"Boże, pomóż!". Przeciwnicy Brexitu przerażeni. To po zwycięstwie konserwatystów czeka Brytyjczyków

Katarzyna Zuchowicz
Boris Johnson długo czekał na ten sukces i potwornie go potrzebował. – Zrobiliśmy to! Przełamaliśmy impas! – zareagował po największym zwycięstwie torysów od 32 lat. Radość konserwatystów jest ogromna, zdobyli większość w parlamencie, o jakiej niedawno jeszcze im się nie śniło. Ale na wielu ludzi w Wielkiej Brytanii padł strach. Padają pytania, co teraz. Bo Brexit 31 stycznia 2020 roku wydaje się już przesądzony.
Konserwatyści Borisa Johnsona zdobyli 364 miejsca w 650-osobowym parlamencie Wielkie Brytanii. Fot. Boris Johnson/Facebook
Czytam komentarze na jednej z grup facebookowych, do której należy ok. 100 tys. Polaków i Brytyjczyków. Jest tu i rozczarowanie, i strach, nawet prośby o modlitwę. "Boże, pomóż" – reagują niektórzy na wieść o tak wielkiej wygranej konserwatystów i wizji Brexitu, która właśnie stała się realna jak nigdy.

Część osób pyta, co teraz z brytyjską służbą zdrowia. Czy Szkocja ogłosi niepodległość i odłączy się od Wielkiej Brytanii, bo przecież dla Szkockiej Partii Narodowej to było najważniejsze w tych wyborach. "Co teraz? Rozpad Zjednoczonego Królestwa? Kontrole na granicach?" – padają pytania. "Nie jestem zaskoczona tym wynikiem"
Wątpliwości i obaw jest wiele. Teraz, po wyborach, wysypały się jakby ze zdwojoną siłą. "To katastrofa dla Polaków żyjących w UK. Lepiej będzie wrócić do Polski. Wielka Brytania nie ma przyszłości poza UE" – przekonuje jeden z Polaków.


Trafia jednak na mur obrońców Johnsona. Bo głosów, że to najlepsza decyzja, jaką Brytyjczycy mogli podjąć, nie brakuje. Pod adresem Johnsona płyną dosłownie peany. "Brawo Boris. Mam nadzieję, że inne krają pójdą śladem UK" – rozlega się również w komentarzach Polaków.

"Nie jestem zaskoczona tym wynikiem. Ludzie mają dość totalnego chaosu i strachu, który towarzyszy im na ulicach. Mam tylko nadzieję, że nie oznacza to zmiany na gorsze dla takich jak my" – zauważa jedna z Polek. Co tak naprawdę oznacza wygrana Johnsona, którego głównym celem jest wyprowadzenie kraju z UE? Co teraz czeka Wielką Brytanię? I kiedy wreszcie nastąpi Brexit, którym Wielka Brytania żyje od 2016 roku? Proces ten wywołał największy zamęt polityczny w kraju po II wojny światowej. Ale w ostatnich miesiącach szczególnie dał się ludziom we znaki.

Johnson dążył do tego za wszelką cenę
Przypomnijmy najpierw – początkowo Wielka Brytania miała opuścić UE 31 października 2019 roku i premier Boris Johnson dążył do tego niemal po trupach – bez względu na to, czy uda się porozumieć z UE czy nie. Mówił, że wolałby "leżeć martwy w rowie niż negocjować opóźnienie Brexitu". Ostatecznie stanęło na 31 stycznia 2020 roku, ale parlament odrzucał porozumienie z UE.

Wydawało się wtedy, że Johnson przejdzie do historii jako najkrócej urzędujący szef brytyjskiego rządu. Został też pierwszym premierem w historii Wielkiej Brytanii, który w Izbie Gmin przegrał aż trzy głosowania z rzędu, i to w ciągu dwóch dni.

Za jego rządów Wielka Brytania przeżyła wiele zwrotów akcji wokół Brexitu i umowy z UE, konserwatyści stracili większość w parlamencie, Johnson wymusił na królowej jego rozwiązanie. Bardzo naciskał też na przedterminowe, by przełamać impas. I sądząc po wynikach, chyba wiedział, co robi. Konserwatyści zdobyli 364 mandaty w 650-osobowym parlamencie i mogą dziś rządzić samodzielnie.

A to oznacza, że wyjście Wielkiej Brytanii z UE 31 stycznia 2020 roku wydaje się już praktycznie przesądzone. Przy takiej większości w parlamencie z unijną umową nie powinno być problemu. BBC przewiduje, że umowa powinna trafić do Izby Gmin w przyszłym tygodniu, tak by głosowanie nad nią odbyło się przed końcem roku.

"Daily Telegraph" przewiduje, że z powodu przerwy świątecznej, może to nastąpić dopiero na początku stycznia.

W każdym razie reakcja szefa Rady Europejskiej była natychmiastowa. – Oczekujemy tak szybko jak to możliwe głosowania w brytyjskim parlamencie nad porozumieniem o wyjściu z UE – oświadczył Charles Michel. Co po 31 stycznia
Wyjście z UE nie zakończy się jednak wraz z 31 stycznia 2020 roku. To dopiero będzie początek długiego procesu. O jego szczegółach Boris Johnson nie informował jednak w kampanii wyborczej. Brytyjczycy dopiero teraz będą odczuwać je na własnej skórze i przedzierać się przez biurokratyczny gąszcz.

Najpierw zacznie się okres przejściowy, w którym Londyn czekają negocjacje z UE w wielu dziedzinach, m.in. dotyczących bezpieczeństwa, czy prawa.

Najważniejsze mają być negocjacje w sprawy umowy handlowej z UE, ale też z innymi krajami, np. Indiami. "Wielka Brytania chce możliwie największego dostępu dla swoich towarów i usług w UE. Ale konserwatyści wyraźnie dali do zrozumienia, że Wielka Brytania musi opuścić unię celną i jednolity rynek europejski" – podsumowuje BBC. Podaje, że formalne rozmowy mogą zacząć się w marcu. Do końca czerwca powinno być wypracowane porozumienie. "To moment, gdy Wielka Brytania musi zdecydować, czy chce wydłużyć okres przejściowy, o rok lub dwa. Ale Johnson wykluczył taką możliwość" – czytamy.

Ewentualna ratyfikacja przez państwa UE może zająć kolejne miesiące, ale proces powinien zakończyć się do końca 2020 roku. Wtedy właśnie kończy się okres przejściowy.

Co jeśli nie będzie porozumienia w sprawie umowy handlowej? Nie brakuje głosów, które wątpią, by umowę handlową udało się dopiąć w tak krótkim czasie, w ciągu kilku miesięcy.

To oznacza, że z końcem grudnia 2020 roku Wielka Brytania opuszcza UE bez takiej umowy – twierdzi BBC. Ta grafika pokazuje to bardzo czytelnie:
Grafika BBC. Screen ze strony www.bbc.com.Fot. Screen/BBC.com
CNN wskazuje, że negocjacje i ratyfikacja to jedno. Ale potem te postanowienia trzeba wcielić w życie. "To proces, który może ciągnąć się latami" – przewiduje.

Do tego dochodzi dostosowanie wewnętrznych przepisów dotyczących edukacji, służby zdrowia i innych spraw.

Możliwy scenariusz
Na razie Johnson jeszcze w piątek ma udać się do Buckingham Palace. Królowa powierzy mu misję utworzenia rządu. Potem lider konserwatystów wygłosi przemówienie przed Downing Street 10. A potem media przedstawiają następujący scenariusz.

We wtorek, 17 grudnia, rozpocznie się proces składania przysięgi przez deputowanych, który zwykle trwa kilka dni, ale tym razem potrwa 2.

W czwartek, 19 grudnia, jak wymienia cały harmonogram "Daily Telegraph", królowa ma otworzyć obrady parlamentu.

W piątek, 20 grudnia, do parlamentu miałaby trafić umowa o wyjściu z UE i jeszcze przed Świętami miałoby się odbyć pierwsze czytanie. Jako "prezent dla Brytyjczyków", z którego nie wszyscy będą zadowoleni.