Znak czasów: golarki pracują szybciej niż silniki F1 i są mądrzejsze od mojego starego komputera
Postanowiłem przyjrzeć się uważnie pewnej elektrycznej maszynce do golenia i okazało się, że w świecie sprzętu AGD trwa technologiczny wyścig zbrojeń. Tak intensywny, że może wręcz zjeżyć włosy na... twarzy.
Dalej mamy grono "normalsów", czyli osób, które w ramach walki z zarostem twarzy, sięgają po cokolwiek. Ot, wystarczy jednorazowa maszynka do golenia, kupiona w drogerii, bądź też – w sytuacji awaryjnej – w kiosku na rogu. Gdy trzeba, dadzą radę i wysłużoną maszynką na żyletki, podkradzioną ojcu.
Grupa trzecia? Oto rozkochani w stylowej przeszłości retro-twardziele, którzy wzorem swych dziadków postanowili opanować niełatwą sztukę operowania brzytwą. Szanuję to! Choć sam wolę nie operować na swej twarzy i szyi narzędziem, które podświadomie (zgubny wpływ literatury z XIX wieku) kojarzy mi się głównie z porachunkami alfonsów.
Fot. mat. prasowe
Dziś postanowiłem na własnej skórze (sic!) sprawdzić, czy współczesna maszynka z segmentu premium naprawdę jest czymś znacznie bardziej złożonym, niż silniczek obracający zestawem ostrzy. Ujmuję w dłoń nowość od niemieckiego Brauna i zaczynam rozgryzać fenomen tego kosztownego sprzętu (ceny zaczynają się od 1399 zł), który ponoć ma mnie zachwycić niesamowicie wręcz precyzyjnym goleniem blisko skóry i komfortem użycia nawet w trudno dostępnych miejscach.
Zacznijmy od technologii AutoSense, przy pomocy której maszynka odczytuje gęstość mojego zarostu, aby na bieżąco dostosowywać optymalną w danej chwili moc działania. Robi to, uwaga, trzynaście razy na sekundę. Pamiętam, że gdy w roku 2011 na rynku debiutowała luksusowa Lancia Thema, PR-owcy koncernu FIAT z wypiekami na twarzy ekscytowali się, iż z taką właśnie prędkością działa nowatorski system EHPS, zbierający dane na temat m. in. prędkości samochodu, kąta skrętu kół oraz pracy silnika. Czy podejrzewali, że niecałą dekadę później równie szybkich analiz będą dokonywać małe sprzęty AGD? Nie sądzę.
Skoro zaczęliśmy odniesienia do świata motoryzacji, wypada poruszyć kolejną kwestię: aby golarka usuwała zarost skutecznie i bezboleśnie, niezbędna jest jej odpowiednio szybka praca. W tym przypadku mówimy o maszynce, która naprawdę potrafi zasuwać: sprzęt wykonuje aż 30 000 cięć na minutę. Dla porównania: to dokładnie o połowę żwawiej, niż kręcą się współczesne silniki bolidów F1.
Do tego dochodzi technologia soniczna, czyli – mówiąc bardziej po ludzku – moduł generujący wibracje dźwiękowe (robi to z częstotliwością 10 000 razy na minutę). Efekt? Nie czuć praktycznie żadnych oporów i całość prześlizguje się po skórze niczym pingwin sunący na brzuchu po lodzie.
Fot. mat. prasowe
Spadek energii możesz śledzić na wyświetlaczu Pro2, który zdaniem producenta jest inteligentny. Co dokładnie ma to oznaczać? Mówiąc szczerze – nie mam pojęcia. Wiem jedynie, że w sposób naprawdę czytelny pokazuje również konieczność wymiany głowicy lub też wyczyszczenia golarki.Ostatnia z owych czynności odbywa się – co bardzo wygodne – w sposób niemal automatyczny. Niemal, gdyż po wsunięciu maszynki do ustrojstwa określanego jako baza czyszcząco–ładująca, należy wcisnąć guzik, aby w ten sposób zainicjować proces, po którym wszystkie elementy tnące będą solidnie wyglancowane (higiena to podstawa!), zdezynfekowane, nasmarowane i wysuszone.
Konstrukcja jest wodoodporna i umożliwia golenie na mokro (jeżeli sprawia ci to frajdę, możesz użyć pianki lub żelu), choć to cechy wręcz banalne w świecie współczesnych golarek, zwłaszcza tych z górnej półki.
Fot. mat. prasowe
Na koniec technologiczna wisienka na torcie: sercem owej – naprawdę urodziwej, przyznajmy – konstrukcji jest 32-bitowy mikrokomputer jednoukładowy, którego zadaniem jest optymalne dopasowanie mocy golarki do zarostu. Trzydzieści dwa bity! Pomyśleć, że w czasach mojego dzieciństwa powalające wrażenie robiła architektura czterokrotnie słabsza (patrz: 8-bitowe Atari 65 XE albo Commodore 64).
Stoję właśnie przed lustrem i uświadamiam sobie, że dożyłem czasów, w których maszynka elektryczna jest "mądrzejsza" niż komputery, na których niegdyś (w czasach, gdy nie miałem jeszcze zarostu) odpalałem oszałamiające gry. Dziwne uczucie…