Myślisz, że po stronie opozycji już wszystko stracone? Z przeszłości płynie ważna nauka

Tomasz Ławnicki
Ile warte mogą być polityczne sondaże? Te z ostatnich dni – tyle co nic. Dopiero w połączeniu z tymi za miesiąc i za kolejny miesiąc mogą dać one pewien obraz, jaki może być wynik wiosennych wyborów prezydenckich. Nie ma co słuchać kogokolwiek, kto dziś z pełnym przekonaniem stwierdzi, że wie, jaki będzie rezultat majowego głosowania.
6 grudnia 2014 r. Rada Polityczna PiS zatwierdziła Andrzeja Dudę jako kandydata na prezydenta. Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Najtęższe umysły z wydziałów nauk politycznych przeróżnych uczelni głowiły się nad tym, dlaczego w 2015 r. Bronisław Komorowski przegrał, choć przecież wydawało się to niemożliwe, i dlaczego Andrzej Duda wygrał, choć przecież teoretycznie był bez szans. Do teorii, jakie wówczas padały, nie ma co wracać – to niech sobie analizują sztaby poszczególnych kandydatów. Warto jednak dziś zwrócić uwagę na parę liczb i dat z tamtej kampanii. Szczególnie przyjrzeć się im powinni ci, którzy uważają, że Andrzej Duda zwycięstwo ma w kieszeni, a opozycja jest kompletnie bez szans.


Zakonnica w ciąży
"Jeżeli tu się nie stanie coś takiego, czego ja w ogóle nie jestem w stanie przewidzieć, że Bronisław Komorowski po pijanemu na pasach przejedzie niepełnosprawną zakonnicę w ciąży, no to oczywiście, że będzie prezydentem" – wygłosił w styczniu 2015 r. w studiu TVP Adam Michnik. Dziś ten wywód brzmi śmiesznie, ale wtedy oparty był na tym, czym odbiorców karmiły różne sondażownie.

Komitet Polityczny Prawa i Sprawiedliwości zatwierdził kandydaturę Andrzeja Dudy na prezydenta 6 grudnia 2014 r. Tak, tak – to ważna wiadomość dla tych, którzy wytykają opozycji, że mamy listopad, a na razie tylko PSL zdecydował, że kandydatem tej partii na prezydenta będzie Władysław Kosiniak-Kamysz. W PO trwają prawybory, w Konfederacji podobnie, Lewica z formalną decyzją - Biedroń czy Zandberg - też jeszcze zwleka. Waha się też - tak wynika z publicznych wypowiedzi - kandydat spoza świata polityki, czyli Szymon Hołownia.

Jeszcze jest czas
Zwlekają, nie wiedzą, zastanawiają się? I co z tego. Niech się zastanawiają. Wbrew pozorom – jak widać na przykładzie Dudy – trochę czasu jeszcze mają. Byleby zastanowili się dobrze, obstawili właściwie i rzetelnie przygotowali kampanię. Jak wskazuje lekcja sprzed 5 lat, to wcale nie musi być ktoś z grona partyjnych liderów. Może nawet wręcz przeciwnie?

Oczywiście, zanim nastąpiło formalne zatwierdzenie kandydatury Andrzeja Dudy przez partyjny Komitet Polityczny, jego nazwisko padało już wcześniej. A pierwsze sondaże dziś są niezłą lekcją. Przede wszystkim jest to dowód na to, że Duda był wówczas niemal kompletnie nieznany.
11 listopada 2014 r. – w siedzibie Towarzystwa Sportowego Sokół w Krakowie ogłoszono, że to Andrzej Duda ma być kandydatem PiS na prezydenta.Fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta
W momencie, gdy wysunięto jego kandydaturę, był europosłem raczej nieobecnym w mediach. Za sobą miał doświadczenie niepełnej kadencji przy Wiejskiej oraz funkcji zastępcy Zbigniewa Ziobry w resorcie sprawiedliwości i podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nawet wyborcy PiS nie bardzo wiedzieli, kto zacz.

Start z 17 proc.
Po raz pierwszy o kandydaturze Andrzeja Dudy poinformowano na spotkaniu w siedzibie Towarzystwa Sportowego Sokół w Krakowie w dniu Święta Niepodległości. Parę dni później w tygodniku "Newsweek" opublikowano wyniki sondażu przeprowadzonego przez pracownię Millward Brown.

Na pierwszym miejscu był Bronisław Komorowski z poparciem 61 proc., Andrzej Duda od razu wskoczył na miejsce drugie ze słupkiem 17 proc. Niewiele - to nawet nie było tyle, ile w sondażach dostawał wówczas PiS. "Newsweek" jednak już wtedy zwracał uwagę, że ostateczny wynik Dudy na pewno będzie wyższy, bo przecież w prezydenckim rankingu pojawił się dopiero niedawno, więc jest niedoszacowany.
Sondaż sprzed 5 lat jest dziś ważną lekcją.Fot. screen ze strony tvp.info
"Komorowskiemu rośnie konkurencja – stosunkowo wysokim wynikiem zaskoczył kandydat PiS Andrzej Duda" – odnotowywała wówczas TVP Info.

Inni kandydaci w tym badaniu się nie liczyli. Na kolejnych miejscach znaleźli się Janusz Korwin-Mikke (4 proc.), Janusz Palikot (3 proc.) i związany z Radiem Maryja Mirosław Piotrowski (1 proc.). SLD było jeszcze przed decyzją ws. Magdaleny Ogórek, a PSL dopiero później zdecydował o wystawieniu Adama Jarubasa. W grze nie było też jeszcze tego trzeciego, który niemało namieszał, czyli Pawła Kukiza.

To ten sam moment
A teraz przyjrzyjcie się dobrze dacie publikacji tego sondażu: 24 listopada 2014 r. Właściwie równo 5 lat temu. Dziś zatem jesteśmy niemal dokładnie w tym samym momencie kampanii. I dokładnie tyle samo jest wart opublikowany w poniedziałek sondaż, który - co to kryć - jest dla opozycji bezlitosny i wskazuje, że nie ma nikogo, kto byłby w stanie zagrozić Andrzejowi Dudzie.

Badanie przeprowadzono w paru wariantach – sprawdzono, jak ułożyłyby się głosy, gdyby PO wystawiła Małgorzatę Kidawę-Błońską, a jak w przypadku startu Jacka Jaśkowiaka; co by było, gdyby Lewica postawiła na Adriana Zandberga, a co wtedy, gdyby zwyciężyła opcja z Robertem Biedroniem.
sondaż ibris dla rmf fm i "Dziennika Gazety Prawnej"
I tura, start Kidawy-Błońskiej i Zandberga:

Andrzej Duda – 46,2 proc.
Małgorzata Kidawa-Błońska – 23,3 proc.
Adrian Zandberg – 9,1 proc.
Władysław Kosiniak-Kamysz – 8,2 proc.
Janusz Korwin-Mikke – 3,3 proc.
_____________________________

I tura, start Jaśkowiaka i Biedronia:

Andrzej Duda – 43,5 proc.
Jacek Jaśkowiak – 16,3 proc.
Władysław Kosiniak-Kamysz – 15 proc.
Robert Biedroń – 5,3 proc. głosów.
Janusz Korwin-Mikke – 4,7 proc.
Czytaj więcej

Jak by nie liczyć, wychodzi, że bez II tury się nie obejdzie. W niej zaś, jak wynika z sondażu IBRIS, Andrzej Duda wygrałby bez trudu – niezależnie od tego, z kim przyszłoby mu się zmierzyć.

Bez trudu? To, owszem, stan wiedzy na dziś. Ale był już taki prezydent, który miał wygrać bez trudu i to już w pierwszej turze. Sondaże z kolejnych miesięcy kampanii przed tamtymi wyborami też przecież nie wskazywały na to, aby Komorowski miał się czego i kogo bać.

Wiara, że się uda
Badanie TNS Polska z 12 grudnia 2014 r. potwierdzało wyniki z listopada – wszystko miało się rozstrzygnąć już w pierwszej turze. Wprawdzie urzędującemu prezydentowi nieco spadło, ale i tak pozycja Komorowskiego była wówczas znacznie pewniejsza niż Dudy dzisiaj.
Sondaż TNS dla "Wiadomości" TVP z połowy grudnia 2014 r.Fot. screen ze strony tvp.info
Ten sondaż przeprowadzono tuż po oficjalnej prezentacji kandydata Prawa i Sprawiedliwości. – Czeka nas ciężka praca. Wierzę, że to będzie wielkie święto polskiej demokracji. Wierzę również głęboko w to, że przy pomocy życzliwych ludzi zwyciężę w tych nadchodzących wyborach prezydenckich – mówił 6 grudnia Andrzej Duda, choć pewnie także w szeregach PiS mało kto w to wierzył.

W sondażu TNS wykonanym parę dni później nie sposób odnaleźć nic, co dawałoby kandydatowi PiS jakikolwiek promyk nadziei. Zresztą badanie ze stycznia 2015 r. też nie wróżyło jakiejkolwiek zmiany w Pałacu Prezydenckim. W ankiecie Millward Brown dla "Faktów" TVN i TVN24 Andrzej Duda mógł się wprawdzie "już cieszyć", poparciem 21-procentowy, jednak był daleko w tyle za Bronisławem Komorowskim (65 proc.).
Sondaż z 12 stycznia 2015 r.Fot. screen ze strony fakty.tvn24.pl
Co się zatem później zdarzyło, że w parę miesięcy wszystko się odwróciło? Na pewno nie da się tego zdiagnozować w dwóch zdaniach.

Wyciągnąć wnioski
Nie ma wątpliwości, że wiele w nastrojach społecznych zmienił fakt pojawienia się tego trzeciego, czyli Pawła Kukiza. Nie dostał się do II tury, ale w słupkach namieszał. I jasne jest także, że sztab ówczesnego prezydenta przespał wiele sygnałów, które powinien odczytać jako ostrzeżenia.

Najpoważniejszym z nich były wybory samorządowe, jakie odbyły się w listopadzie 2014 r. Platforma Obywatelska wygrała je minimalnie, z wynikiem o wiele gorszym od spodziewanego. A mimo to kampanię kampanię Bronisława Komorowskiego powierzono tym samym ludziom.
Debata przed II turą wyborów prezydenckich (przed I turą Bronisław Komorowski na debacie się nie pojawił) prowadzona przez Krzysztofa Ziemca i Dorotę Gawryluk.Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Dziś sytuacja jest pod wieloma względami podobna do tej sprzed pięciu lat. Andrzej Duda też nie ma z kim przegrać. A wyborcy również przesłali PiS sygnał ostrzegawczy – symbolem tego jest układ sił w Senacie.

Zatem przełom listopada i grudnia to jest jeszcze moment, w którym zdarzyć się może wszystko. Może, ale nie musi. Wystarczy postawić na niewłaściwego kandydata, wystarczy nieudolnie poprowadzić kampanię, do tego skłócić się między sobą – to da się zrobić. Andrzej Duda będzie za to wdzięczny. Bo na razie niczego nie może być pewien.