Uczyła pierwszej pomocy w przedszkolu. Publiczne radio podniosło raban, bo jest transpłciowa

Aneta Olender
"Powinni was zamknąć na cztery spusty" – napisała jedna z internautek po tym, jak Radio Poznań opublikowało homofobiczny materiał. Jego bohaterka jest Anna Maria Szymkowiak, transpłciowa kobieta, która prowadzi szkolenia z pierwszej pomocy. Jedna z takich lekcji odbyła się w przedszkolu i to właśnie okazało się tematem dla dziennikarzy lokalnego radia. – Złość, wściekłość, wielki znak zapytania: Po co? Dlaczego? Czemu to ma służyć? – komentuje sprawę w rozmowie z naTemat Szymkowiak.
Anna Maria Szymkowiak jest prezeską fundacji wspierającej osoby transpłciowe. Fot. archiwum prywatne
"Rodzice nie byli pytani o zgodę, a dzieci czuły się zdezorientowane" – takie zdanie pada we wstępie do artykułu. Dziennikarzy Radia Poznań o interwencję, jak dowiadujemy się z tekstu, poprosili rodzice zaniepokojeni tym, co dzieje się w oświacie.

Kobietą, która przeprowadzała szkolenie, jest Anna Maria Szymkowiak, która kilka lat temu przeszła proces korekty płci. Jest też prezeską fundacji założonej i prowadzonej przez osoby transpłciowe (a także m.in. wspierające takie osoby) "Akceptacja". Co sobie pani pomyślała, kiedy przeczytała ten artykuł?


Byłam wczoraj na szkoleniu i w przerwie obiadowej zajrzałam do telefonu, wtedy zobaczyłam wiadomości, jakieś komentarze, miałam też nieodebrane połączenie. Oddzwoniłam i okazało się, że to dziennikarka "Gazety Wyborczej", która opowiedziała mi o artykule Radia Poznań. Przeczytałam go jednak dopiero wieczorem, gdy wróciłam do domu.

I?

Złość, wściekłość, wielki znak zapytania: Po co? Dlaczego? Czemu to ma służyć? Wcześniej, po rozmowie z dziennikarką, kiedy wróciłam na stołówkę na obiad, opowiedziałam koleżankom o tym, co się stało i jedna z nich powiedziała: "Ania ty wiesz, że to będzie ciebie spotykać, wiesz że będąc tym kim jesteś, robiąc to, co robisz, będziesz budzić takie emocje".

Wiem o tym, ale to, że wiem i to, że jestem na to przygotowana nie oznacza, że nie wpływa to na mnie. Poza tym takie sytuacje przede wszystkim zabierają mój bezcenny czas, którego i tak mam mało, bo działam bardzo aktywnie.

Trudno się odnosić do czegoś tak idiotycznego i tak bzdurnego, jak ten artykuł, ale z racji tego, że jestem przewodniczącą Komisji Dialogu Obywatelskiego przy pełnomocniczce prezydenta Poznania ds. polityki równościowej, i z tego powodu, że zasiadam w komisjach konkursowych, musiałam zareagować.

To nie jest pierwszy artykuł Radia Poznań na mój temat, czy na temat Fundacji Akceptacja, i to w krótkim odstępie czasowym. Wcześniej można to było puścić bez jakiegoś komentarza, ale teraz w poniedziałek spotykam się z pełnomocniczką i dyrektorką wydziału zdrowia i spraw społecznych, bo uważam, że powinno ukazać się oficjalnie stanowisko Urzędu Miasta odnoszące się do tej sytuacji.

"Transpłciowa kobieta uczyła pierwszej pomocy w przedszkolu" – taki był tytuł artykułu.

Szukam takiego słowa, żeby było cenzuralne... To są absurdy, bo jak przyjeżdża do przedszkola straż pożarna, jak przyjeżdża OSP, pogotowie, policja, to nikt się nie pyta czy oni mogą. A tutaj, tylko dlatego, że jestem tym kim jestem, robi się taki szum. Przyjechałam tam uczyć dzieci pierwszej pomocy. To były zajęcia w przedszkolu?

To był piknik zorganizowany we wrześniu, wydarzenie związane z poznańskim budżetem obywatelskim. Przedszkole startowało z projektem na rewitalizację terenu przedszkola, więc piknik był okazją do zbierania podpisów poparcia dla tego pomysłu.

Istotne jest to, że tam dzieci były pod opieką swoich rodziców, bo to był piknik popołudniowy. Przychodziły całe rodziny. Mnie poproszono, żebym przyjechała i mówiła o pierwszej pomocy. Przyjechałam ambulansem, przyjechałam w stroju ratowniczym, można powiedzieć, że przyjechałam na służbie, bo miałam ze sobą pełne wyposażenie ratownicze.

Nie było opcji, żeby jakiekolwiek dziecko mogło podejść do ambulansu bez zgody rodziców, więc mówienie, że dzieci były zaniepokojone, że wszystko odbywało się bez zgody rodziców, jest po prostu mijaniem się z prawdą.

Pani jest ratowniczką?

Tak, ale nie medyczną, nie jestem po studiach. Jestem ratownikiem kwalifikowanej pierwszej pomocy, osoby z dokładnie takimi samymi uprawnieniami są też w OSP, w WOPR-ze, w GOPR-ze. Głównie zajmuje się edukacją, ukończyłam specjalistyczny międzynarodowy kurs instruktorski.

Kiedykolwiek spotkała się pani z taką sytuacją, żeby ktoś w trakcie szkolenia wychodził oburzony, bo jest pani transpłciową kobietą? Ktoś zwracał na to uwagę?

Nie. W żadnym wypadku. Są jednak siły, o których dobrze wiemy, którym przeszkadza każda inność. Fundacja działa m.in. na rzecz przeciwdziałania wykluczeniom, a ja, z racji tego, że jestem trans kobietą, zajmuję się wsparciem osób trans. To jednak jest tylko element naszej działalności.

W statucie fundacji na pierwszym miejscu są działania związane z ratownictwem, z edukacją i z ochroną zdrowia. O tym się jednak w ogóle nie pisze, piszę się natomiast, że fundacja działa na rzecz osób trans i promuje osoby trans, co jest w ogóle bzdurą, bo jak można promować to, kim się jest.

Tylko dlatego, że jestem tym, kim jestem, mówi się, że wchodzę z jakąś ideologią i pod płaszczykiem pierwszej pomocy coś przemycam. Na posiedzeniach komisji zdrowia słyszałam z ust radnych PiS-u, że na pewno chodzi mi o coś innego, bo jak można łączyć pierwszą pomoc z działaniami antydyskryminacyjnymi.

Czyli podczas takich szkoleń pojawiają się treści antydyskryminacyjne?

Mój scenariusz wygląda tak: najpierw mówię o podstawach prawnych, o tym, że prawo nakłada na nas obowiązek udzielenia pomocy, bo w przeciwnym wypadku możemy być pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Zaraz potem zaznaczam, że największe znaczenie ma to, że jesteśmy ludźmi i że powinniśmy być uwrażliwieni na potrzeby drugiego człowieka.

Mówię po prostu, że to, że ktoś jest bezdomny, że ktoś wygląda jak menel, nie oznacza, że nie należy mu się pomoc i uwaga. Kiedy wymieniam różne grupy: seniorzy, niepełnosprawni, osoby o innym kolorze skóry, o innym wyznaniu, to mówię także o osobach nieheteronormatywnych. To wszystko jednak w kontekście pierwszej pomocy, bo takie czynniki nie powinny mieć wpływu na to, czy udzielimy komuś pomocy, czy nie.

Zawsze zadaje retoryczne pytanie: Jakbyście się czuli, gdybyście to wy potrzebowali pomocy, a ktoś nie chciałby jej udzielić, bo coś w was by mu się nie podobało? Robię to z pełną świadomością, jest to to przeciwdziałanie wykluczeniom. Musi pani tłumaczyć się z tego, że nikogo nie chce pani indoktrynować?

Ta narracja, na którą obecnie jest przyzwolenie, doprowadza do takich chorych sytuacji. Ludzie nie oceniają tego, co robisz, tylko to, kim jesteś choćby w kontekście orientacji.

Prowadzę szkolenia z pierwszej pomocy od trzech lat. Spotykałam się z kilkoma tysiącami dzieci i nie widziałam na tych zajęciach rodziców, to dzieciaki wydają ocenę, czy im się podobało, czy nie.

One też zadają pytania i to jest zupełnie naturalne: "Dlaczego pani ma włosy, jak pani, a głos, jak pan?". Odpowiadam, że taka po prostu jestem i temat zamykam, ale daję też sygnał, że gdyby ktoś chciał porozmawiać na ten temat, to jestem na to otwarta, ale nie tu i teraz, bo tutaj uczymy się pierwszej pomocy.

Okazało się, że to działa. Dostawałam wiadomości, że taki sposób uczenia o inności, czyli po prostu pokazywanie jej, daje bardzo dobre efekty. Dlatego też napisałam projekt, który zakłada właśnie naukę pierwszej pomocy i jednoczesne przeciwdziałanie wykluczeniu.

Na początku spotkań, które organizowane są w ramach projektu, informuję w jakim obszarze działam, że jestem trans kobietą i tyle. Oczywiście rodzice muszą na to wyrazić zgodę. Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej, to organizujemy kolejne spotkanie typowo dyskusyjne, na które rodzice znowu muszą wyrazić zgodę.

Jako fundacja pomagamy osobom transpłciowym, a ja jako jej prezeska uczestniczę w wielu spotkaniach, rozmawiam ze studentami kierunków medycznych, to jest moje życie, więc nie będę się od tego odcinała. Nie będę zaprzeczała czemuś, co faktycznie robię. Jednak w przypadku pierwszej pomocy, zajmuję się pierwszą pomocą.

Jeśli o pierwszą pomoc chodzi, to szkoli pani nie tylko dzieci?

Szkolę także seniorów, mam klub seniora w fundacji, szkolę terapeutów zajęciowych, szkolę osoby bezdomne, uzależnione, niepełnosprawne intelektualnie i nie patrzę, czy są po lewej czy po prawej stronie, nie interesuje mnie ich wyznanie.

Dla części tych osób transseksualność jest trudnym tematem, wiem o tym. Jednak pokazywanie inności przez to, że jestem wartościowym człowiekiem i idę do nich z czymś ważnym, uczę ich, że inność nie jest niczym groźnym, że jest wręcz odwrotnie, przynosi coś fajnego i działa.

Autorzy artykułu w Radio Poznań piszą także, że już raz była pani upominana za prowadzenie warsztatów bez zgody rodziców.

Byłam przesłuchiwana na Komisji Zdrowia i Spraw Społecznych w sprawie projektu. Jedno dziecko poskarżyło się, że uczestniczyło w zajęciach pierwszej pomocy, które były elementem projektu dotyczącego tolerancji, bez formalnej zgody rodziców. Wtedy rzeczywiście otrzymałam pismo upominające z którego wynikało jasno, że jeżeli coś takiego się powtórzy, to rozwiążą ze mną umowę i będę musiała zwrócić grant.

Wydźwięk artykułu jest więc taki, że już byłam upominana, a mimo tego robię to nadal. Tylko że to wrześniowe wydarzenia było zupełnie poza projektem i znacznie wcześniej. Dlatego uznałam, że trzeba tą sytuację omówić z Urzędem Miasta i zaproponować odniesienie się do tego sposobu narracji.

Podczas tamtej sprawy rozmawiałam z dziennikarzami Radia Poznań, chciałam wszystko rzetelnie wyjaśnić, Mówiłam więc, że uczę w klubach seniorów, w przedszkolach, gdy usłyszeli o przedszkolach, to zaczęli grzebać i się dogrzebali, chociaż niczego nie ukrywam.

Wiem jednak, że, aby nie dochodziło więcej do takich nieporozumień, do końca roku w Urzędzie Miasta ma być przygotowany taki katalog obowiązujących praktyk w zakresie prowadzenia zajęć dodatkowych, czy wizyt kogokolwiek w przedszkolach i szkołach. Chodzi o to, aby każdy dyrektor, ale i rodzic, miał  czarno na białym, jak powinna być rozwiązana konkretna kwestia. Jakie były najczęstsze reakcje na artykuł?

Czuję się zmęczona takimi atakami, ale naprawdę dostałam bardzo dużo pozytywnych wiadomości, a pod artykułem pojawiło się równie dużo komentarzy, od ludzi których nie znam, a którzy okazali mi ogromne wsparcie.

Wiele osób było i jest zbulwersowanych całą sytuacją. Artykuł na pewno odniósł skutek odwrotny od zamierzonego.Myśleli, że uruchomią negatywne emocje, a tak się nie stało.

Dziś mamy przyzwolenie na ksenofobiczne zachowania, wskazuje się wroga, nawołuje do nienawiści. Kiedy ktoś ze środowiska LGBT zostanie pobity, czy jest atakowany to sprawa jest umarzana, natomiast gdy ktoś tylko się skrzywi w temacie Kościoła Rzymskokatolickiego to zaraz jest wielkie halo i robi się wielki szum.

Nie ma równości w traktowaniu. Poza tym ludzie, którzy przedtem byli bardziej obojętni teraz się radykalizują. Czują, że mogą wyrzucać w ten sposób swoje frustracje. W ludziach jest więcej złości i więcej agresji.

Osoby, które pojawiają się w fundacji, przychodzą z trudnymi opowieściami?

Młode osoby trans są pod ta silną presją, że targają się na swoje życie, ale takich historii na łamach Radia Poznań darmo szukać. Problemem jest też proces diagnostyczny. Proces korekty, który musimy przechodzić jest bardzo długi, kosztowny i dosyć opresyjny.

Musimy udowadniać diagnostom, sędziom, lekarzom, kim jesteśmy. Jest na tyle skostniały system, że diagnostom, którzy prowadzą procedury korekty, trudno jest przyjmować nowe zdobyczne, nowe wytyczne, które pozwolą osobie trans stać się podmiotem, a nie przedmiotem.

Kiedy pani przeszła ten proces?

Ja odkryłam to późno. Miałam już 42 lata. Pochodzę z małego miasteczka i chociaż miałam przebłyski od dziecka, to ciężko było mi to zrozumieć. Później szybko założyłam rodzinę, pojawił się syn.

Kiedy jednak zaczęłam odkrywać siebie, to poszło bardzo szybko i konkretnie. Nie miałam wątpliwości, co do tego kim jestem. Przeszłam cały proces prawny, więc takie sformułowania, które pojawiają się komentarzach, że jestem "chłopem w peruce" podlegają pod naruszenie dóbr osobistych i mogłabym wytoczyć autorom proces o zniesławienie... Tym bardziej, że nie noszę peruki.

Poczuła pani ulgę?

Tak. Mimo tych wszystkich problemów, których nie doświadczyłabym, gdybym tej korekty nie przeszła, to i tak zrobiłabym to drugi raz, bo teraz czuję się spełniona i spójna. Czuję się sobą.

To, co przez 3 lata osiągnęłam rozwijając fundację, uświadomiło mi, że wykorzystuję wszystkie moje atuty, a tego wcześniej mi brakowało. To, że jestem tym kim jestem, otworzyło we mnie pokłady możliwości.

Mam siłę, ale wiem też, że jest wiele osób, które jej nie mają. Jestem osobą publiczną, widoczną, osobą szanowaną w strukturach samorządu. Jestem też przykładem, że warto walczyć i nie rezygnować z marzeń, z siebie.

Dzięki wielu wyrzeczeniom i trudności, jakie mnie spotkały, jestem też silniejsza. Oczywiście to tak normalnie po ludzki boli, ale jest to ból, który mnie nie łamie. Dostałam tyle pozytywnej energii i tyle słów wsparcia, że przekonałam się, ile dla innych znaczę.