowców decyduje się na hybrydy, bo chcą być "eko" na drodze. Nowy C-HR pozostaje nowoczesnym, bardzo solidnie wykonanym autem. W wynikach sprzedaży pewnie nie przebije Yarisa i Corolli, ale znowu przyciągnie nabywców, którzy szukają do jazdy czegoś mniej oczywistego.

Produkcja nowej Toyoty C-HR ruszyła pod koniec października. Co ciekawe, oficjalna wersja odświeżonego modelu ma się odbyć dopiero w styczniu 2020 r., ale samochody można juz zamawiać na stronie producenta. Pod koniec listopada powinny trafić do dilerów.
Fot. Toyota