Hołownia, jakiego nie znacie. Pomaga już w 10 krajach. "W tym roku idziemy na rekord"

Katarzyna Zuchowicz
Przez 12 lat był twarzą "Mam Talent" i wielu Polakom kojarzył się głównie przez ten program TVN. Innym, że był dziennikarzem, swoje teksty publikował w wielu tytułach. Albo, że chciał został księdzem. Ale Szymon Hołownia od lat zaangażowany jest też w inną działalność. Jego fundacje pomagają ludziom na świecie w nieprawdopodobny sposób.
Szymon Hołownia od lat pomaga Afryce. Ostatnio zaczął działać też m.in. w Bangladeszu i Chinach. Fot. Facebook/Dobra Fabryka
Pomiędzy jego ostatnimi wpisami na Facebooku o tym, że żegna się z TVN i dziękuje wszystkim, że tak żywo interesują się, czy weźmie udział w wyborach prezydenckich, są też inne. Zupełnie innego kalibru i mocy.

"Jestem tak szczęśliwy, że mam Dobrą Fabrykę, że dzięki niej dziś wieczorem będziecie mogli razem ze mną nakarmić małą Aline i dziesiątki innych dzieci, które jutro przed 8.00 zameldują się u drzwi ośrodka, bo przyszła ich kolej na cotygodniowy dzień u nas: dzień pysznego jedzenia, zajęć z dietetykiem i kucharkami dla mam, powrotu do domu z prowiantem na cały kolejny tydzień" – napisał kilka dni temu Hołownia.


Zamieścił zdjęcie Aline. Półtoramiesięczna dziewczynka żyje w Demokratycznej Republice Konga. Waży 2,5 kg. "Wyszła ze stanu krytycznego, ale powrót do pełni sił zajmie jeszcze dużo czasu. Walczymy o nią i o kilkadziesiąt innych dzieciaków, które karmimy i wyciągamy z choroby głodowej każdego dnia" – tak Hołownia apeluje o wpłacanie datków na głodujące dzieci w Afryce. Dokładnie wtedy, gdy przez Polskę przechodzi fala spekulacji, czy ogłosi swój start w wyborach, czy nie.

"W tym roku idziemy na rekord"
To jest inny świat Szymona Hołowni. W jednym z wywiadów powiedział, że Afryka to jego drugi dom. Tam realizuje swoje marzenie. By jej pomagać, kilka late temu założył dwie fundacje. Ich pomoc dociera dziś do kilkudziesięciu tysięcy ludzi w kilku afrykańskich krajach, ale nie tylko. Ostatnio przekroczyła granice kolejnych kontynentów.

– W tym roku idziemy na rekord – przyznaje w rozmowie z naTemat Mateusz Gasiński, prezes fundacji Dobra Fabryka. Od lat współpracuje z Szymonem Hołownią.

Mówi, że większość projektów to miejsca, w których Szymon był. I na wszystkich bardzo mu zależy. Na przykład Chiny. – Prowadzimy tam ambulatorium psychologiczne. To świeży projekt. Do tej pory zajmowaliśmy się głodem, brakiem wody, problemami Afryki, biedą dosłownie XIX-wieczną. Ale Szymon chciał odpowiedzieć też na biedę XXI wieku, czyli na problem z dostępem do opieki psychologicznej – opowiada.

Dlaczego Chiny? – Bo tam opieka psychologiczna dopiero raczkuje. Poza tym Szymon zawsze czuł, że to kierunek, który powinien obrać. I miał rację, bo spotkał tam wspaniałych ludzi, z którymi ten projekt realizujemy – słyszę. W tym roku fundacja Hołowni zaczęła też działać w największym obozie dla uchodźców w Bangladeszu, w którym przebywa tam ponad milion osób z dawnej Birmy. – Wybudowaliśmy i prowadzimy centrum dziennej opieki dla dzieci i dorosłych. To miejsce dla około 120 osób z tego obozu. Chcemy tam stworzyć przestrzeń przyjazną dla dzieci. Jest zielono, jest plac zabaw i dobrze wyposażone sale zajęć – opowiada Mateusz Gasiński.

Od września są też na greckiej wyspie Lesbos. – Nasze projekty są w bardzo nieoczywistych miejscach. Kierunki nie pokrywają się z kierunkami dużych organizacji humanitarnych. Jesteśmy w 10 krajach. Organizujemy też interwencyjne akcje w Polsce, zwykle zimą, wspierające bezdomnych – opowiada Mateusz Gasiński.

Oczko w głowie Hołowni
Wszystko zaczęło się od Zambii. Szymon Hołownia pojechał tam pisać reportaż do książki "Last minute. 24h chrześcijaństwa na świecie" i trafił do sierocińca w Kasisi. Prowadzą go siostry zakonne ze Zgromadzenia Służebniczek Maryi Panny Niepokalanie Poczętej z polskiej Starej Wsi.

I został z nim do dziś. To był impuls, który uruchomił jego charytatywną działalność.
– Najpierw wspierał to miejsce z własnej kieszeni. Sam kupił inkubator i wyremontował mini szpitalik na terenie Domy Dziecka Kasisi. W pewnym momencie stwierdził, że nie jest w stanie sam zrobić wszystkiego, chciał też zarazić Kasisi innych ludzi. Dlatego założył fundację – mówi Mateusz Gasiński.
Szymon Hołownia
fragment wywiadu dla weranda.pl

"Zacząłem wspierać dzieci i siostry swoimi pieniędzmi, kupiłem inkubator, zacząłem finansować remonty. Moje środki szybko się jednak skończyły. Pomyślałem: 'Okej, sam tego nie udźwigniesz'". Czytaj więcej

Fundacja zaczęła działać w 2013 roku. Dziś ma pod opieką około 250 dzieci. Jak czytamy na jej stronie, od początku swojego istnienia przekazała dla sierocińca 10 mln zł. Pomoc prowadzona jest przez adopcje, zakupy, zbiórki pieniędzy.

Do tej pory, jak czytam na stronie fundacjakasisi.pl, przeprowadzono 2688 adopcji duchowych, 4383 – materialnych. Fundacja wysyła do szkół 150 dzieci. A kuchnia przygotowuje miesięcznie 20 tys. posiłków. Ale to dane za 2018 rok. Po podsumowaniu 2019 roku może się okazać, że liczby są jeszcze większe. – To jest w tej chwili największy dom dziecka w Zambii i uznany przez władze za najlepiej prowadzony i wyposażony. Stąd państwo zambijskie kieruje do nas najtrudniejsze przypadki – mówi prezes fundacji.

Kasisi do dziś jest oczkiem w głowie Szymona Hołowni. – Szymon najczęściej odwiedzał Kasisi. Zawsze mówi o wyjeździe do Kasisi jak o powrocie do domu. Ostatni raz był tam kilka tygodni temu. Zawsze jest tam świetnie przyjmowany. Jak ja jestem, a nie ma Szymona, dzieci zawsze o niego pytają i go pozdrawiają. Bardzo dobrze dzieci tam go znają. To miejsce jest mu bliskie od lat – twierdzi nasz rozmówca.

"Shimoni, Shimoni, we love you!”
Sam Hołownia opowiadał kilka lat temu w wywiadzie dla "Newsweeka": "Wszystkie te dzieci są moje. Kompletnie mnie rozwala, gdy na mój widok lecą z każdego zakątka domu, krzycząc: "Shimoni, Shimoni, we love you!”.

Opowiadał też, że z wieloma z tych dzieci udało mu się zbudować szczególne relacje. Wspominał Francisa, który miał 16 lat, ważył 18 kg i umarł po trzech latach walki.

Agonia "Frania", jak o nim mówił, zaczęła się przed Sylwestrem. Hołownia przepłakał cały Nowy Rok. "Dzwoniliśmy do siebie z siostrą kilkanaście razy dziennie. Czy coś zjadł? Jak oddycha? Umarł 7 stycznia o świcie, przy jego łóżku czuwał tłum ludzi, którzy nagle zjawili się w Kasisi" – mówił Renacie Kim z "Newsweeka". "MUSIMY coś z tym zrobić"
W 2014 roku ruszyła druga fundacja, Dobra Fabryka. Ona zajęła się inną działalnością i swoim działaniem obejmuje już 10 krajów. Ale też zaczęła od Afryki, od dwóch projektów: hospicjum w Rwandzie prowadzone przez polskie Siostry od Aniołów. W szpital oraz ośrodek dożywiania w Demokratycznej Republice Konga.

Ostatnio Hołownia przypomniał na FB swoją pierwszą wizytę w Pediatrycznym Ośrodku Leczenia Głodu w Ntamugendze. Było to ok. sześć lat temu.

"Widziałem wcześniej dzieci chore na niedożywienie, ale w takiej fazie choroby głodowej jak tu - nigdy... Wstrząs. Łzy w oczach. I postanowienie – MUSIMY coś z tym zrobić. Kropka" – napisał na FB. To był trzeci ośrodek, którym zaopiekowała się jego fundacja. Dziś jest ich kilkanaście. W 2018 r. uratowali od głodu blisko 1 300 małych pacjentów. – Tygodniowo przychodzi do nas około 200 dzieci w bardzo różnym stadium niedożywienia. Niektóre do tego stopnia zmagają się z chorobą głodową, że trafiają na oddział szpitalny i walczymy o ich życie – słyszę.

Szpital znajduje się w pobliżu i też jest po opieką fundacji Hołowni. – To szpital, w którym nie ma prądu. Mamy 4 lekarzy, którzy w polowych warunkach robią cuda. W środku buszu. To bardzo niespokojny region, sytuacja jest teraz dramatyczna. W ubiegłym roku w tej samej prowincji wybuchła epidemia eboli, która szaleje do dziś. To największa epidemia eboli w historii tego kraju, zmarło ponad 2 tys. osób. Wyjechali już stamtąd Lekarze bez Granic. Dziś jesteśmy w okolicy sami. Jesteśmy w stałym pogotowiu. Teraz zamówiliśmy szpital polowy, organizujemy transporty mleka terapeutycznego – opowiada Mateusz Gasiński. Szpital zyskał taką renomę, że przyjeżdżają do niego pacjenci ze stolicy regionu. Co ciekawe, USG ufundował papież Franciszek. A także leki do apteki w Togo, którą również opiekuje się fundacja Hołowni.

Żeby dopełnić całości działalności fundacji w Afryce trzeba dodać jeszcze trzy projekty.
Dobra Fabryka prowadzi zawodową szkołę dla dziewcząt w Senegalu. A także spółdzielnię rolniczą w Burkina Faso. W Mauretanii dożywiają dzieci. Jak informują pomagają w czterech wymiarach – karmią, leczą, uczą i dają pracę. W ubiegłym roku uratowali też 12 tys. osób chorych na malarię.
Dobra Fabryka

"Ufundowaliśmy młyn i ogród, kopiemy studnie, założyliśmy szkołę krawiecką, uczymy pisać, czytać i liczyć. Wszystko po to, by dać pracę kilkudziesięciu rodzinom żyjącym w trudnych, prawie pustynnych warunkach". Czytaj więcej



W siedzibach fundacji w Warszawie pracuje 9 osób. Szymon Hołownia zaangażowany jest we wszystko. – Uczestniczy na każdym etapie naszych prac. Dużo rozmawiamy, konsultujemy. Ideą fundacji od samego początku i to, co Szymon próbował zaszczepić mnie i całemu zespołowi jest to, by jak najbardziej uprościć proces pomagania. Zawsze powtarzał, że najważniejszy jest człowiek – mówi prezes fundacji.

Tłumaczy, co konkretnie ma na myśli. W fundacji rozmawiają głównie o konkretnych ludziach. Na przykład w Rwandzie działa hospicjum, ale to nie jest tak, że tylko pomagają finansowo. Pomagają ludziom dalej. – Szymon spotkał tam pacjentkę Speciozę, która miała kilkuletnią córkę Olivę. Zmarła, dziecko zostało samo. Zaopiekowaliśmy się Olivą. Posyłamy ją teraz do najlepszej szkoły w Rwandzie – opowiada.

Skąd na to wszystko pieniądze? – Od samego początku to był crowdfunding i do dziś tak jest. To wszystko są datki zbierane za pośrednictwem mediów społecznościowych – słyszę.

Pytam o spekulacje dotyczące startu Hołowni w wyborach prezydenckich, ale prezes fundacji nie chce tego komentować. Gdyby jednak spekulacje się potwierdziły i dziennikarz zgłosił swoją kandydaturę?

– Współpracuję z Szymonem od kilkunastu lat. W tym czasie Szymon realizował różne projekty i fundacje w nich nie uczestniczyły. Generalnie nie widzę żadnego zagrożenia dla fundacji. Mamy bardzo zgrany zespół. Rozwijamy się, mamy plany i dalej będziemy robili to, co robiliśmy. Wiemy, co robić – odpowiada Mateusz Gasiński.