Robią coś, czego bał się rząd PiS. Czesi wprowadzają podatek, który tak drażni Amerykanów
By zrealizować wyborcze obietnice polski rząd postanowił sięgnąć do funduszu dla osób niepełnosprawnych, co wywołało powszechne oburzenie. – U nas rząd nie ruszyłby pieniędzy dla niepełnosprawnych. To wywołałoby bardzo duże kontrowersje – mówi nam czeski politolog. W jego kraju rząd chce zrobić coś zupełnie innego. Opodatkować cyfrowych gigantów z USA, na co z kolei polski rząd do tej pory się nie zdobył.
"Nie chce mi się wierzyć, że PiS to takie tchórze. Zamiast opodatkować wielkie korporacje i wprowadzić podatek cyfrowy, chcą 13. emeryturę finansować z Solidarnościowego Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych" – komentowała kilka dni temu na Twitterze Marcelina Zawisza, posłanka Lewicy.
Polska się wycofała
To jej partia mocno forsuje wprowadzenie podatku cyfrowego od takich gigantów jak Facebook, Google, Amazon czy Apple. Ale nie mogła się spodziewać, że szybciej niż Polsce taki podatek zatwierdzi rząd w Czechach.
Tak, niemal taki sam, o którym kilka miesięcy temu głośno mówiono u nas, że polski rząd też chce go wprowadzić. Podatek miał wejść w życie 1 stycznia 2020 roku. Spodziewano się nawet, że dochody z tego tytułu mogą w pierwszym roku osiągnąć poziom 217 mln zł.
Wszystko zmieniło się wraz z wrześniową wizytą wiceprezydenta USA w Warszawie. – USA z głęboką wdzięcznością przyjęły odrzucenie projektu wprowadzenia podatku cyfrowego – dziękował polskim władzom Pence. Mówił, że podatek ten mógłby utrudnić wymianę handlową między Polską a USA.
Morawiecki tłumaczył potem, że Polska czeka na decyzje z UE. – Czekamy na opinię OECD i Unii Europejskiej. Prace polityczno-wdrożeniowe zostały scedowane na Unię Europejską. My wprowadzimy takie rozwiązania, jakie będą obowiązywały w Unii – mówił.
Dopiero we wtorek premier powiedział, że podatek ten od kilku miesięcy jest dyskutowany na Radzie Europejskiej i temat podnoszony jest również przez niego.– Mamy informacje od Komisji Europejskiej, że w najbliższych miesiącach zamierza zaproponować jeden podatek cyfrowy dla całej Unii Europejskiej. Czekamy na tę propozycję i bardzo chętnie ją wdrożymy – zapowiedział w Sejmie.
Stwierdził też, że jeżeli podatek nie będzie wdrożony na poziomie UE, "propozycja zostanie zainicjowana przez rząd".
Jednak rząd w Czechach już wcześniej nie miał takich oporów. I dosłownie dzień przed expose polskiego premiera zatwierdził wprowadzenie 7-procentowego podatku cyfrowego w budżecie na 2020 rok. "Czesi są bardziej stanowczy" – komentuje polski internet.
Gdyby został wprowadzony to od czerwca – jak oszacowano – w 2020 roku budżet wzbogaciłby się o ok. 2,1 mld koron, a w kolejnych latach po 5 mld rocznie.
Takie prawo miałoby obowiązywać do 2024 roku, dopóki UE nie wypracuje wspólnej polityki.
Czechy idą zatem śladem kilku innych krajów, które "się wyłamały. Ustawę o wprowadzeniu 3 proc. podatku cyfrowego w lipcu przyjął Senat Francji. Od 2020 roku ma być też wprowadzony w Austrii. Również włoska rada ministrów zatwierdziła projekt wprowadzenia podatku cyfrowego od przyszłego roku.
"Widać nie trzeba czekać. Ale żeby nie czekać to trzeba się nie bać wielkich korporacji" – komentowała teraz decyzję czeskiego rządu Marcelina Zawisza.
"Ale podatek przehandlowany za wizy, więc chyba wszystko jasne?" – odpowiedział jej Związek Zawodowy Personelu Pokładowego i Lotniczego.
"Czeski Donald Trump"
Dlaczego rząd w Pradze nie czekał na globalne rozwiązania i nie bał się reakcji Amerykanów?
Czesi mogą jeździć do USA bez wiz, więc tu problemu nie było. Stosunki z USA też chyba są nie najgorsze, skoro premier Andrej Babiš słyszał w maju tego roku w Białym Domu pochwały pod adresem Czech. Donald Trump mówił, że są bezpiecznym kraje, chwalił też ich wojsko.
– Panie prezydencie, idealnie rozumiem pana plan, by uczynić Amerykę znowu wielką. Mam podobny plan, by Republikę Czeską uczynić na nowo wielką – odwdzięczał się Babiš.
Teraz zdecyduje parlament
– Rząd po prostu szuka pieniędzy i znalazł na to sposób właśnie w podatku cyfrowym. Nie było żadnej debaty na temat tego jak mogą zareagować Amerykanie – mówi naTemat Lubomír Kopecek, politolog z Uniwersytetu w Brnie.
Podkreśla – o czym w polskich komentarzach trochę się zapomina – że pomysł rządu musi jeszcze zaakceptować parlament. – Co w przypadku Czech nie jest takie pewne. Rząd jest słaby, mniejszościowy i, w odróżnieniu od rządów PiS w Polsce, proces legislacyjny może trwać pół roku albo i dłużej. Projekt ustawy trafi do parlamentu i może ulec tam całkowitej zmianie. Pamiętajmy, że to dopiero początek drogi – zastrzega.
Ale na pewno nie szuka wśród niepełnosprawnych. – To byłaby sprawa bardzo kontrowersyjna. A obecny rząd takich unika. Pojawił się pomysł specjalnego podatku od banków, ale Babisz jest właścicielem firmy, która ma duże kredyty i nie chce walczyć z bankami. W przypadku firm cyfrowych premier chyba nie ma żadnych interesów – zauważa nasz rozmówca.