Ona dziennikarka, on operator. Zostawili pracę w mediach i na rok przenoszą się do Azji

Aneta Olender
Wszystko co mieli spakowali do kartonów, które będą czekać na ich powrót u przyjaciół. Joanna Grzymkowska-Podolak i Jarosław Podolak przez najbliższy rok będą poznawać Azję. Podróże to ich sposób na lepsze życie. Początki tej "zmiany" nie były jednak tak optymistyczne. Wszystko zaczęło się bowiem w szpitalu.
Asia i Jarek zaczęli podróżować na własną rękę po tym, jak 2011 roku mężczyzna trafił do szpitala. Fot. Jarosław Podolak
Joannę i Jarka udało mi się złapać na dzień przed wyjazdem. Jak stwierdziła Asia, w momencie "totalnego zawieszenia". – Jeszcze nie jesteśmy tam, ale właściwie tu już też nie jesteśmy. W zasadzie nie wiem kiedy jest początek podróży, kiedy ma się bilet, kiedy zaczyna się o niej myśleć, czy kiedy stoi się na lotnisku – zastanawia się rozmówczyni naTemat.

Ona i jej mąż zdecydowali, że najbliższy rok spędzą w Azji. To nie będzie ich pierwsza podróż, ale na pewno będzie najdłuższą ze wszystkich dotychczasowych. Jeśli jednak mowa o początkach podróży, to przygoda tej pary nie zaczęła się od optymistycznego akcentu.
Zawał, który zmienił życie
Joanna i Jarek od lat związani są z telewizją. Tam zresztą też się poznali. Ona dziennikarka, wydawczyni i realizatorka, on operator obrazu. Robią to, co lubią, bo ich pasją jest pokazywanie świata i opowiadanie o nim. Praca w mediach oznacza jednak najczęściej życie w ciągłym biegu i nienormowany czas pracy. Ten tryb w przypadku naszych rozmówców przerwało pewne przykre wydarzenie.


– Zaczęło się smutno. Dzień po tym, jak wróciliśmy z wycieczki organizowanej przez biuro podróży, poczułem ból w klatce piersiowej, nie sądziłem, że może to być coś poważnego, w końcu byłem młodym 40-letnim człowiekiem, ale przez głowę przemknęła mi myśl, żeby na wszelki wypadek pojechać do szpitala. Tam na początku też mówiono, że wszystko jest ok, że to pewnie jakiś refluks. Kiedy przyszła diagnoza, okazało się, że to zawał – opowiada Jarek.
Jarosław Podolak

Po zawale stwierdziliśmy, że trzeba pomyśleć, co chcemy w życiu robić, czy tylko poświęcić się pracy i czekać na emeryturę lub na kolejny zawał, czy może jednak spróbujemy żyć tak, jak mamy na to ochotę. To nie jest tak, że namawiam każdego, żeby podróżował i ruszył na rok do Azji, ale może jest coś, o czym marzysz, ale z różnych powodów to odkładasz. Myślisz, że zrobisz to za rok, albo jeszcze później, ale tego czasu może nie być. Życie bardzo szybko mija.

Świat przeleciał mu przed oczami, jak w filmie, ale w zdecydowanie szybszym tempie. Po pierwszym szoku przyszedł czas na refleksję. Czy tak chcą żyć? Czy ciągła praca i wyjazdy raz w rok na tygodniowy urlop im wystarczą? Nie zastanawiali się długo nad odpowiedzią.

– Stwierdziliśmy, że nie – mówi nasz rozmówca. Od razu zaczęli też planować, od którego zakątka świata zaczną jego poznawanie. Mieli obawy, bo wcześniej nie podróżowali w ten sposób, ale kupili land rovera (za pieniądze wypłacone za przebyty zawał), którego nazwali Dragon i kilka miesięcy później byli już w trasie do Maroka. Był rok 2011, ich życie zaczynało zmieniać się na lepsze.

– Zawał Jarka wszystko nam przewartościował. Dla mnie to był totalny kop, żeby naprawdę się pozbierać i żeby nie odkładać życia na za miesiąc, na za rok. Nigdy nie wiadomo ile czasu w życiu jest nam dane. Fajnie jest więc wykorzystywać go, żyjąc w zgodzie ze sobą. Nie jest tak, że każdy dzień w życiu będzie fajny, ale dobrze jest czuć, że przynajmniej staram się robić to, z czym jest mi dobrze – stwierdza Joanna. Wiadro wody musi wystarczyć
Macie dużo bagaży? – pytam Asię. – Jeszcze tak naprawdę walczymy. Podejrzewam, że będziemy walczyć do ostatniej godziny, oczywiście nie przekraczamy limitu. Wciąż wydaje nam się, że tyle rzeczy się przyda, ale z doświadczenia wiemy też, że rzeczywistość to weryfikuje i mnóstwo rzeczy się wyrzuca – odpowiada.

Niejedna para skarpetek, która ciążyła w ich plecakach, została gdzieś na końcu świata. Próbują więc być rozsądni, ale z drugiej strony w ich głowa rodzi się pytanie: jak spakować się na rok? Już wiedzą, że się nie da.

– Bywało, że brałam jakiś puder czy kolorowy kosmetyk, a później śmiałam się z siebie, że w ogóle przyszło mi to do głowy. Wciąż uczymy się sztuki podróżowania. To nie jest podróż na miesiąc czy na dwa, tak jak zwykle, to jest podróż na rok, więc zaczynasz myśleć, co ci się przyda na Sri Lance, co ci się przyda w Omanie – opowiad Asia.

Kiedy z nią rozmawiam, jest w jednym z warszawskich salonów kosmetycznych. Pozwala sobie na ostatnią taką przyjemność przed tak długą przerwą. Wie, że w podróży będzie musiała przywyknąć do innych warunków.

– W podroży masz wiadro wody, którym musisz opędzić siebie, pranie i małżonka. Jedynym kosmetykiem jest uniwersalna kostka myjąca, jedynym filtrem olej kokosowy kupiony na bazarze i to tak wygląda – zaznacza. Niczego nie planujemy
Swoją podróż rozpoczynają w Omanie, to jedyny pewnik w ich planach na najbliższy rok. Spędzą tam miesiąc. – Kawa, kardamon, chałwa, wschody i zachody słońca na pustyni, a po miesiącu lecimy na Sri Lankę i zobaczymy co dalej. Oddajemy to trochę losowi i reagujemy na bieżąco. To jest podróż po Azji i tak naprawdę bez konkretnego planu poza tym, że mamy rok wolności, rok życia, który wykorzystujmy na podróż. Być może wiosną będziemy w Japonii, więc przyda się też coś przeciwdeszczowego – żartuje rozmówczyni naTemat.
Joanna Grzymkowska-Podolak

Jeszcze miesiąc temu opowiadaliśmy, że zaczynamy naszą podróż od Libanu, taki był plan, kupiliśmy już nawet bilety. Jednak okazało się, że świat zmienia się tak szybko, w Libanie zaczęła się rewolucja. Co mogliśmy zrobić? Przebukowywanie biletów, oddawanie ich, jest kosztowne i zupełnie niepotrzebne. Więc dolatujemy do Libanu, spędzamy tam kilka godzin na lotnisku i lecimy do Omanu.

Uczucia, które towarzyszą Asi i Jarkowi to jednocześnie ekscytacja i obawa. W końcu wywracają swoje życie do góry nogami. Czegoś takiego jeszcze nie robili. – Rzeczywiście zwinęliśmy tutaj całe życie, zapakowaliśmy rzeczy w kartony i wywieźliśmy je do do znajomych. To nam zajęło dużo energii i czasu, chyba nawet więcej niż przygotowanie się do samej podróży. Śmiejemy się, że jedziemy w nieznane i że nie jesteśmy przygotowani. Dopychaliśmy jeszcze wczoraj ostatnie torby, jakieś walizki. Czujemy euforię, ale są też nerwy – mówi Jarek.

– Jest też takie przerażenie, po co wywracam sobie życie do góry nogami? Przecież oddajemy mieszkanie, w którym mieszkaliśmy kilkanaście lat, sprzedaliśmy samochód. Mamy siebie, plecaki, ale już nie mamy adresu, nie mamy naszego łóżka przez najbliższy rok, nie mamy swojej toalety – dodaje Asia.
Joanna Grzymkowska-Podolak

Podróże to są ludzie, to są spotkania. Ostatnio uświadomiłam sobie, że aby podróż była szczęśliwa i udana, to musi być takim miksem szaleństwa i rozsądku. Żadnego z tych elementów nie może zabraknąć. Żaden nie może też przeważać.

Obydwoje mają jednak świadomość, że to co ich przeraża, to raczej wyobraźnia niż rzeczywistość. Z plecakami poznawali już m.in. Indie, Kambodżę, czy Malezję. Podczas podróży do Maroko zrodził się też pomysł, że od teraz będą działać jako "Zakochani w świecie". Duet, który przywozi ze świata nie tylko wspomnienia, ale i materiał na reportaże i książki.

– Na naszą pierwszą samochodową podróż do Maroka dostaliśmy bezpłatne urlopy, ale kolejna trwała już cztery miesiące, więc zrezygnowałam ze stałej pracy, z takiego poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji. Zrezygnowałam z niej na rzecz tego, co niewiadome i nie żałuję. Chociaż oczywiście są plusy i minusy każdej decyzji. Teraz Jarek dojrzewał do tego, żeby zrobić sobie naprawdę dużą przerwę. Całe życie był na etacie, całe życie pracował dosyć intensywnie i dojrzał do tego, że fajnie jest w życiu zrobić coś innego nawet jeśli nie ma się 20 lat – przyznaje podróżniczka.

Para żartuje, że są trochę jak studenci, którzy decydują się na gap year, z tą różnicą, że ich przerwa jest przerwą od standardowego życia. Jarek, choć bardzo lubi swoją pracę, mówi, że na razie go do niej nie ciągnie. – Może to nie być dobrze odczytane, ale wcale nie było mi trudno zdecydować się na taką przerwę. Trzy miesiące jestem poza nią i absolutnie mnie do niej nie ciągnie. Nie mam czegoś takiego, że muszę iść do pracy, bo tylko wtedy jestem potrzebny i pożyteczny i tylko wtedy robię coś dobrego.

Zaznacza jednak, że to dzięki pracy mogą podróżować, dobrze tylko, gdyby nie zawłaszczała ona całego życia. Asia i Jarek mają szczęście, bo w podróży także mogą się spełniać i opisywać świat. – Ostatnio bardziej nastawiłem się na zdjęcia. Teraz też pewnie będziemy coś kręcić, chcemy żeby to istniało w wirtualnej przestrzeni. Lubię swoją pracę, robię to co lubię – dodaje.
Jarosław Podolak

Kiedy pracuję w telewizji w Warszawie, to nie wybieram tematu. Robię to, co danego dnia się dzieje. Czasami jest to polityka lub inne rzeczy, które nie są miłe i przyjemne. W podróży sam wybieram temat, czy wybieramy go razem z Asią. Kiedy spotykasz fajnych, uśmiechniętych ludzi gdzieś daleko w Azji, nie możesz się z nimi dogadać w jakimś języku, to wystarczy uśmiech i to już jest fajne.

– Dziennikarstwo newsowe uczy cię odnajdowania się w przeróżnych tematach, bo jednego dnia robisz materiał o sesji rady miasta, a drugiego o nieszczęściu ludzkim, ale tak sobie myślę, że dziennikarstwo to są zawsze ludzie, czy mówisz o polityce, czy mówisz o czymkolwiek innym. Zawsze są to sprawy, które są nam bliskie, a podróż jest pięknym kontekstem dla dziennikarstwa – wtóruje Jarkowi Joanna.
Zdani tylko na siebie
Moi rozmówcy przekonują, że podróż pozwala także poznać siebie i skonfrontować się ze sobą w zupełnie innych okolicznościach. Na co dzień, w ogólnym zabieganiu, nie jest to do końca możliwe, bo mamy zbyt dużo bodźców.

– To jest podróż w głąb siebie. Tam trochę inaczej człowiek funkcjonuje. Poza poznawaniem ludzi, fantastycznych miejsc, próbowaniem innego jedzenia, poznajemy siebie. Pojawia się przestrzeń do tego, bo nie mamy głowy zajętej "przyziemnymi" rzeczami. To jest odpoczynek umysłowy – słyszę od Jarka.

– Każdy z nas bierze siebie samego, ale w tych podróżach zawsze jesteśmy też razem. Jeszcze nie wiem w co wchodzę w tej chwili, bo skoro będziemy razem przez 24 godziny na dobę, to jest to jakieś szaleństwo. Na pewnie pokłócimy się sto razy w tym czasie, ale też nie ukrywamy tego. Być może to właśnie jest też klucz do tego, że ciągle jesteśmy razem. Nie przywozimy w plecaku jakichś niefajnych historii, wyjaśniamy wszystko na bieżąco. Jarek jest jedyną osobą na świecie, z którą chcę podróżować – mówi Joanna.

Jarek także nie wyobraża sobie samotnej podróży. Wie, że daleko od domu, nawet w sytuacjach konfliktowych, nie da się siebie unikać, nie można się minąć. Podkreśla jednak, że takie historie cementują związek.

– W Warszawie też nie jesteśmy cały czas razem, często wyjeżdżam służbowo. Podróżując możemy nadrobić te nieobecności w związku, ale myślę, że ten czas spędzony razem nam służy. W podróży chyba nawet lepiej się dogadujemy niż na miejscu. Tutaj jest za dużo jakichś takich rzeczy, które to rozbijają, tam mamy jasny prosty cel: trzeba znaleźć spanie, jedzenie i ustalić, gdzie jedziemy dalej – wyjaśnia Jarek.

Mieli już okazuje sprawdzić się w podobnych warunkach, więc są pewni tego, że mogą sobie zaufać. Podróż to test dla związku, ale oni za każdym razem przechodzą go pomyślnie.

Podróże to też powroty
W podróży fajne są też powroty – słyszę od moich rozmówców. Tu przecież mają rodzinę, znajomych, tu są ich miejsca. Nie uciekają od tego życia, na chwilę je tylko zmieniają, żeby później bardziej doceniać to, co mają.

– Najbardziej doceniam własną toaletę jak wracam, własny sedes jest najpiękniejszą rzeczą, jaką możesz spotkać po powrocie. Możesz na nim usiąść, nie musisz wisieć nad jakąś dziurą. Mówię o tym trochę śmiechem, żartem, ale po takich czterech miesiącach w Indiach zaczynasz myśleć, że przez ten cały czas nie usiedliśmy na toalecie, że przez ten cały czas, aby było taniej, spaliśmy raczej w pociągach podróżując. Dlatego właśnie łóżko po powrocie okazuje się najcudowniejszym miejscem na świecie, ale to też szybko mija, szybko się do tego przyzwyczajamy – podsumowuje Asia.

Pozostaje jeszcze jedna kwestia: czy na takie spełnianie marzeń potrzeba dużo pieniędzy? Moi bohaterowie mówią, że to "guzik prawda". Oni przez 1,5 miesiąca w Indiach wydali 700 dolarów.

– Niech mi ktoś powie, że przeżyją dwie osoby przez dwa miesiące za 2 tys. zł w Warszawie. Mówienie o pieniądzach jest jednak zawsze ryzykowne, bo jeżeli ktoś sobie tak życzy, to może wydawać więcej. Jeżeli podróże są krótsze, to nie chcemy sobie odmawiać, ale jeżeli podróżujemy długo i budżetowo, to musimy umieć podróżować tanio. W Indiach za super ucztę pracowaliśmy – kończy Asia.