Kapelan jest w więzieniu także w święta. To jemu osadzeni opowiadają o tęsknocie i pustce

Aneta Olender
Choć w pewien sposób są odcięci od świata zewnętrznego, to Boże Narodzenie ich nie omija. Świąteczna atmosfera za kratkami zdecydowanie nie przypomina tej domowej, ale na korytarzach prowadzących do cel czuć zmianę. – Oni nie mają się z czego cieszyć – przyznaje w rozmowie z naTemat ksiądz Jan Szymko, kapelan więzienny w Areszcie Śledczym w Olsztynie.
Dla niektórych osadzonych uczestnictwo w pasterce, czy skorzystanie ze spowiedzi są bardzo istotnymi elementami Bożego Narodzenia. Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Księdza Jana udaję mi się złapać między kolejnymi spotkaniami. Przed świętami jest ciągle w biegu, ale po próbie do bierzmowania osadzonych znajduje chwilę i siada na korytarzu, żeby opowiedzieć o świątecznej atmosferze – o ile taka istnieje – za kratkami.

Bierzmowanie osadzonych? Jestem trochę zdziwiona, więc zanim zaczynamy rozmowę o Bożym Narodzeniu ksiądz wyjaśnia tę kwestię. Nikogo nie namawia, nie nagabuje do przyjęcia tego sakramentu. Wyłącznie informuje o tym, że jest taka okazja. Osadzeni podejmują świadomą, dojrzałą decyzję, chociaż są i tacy obok nich, którzy patrzą na to inaczej albo nawet się z tego śmieją.


– Kiedyś do Aresztu Śledczego w Olsztynie trafił człowiek, który wcześniej odbywał karę w Sztumie. Chciał przystąpić do bierzmowania. Przyszedł do kaplicy przed próbą i opowiedział mi swoją historię. Gdy był w Sztumie jechała do niego mama, wiózł ją sąsiad, bo byli ubodzy i nie miała jak inaczej dojechać. Doszło do wypadku, kobieta zginęła. Osadzony dowiedział się o tym już po pogrzebie. Wspominał: "Mama mówiła do mnie: Synu, czy ja się doczekam, żebyś ty poszedł do sakramentu bierzmowania". Bardzo jej na tym zależało, nie doczekała się fizycznie, ale w końcu podjął tę decyzję – wspomina spotkanie ks. Jan Szymko.
Bywa, że płaczą
Ks. Jan Szymko kapelanem więziennym w Areszcie Śledczym w Olsztynie jest od 12 lat. Tu trafiają zarówno ci, którzy popełnili drobne przestępstwa, jak ci, którzy kogoś zabili. Nasz rozmówca wie, że osadzeni, a przynajmniej część z nich, bardzo przeżywają ten okres. W areszcie panuje zupełnie inna atmosfera. Czuć, że to czas nostalgii, refleksji, ale i wewnętrznego smutku.

– Może dlatego, że święta Bożego Narodzenia są takim rodzinnym czasem. Dla osadzonych ten moment jest też czasem pustki. Tęsknią. Zatrzymują się wtedy i zastanawiają nad swoim życiem – opowiada ksiądz Jan.

Niektórzy płaczą, bo czują się samotni. Kapelan namawia ich do uczestnictwa w rekolekcjach, do wysłania najbliższym świątecznej kartki lub opłatka. – Wielu z nich tak robi. Jeden tak zrobił i spotkało się to z negatywnym odbiorem, bo wysłał kartkę do ludzi, których skrzywdził. Chciał po części w ten sposób przeprosić – wspomina rozmówca naTemat. Są też miejsca, gdzie przygotowuje się jasełka lub przedstawienia dedykowane dzieciom osadzonych.
Pasterka za kratkami
W areszcie trudno o choinkę, bombki i kolędy. Nie ma też wieczerzy wigilijnej. Jedzenie osadzeni dostają do swoich cel. Jeśli chcą, mogą otrzymać także opłatek, którym dzielą się z rodziną podczas świątecznych odwiedzin. Wtedy też bywa trudno, choć są szczęśliwi. – Są odizolowani od świata, więc spotkanie z rodzicami, czy z żoną, jest też spotkaniem z tym co na zewnątrz – mówi.

Pierwszego dnia świąt osadzonych odwiedza biskup. Wcześniej jest jednak pasterka. – Nie wszyscy uczestniczą w tej mszy. To jest ich dobrowolna decyzja. Chętni zgłaszają się wypisując kartkę, którą przekazują wychowawcom. Wie pani, to jak w społeczeństwie. Jedni są wierzący, drudzy słabo wierzący, a jeszcze inni zupełnie obojętni wobec tego – wyjaśnia.
Ks. Jan Szymko
kapelan więzienny w Areszcie Śledczym w Olsztynie

Najlepszym dowodem przedświątecznej refleksji jest spowiedź. Życie często ich nie rozpieszczało, ale i oni nie byli aniołami. Okazuje się jednak, że dokonuje się w nich pewna przemiana, czy nawet nawrócenie. Niektórym Boże Narodzenie pozwala znaleźć drogę do Pana Boga, do samych siebie i do drugiego człowieka. Nie wiadomo, na ile to jest trwałe i jak będą funkcjonować w przyszłości, ale spowiadają się autentycznie. Nie jest ona na zasadzie: paciorka nie odmówiłem, kogoś obraziłem.

Ksiądz Jan przyznaje, że święta mają podwójne oblicze, z jednej strony przynoszą radość i szczęście, z drugiej pojawia się też zaduma i tęsknota. To drugie oblicze jest bliższe ludziom, którzy są za kratkami.

– Oni nie mają się z czego cieszyć. Choinka, żłóbek, czy kolędy nie zmienią tego stanu. Dlatego zawsze im powtarzam: "Słuchajcie niech wam ten czas leci dwukrotnie szybciej, niż nam na zewnątrz poza murami". Już teraz, jeśli mam kalendarze na 2020, proszą o niego. Szczęściem w ich wypadku jest moment wyjścia i świadomość, że mają do kogo pójść. Przecież te sytuacje relacje rodzinne często ulegają degradacji, bliscy odchodzą, obrażają się. Bywa, że zostają im tylko rodzice, bo to matczyne serce kocha bez względu na to, jaki on jest – dzieli się refleksją kapelan. Kiedyś wrócą do domu i zasiądą do wigilii
Niektórzy są obrażeni na cały świat. Oskarżają wszystkich za swoją sytuację. Uważają, że Bóg też nie jest dla nich życzliwy. Na księdza też nie wszyscy reagują życzliwie, ale gdyby pokusić się o mały bilans, to tych nieprzyjemnych chwil było bardzo niewiele. Rzadko się zdarza, gdy ktoś go obrazi. Często wchodzi do nich do celi, piją razem herbatę lub rozmawiają.

– Kiedy siedzę z nimi, to często poznaję historię ich życia i życia ich rodziny. Czasami myślę sobie, że należy dziękować Bogu, że popełnili tylko takie przestępstwa... Ich życie było często niezwykle koszmarnym i skomplikowanym życiem. Są skrzywdzeni przez bliskich, przez środowisko. Społeczeństwo jest nietolerancyjne. Bywamy bardzo oziębli – opowiada ksiądz Jan.
Ks. Jan Szymko
kapelan więzienny w Areszcie Śledczym w Olsztynie

Niektórzy żyli w trudnych warunkach rodzinnych, matka alkoholiczka, ojciec alkoholik. Nie mają drugiej połowy, są samotni. Nie mają tego poczucia, czym naprawdę jest miłość rodzicielska. Nie wiedzą, co to jest dobro. Różnie to dobro interpretujemy. Dla nas synonimem tego są kochająca mama i kochający tata, a dla innych dobro, to moment, kiedy ojciec przyjdzie pijany do domu, ale ich nie stłucze.

W święta osadzeni są sami, ale jak podkreśla więzienny kapelan, być może z nadzieją, że są przed nimi święta, które znają z rodzinnego domu. – Przecież nie od dzieciństwa siedzą w więzieniu. Kiedyś wyjdą na wolność i do tej wieczerzy też zasiądą. Narodziny Jezusa w stajni betlejemskiej, to ta prawda, że Chrystus przychodzi do każdego człowieka – podsumowuje.