Stratowali sprzedawcę, kupowali dalej. Ten licznik pokazuje, ile ludzi zginęło w Black Friday
Black Friday to dzień największych wyprzedaży w roku. W USA, w którym powstał Czarny Piątek, to też dzień, w którym ludzie zamieniają się w konsumpcyjne potwory. Tratowanie się w supermarketach, pobicia i strzelaniny to w Czarny Piątek już "tradycja" – śmiertelny bilans czarnopiątkowy ciągle rośnie, a szpitale mają wtedy pełne ręce roboty. Powstał nawet... specjalny licznik.
Jeśli Black Friday ma być już jakimś świętem, to świętem konsumpcji. Tego dnia, uważanego za początek bożonarodzeniowego sezonu zakupowego, przeceny w amerykańskich sklepach wynoszą kilkadziesiąt procent, często o wiele więcej niż w Polsce. W Stanach Zjednoczonych obniżki bywają naprawdę rekordowe (95 procent to nic nowego), a okazje – wręcz kosmiczne. Klienci czekający przez cały rok na wielką wyprzedaż są w stanie zaoszczędzić nawet tysiące dolarów, chociaż w dobie wzrostu kosztów życia po pandemii przystopowały i niektóre sklepy z promocjami, i niektórzy konsumenci.
Od lat w Black Friday ludzie za oceanem wpadają w prawdziwą zakupową histerię i zaczynają zachowywać się jak dzikie zwierzęta. To nie żart, ani chwytliwa metafora: podczas zakupów tego dnia giną ludzie. Istnieje nawet strona internetowa Black Friday Death Count ("Licznik Śmierci w Czarny Piątek"), która odnotowuje, ilu klientów straciło życie, a ilu zostało rannych od 2006 roku.
Do dziś tego dnia w USA zginęło 17 osób, a rannych zostało 125 (chociaż liczby te mogą być znacznie większe, bo nie wszystkie przypadki trafiają do mediów).
Fot. Screen z blackfridaydeathcount.com
Szturm na Walmarta
Kolejki do większych sklepów są w Czarny Piątek olbrzymie. Gdy tylko otwierają się drzwi, ludzie – którzy często koczowali pod wejściem całą noc – zaczynają biec. Trudno jest jednak biec w klaustrofobicznym ścisku, więc klienci popychają się, szarpią, uderzają kogoś łokciem w nos, upadają na ziemię, krzyczą, przeklinają, słabną, duszą się, biegną po osobach, które leżą na podłodze. Tratują się. To jak walka o przetrwanie, z tym wyjątkiem, że w Black Friday batalia toczy się nie o życie, ale o telewizor przeceniony o 200 dolarów.
Jak pisze portal The Hustle, średnio co roku w całym kraju ma miejsce jedna śmierć i dziewięć urazów. Co ciekawe, ich liczba z roku na rok ani nie rośnie, ani nie spada – jest całkowicie przypadkowa. W 2011 zginęła jedna osoba i 45 zostało rannych (za Black Friday Death Count), a w 2015 nie odnotowano nic. Trudno więc przewidzieć, który rok będzie w Czarny Piątek "morderczy".
A reszta? 20 procent wypadków ma miejsce podczas otwarcia drzwi i wejścia do sklepu (a raczej wojennego szturmu na niego), a 11 procent na zewnątrz, między innymi na parkingach, gdzie klienci biją się o wolne miejsce, albo na ulicach, gdzie odreagowują swoje po zakupowe zmęczenie.
Prawdziwym rekordzistą wypadków jest Walmart, czyli jedna z największych sieci supermarketów w Stanach Zjednoczonych. To amerykańska świątynia zakupów, złoty bożek kapitalizmu. To tam ma miejsce oszałamiające 70 procent wszystkich wypadków. Nic zresztą dziwnego – w Czarny Piątek najwięcej Amerykanów ciągnie właśnie do Walmartów. Nie dość, że można kupić tam dosłownie wszystko, to promocje potrafią zwalać z nóg.
Znieczulica
Jak zginęło 17 osób, które pokazuje Black Friday Death Count? Niektóre sytuacje mrożą krew w żyłach, a sporo to powszechne w USA strzelaniny, jak w 2020 roku w Kalifornii i w 2021 roku w Austin w Teksasie. Większość jest jednak... jest dość absurdalna (i jednocześnie oczywiście tragiczna) i nie mieści się w głowie ludziom, którzy nie uczestniczyli w czarnopiątkowych zakupach w Stanach Zjednoczonych.
W 2008 roku w Walmarcie w Nowym Jorku dwa tysiące klientów stratowało sprzedawcę. Martwy mężczyzna leżał na linoleum, jednak ludzie zdawali się go nie zauważać i dalej biegli po jego ciele. "Kiedy inni sprzedawcy ogłosili, że wszyscy muszą wyjść, bo ktoś zginął, ludzie zaczęli krzyczeć, że przecież stali w kolejce od wczoraj rana. Kupowali dalej" – relacjonowała agencja AP. Podobnie było trzy lata później w sklepie Target w Wirginii Zachodniej. 61-letni mężczyzna dostał podczas stresujących zakupów ataku serca. Upadł martwy na ziemię, a kupujący wciąż walczyli o przecenione produkty nad jego zwłokami. Ludzie tratowali się też w 2021 roku w centrum Chicago, zginęły dwie osoby.
Są też zgoła inne przypadki. W 2011 razy w dwóch różnych miejscach doszło do podobnego zdarzenia – w Karolinie Północnej policjant po służbie użył wobec szalonego tłumu gaz pieprzowy, ten sam specyfik poszedł w ruch w Kalifornii, kiedy klientka postanowiła za wszelką cenę zdobyć lalkę Bratz. W obu miejscach rannych zostało 20 osób. A w 2010 roku w Walmarcie w Atlancie klienci wdali się w bójkę o ręczniki za 1 dolara i 28 centów.
Są też wypadki samochodowe. Nietrudno o nie, kiedy ludzie są zmęczeni i zakupami, i – koczowaniem w kolejce przez kilka, kilkanaście godzin. W 2012 roku w San Bruno mężczyzna, który spał tylko trzy godziny w ciągu doby i mimo to usiadł za kierownicą, spowodował wypadek, w którym zginęły dwie jego córki.
Szokujące? Bez wątpienia. Szał klientów w Black Friday w USA niektórych i śmieszy, i przeraża, powstają memy, służby apelują do ludzi o spokój. Ale mimo to w ten piątek licznik Black Friday Death Count może jeszcze wzrosnąć, bo ludzie nie chcą zrezygnować ze swojego ukochanego "święta". Dlatego tego dnia chyba lepiej kupować po prostu przez internet, do czego zresztą namawia ludzi coraz więcej sklepów. Z roku na rok ich kierownicy mają bowiem coraz większy problem ze znalezieniem sprzedawców, którzy będą chcieli wziąć zmianę w Czarny Piątek. I chyba trudno im się dziwić.