Koleżanka Lecha, nemezis Jarosława. Co łączy(ło) prezes Gersdorf z braćmi Kaczyńskimi?

Anna Dryjańska
– Wstyd mnie ogarnia, że ktoś, kto mieni się pierwszym prezesem SN może opowiadać takie rzeczy o Polsce, nawet, jeśli dzieje się to tylko w środowisku sędziowskim. Po prostu wstyd. Wstyd za to, kto w ogóle został na urząd tego pierwszego prezesa SN wybrany – oburzał się prezydent Andrzej Duda w świątecznym wywiadzie dla rządowej TVP. Czyżby zapomniał, że do Sądu Najwyższego prof. Małgorzatę Gersdorf wybrał jego mentor, prezydent Lech Kaczyński? Szefową SN łączy z braćmi Kaczyńskimi wieloletnia znajomość.
fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Dzieciństwo
Wszystko się zaczęło na Żoliborzu ponad 70 lat temu. To tam zamieszkała Jadwiga i Rajmund Kaczyńscy wraz ze swoimi synami bliźniakami Lechem i Jarosławem, którzy urodzili się w 1949 roku. 3 lata później i jedno podwórko dalej na świat przyszła Małgorzata Gersdorf.

Po latach obecna prezes Sądu Najwyższego wspominała w wywiadzie dla “Dużego Formatu” że wszyscy – a więc i bracia Kaczyńscy – bawili się na jej podwórku, które było znacznie większe. Lecha i Jarosława kojarzyła, ale przyjaciółmi nie byli. Na przeszkodzie stanęła solidna – w przypadku dzieci – różnica wieku. “Jednak w związku z tym, że Żoliborz jest mały, cokolwiek się znaliśmy” – relacjonuje Gersdorf.


Ich ścieżki miały się jednak jeszcze nie raz skrzyżować, przy czym kluczowe są tu dwie daty: rok 2008, gdy prezydent Lech Kaczyński powołał prof. Gersdorf do Sądu Najwyższego, a także rok 2018, gdy prezes PiS Jarosław Kaczyński próbował ją stamtąd wyrzucić przed upływem określonej w Konstytucji RP 6-letniej kadencji.
Art. 183 Konstytucji RP określa czas trwania kadencji pierwszej prezes Sądu Najwyższego.sejm.gov.pl
Studia prawnicze
Jednak cała trójka, gdy już wyrosła z zabaw na podwórku, znowu znalazła się w miejscu, w którym mogła się mijać. Najpierw starsi bracia Kaczyńscy, a potem 3 lata młodsza Małgorzata Gersdorf, złożą papiery na Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Lech i Jarosław, którzy studiowali na roku z Andrzejem Rzeplińskim, zostaną magistrami w 1971 roku, a potem zrobią doktoraty. Gersdorf pójdzie podobną ścieżką.

Najpierw obroni się Jarosław Kaczyński. W 1976 uzyskuje na UW stopień doktora prawa dzięki pracy "Rola ciał kolegialnych w kierowaniu szkołą wyższą". 4 lata później Lech Kaczyński obroni pracę ”Zakres swobody stron w zakresie kształtowania treści stosunku pracy” w 1980 roku na Uniwersytecie Gdańskim. W 1981 roku Małgorzata Gersdorf zostaje doktorem dzięki rozprawie “Zawarcie umowy o pracę”. Wszyscy działają w “Solidarności”.

Przyzwoita znajomość
Lech i Małgorzata zostają na uczelni – on na Uniwersytecie Gdańskim, ona na Uniwersytecie Warszawskim. “(...) był moim kolegą po fachu, profesorem prawa pracy. Spotykaliśmy się więc na konferencjach i zjazdach katedr. A czasem też na ulicy, bo jak mieszkał na Lisa-Kuli, wtedy jeszcze Pochyłej, a ja na placu Inwalidów, to tam na siebie wpadaliśmy” – wspominała Gersdorf.

Ich relacje nadal jednak pozostały powierzchowne. “To była jedynie znajomość, ale przyzwoita” – oceniła pierwsza prezes Sądu Najwyższego. Kontaktów z Jarosławem prezes SN nie utrzymywała. "Nie widywaliśmy się w dorosłym życiu. On zajmował się polityką, mnie interesowało tylko prawo" – skwitowała.

Jak relacjonuje Gersdorf, Lech Kaczyński nalegał na to, by zwracała się do niego po imieniu nawet wtedy, gdy był już prezydentem. Miał ją prosić, by się "nie zgrywała", także 18 lipca 2008 roku, gdy wręczył jej nominację do Sądu Najwyższego. “Na tej nominacji też tak zrobił. ‘Bardzo się cieszę’ – mówi. A ja na to: ‘Panie prezydencie, jestem zaszczycona’. ‘Co się wygłupiasz!’” – przytacza ich wymianę prof. Gersdorf.

Prezydent Lech Kaczyński wypowie wówczas do mikrofonów znamienne słowa. – To jest władza, która podlega kontroli, ale tylko w ramach korporacji, do której państwo należycie. Nie podlega żadnej kontroli zewnętrznej. Czy to źle, czy to dobrze? Jest to pewien model w europejskiej kulturze, o którym moim zdaniem wolno dyskutować. Bardzo chętnie bym podyskutował i taka dyskusja się odbędzie już niedługo, ale dzisiaj jest tak i nic nie jest tego w stanie zmienić – stwierdziła wtedy głowa państwa.

10 lat później jego brat Jarosław będzie próbował to zmienić siłą – łamiąc Konstytucję RP i zaakceptowane przez Polskę prawo europejskie.
Jarosław Kaczyński, przewodniczący partii rządzącej.fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Między Smoleńskiem a zwycięstwem PiS
10 kwietnia 2010 roku prezydencki lot do Smoleńska kończy się wypadkiem. Na miejscu ginie 96 osób, w tym Lech Kaczyński. Studenci z Uniwersytetu Gdańskiego postanawiają uczcić pamięć zmarłego profesora zwyczajową księgą pamiątkową. Proszą prof. Gersdorf, wówczas jeszcze po prostu sędzię Sądu Najwyższego, by ją z nimi współtworzyła. – Uznałam, że jestem mu to winna, i napisałam artykuł o spółdzielczości pracy w dobie transformacji – powiedziała prawniczka.

Na funkcję pierwszej prezes Sądu Najwyższego powołał ją 30 kwietnia 2014 roku Bronisław Komorowski, który pokonał Jarosława Kaczyńskiego w przyspieszonych wyborach prezydenckich. – Odczytuję to, jako wyraz zaufania do sędziów Sądu Najwyższego, ich autorytetu i jako zaufanie do kobiet, za co dziękuję – powiedziała nowo zaprzysiężona prezes Małgorzata Gersdorf.

Szybko okazało się jednak, że tym zaufaniem nie jest obdarzana przez wszystkich. Gdy w tym samym roku PiS przegrał kolejne wybory – tym razem samorządowe – przewodniczący Jarosław Kaczyński oskarżył m.in. Gersdorf o ich sfałszowanie.

– Fałszerstwem jest sytuacja, w której władza, gdy okazuje się, że wybory kończą się katastrofą, że ich wynik jest w gruncie rzeczy nieznany, natychmiast rozpoczyna kampanię ukrywania tego faktu, wpływa na sądy, można powiedzieć, wręcz terroryzuje sądy i to z udziałem prezydenta RP i z udziałem prezesów sądów, tych najważniejszych w Polsce, i wreszcie rozpoczyna kampanię medialną przeciwko tym wszystkim, którzy mówią, że doszło do fałszerstwa – mówił Jarosław Kaczyński 13 grudnia 2014 roku.

Wywołani do tablicy sędziowie nie byli cicho. “Jest to bezprzykładny w Europie atak polityka pretendującego do sprawowania władzy wykonawczej w Polsce, na władzę sądowniczą. Jest to pełen pogardy atak wymierzony w każdego z tysięcy sędziów wszystkich sądów w Polsce” – odpowiedziała w oświadczeniu prezes SN prof. Małgorzata Gersdorf wraz z prezesem TK prof. Andrzejem Rzeplińskim i prezesem KRS prof. Romanem Hauserem.

Rok później, po wreszcie wygranych wyborach parlamentarnych, Jarosław Kaczyński ruszył z pisyzacją sądów w kolejności TK – KRS – SN. Gersdorf znalazła się na pierwszej linii frontu.
Pierwsza prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf.fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Bazar Kaczyńskiego
Podporządkowanie sobie wymiaru sprawiedliwości to dla Kaczyńskiego nie tylko kwestia realizacji planu, ale i osobistej niechęci. Świadczą o tym znamienne słowa, które w 2016 roku – według relacji dziennikarza Andrzeja Stankiewicza – wykreślił z wywiadu dla Onetu.

– Proszę mi nie przypominać pani prezes, która nie powinna być prawnikiem, tylko handlować na bazarze – miał powiedzieć Jarosław Kaczyński o prof. Gersdorf, która negatywnie oceniała upartyjnienie TK przez PiS. Po autoryzacji "bazar" zniknął, został jednak jednoznacznie krytyczny stosunek do dawnej koleżanki z podwórka. W 2017 roku wywiad skomentowała Stankiewiczowi korespondencyjnie sama prof. Gersdorf. "Jarosław to był zawsze polityk, który burzy. Nigdy nie miałam takiej oceny Lecha" – stwierdziła.

Tymczasem Jarosław Kaczyński rękami prezydenta, premiera i posłów wziął się za nielubianą sąsiadkę. W 2018 roku próbował wyrzucić prezes Gersdorf z Sądu Najwyższego wysyłając młodszą koleżankę na przymusową emeryturę. Zrobił to mimo, iż Konstytucja RP mówi jasno, iż prezes SN jest powoływana na 6-letnią kadencję. Prof. Gersdorf nie zamierzała jednak ustąpić przed upływem tego terminu.

Prezes PiS był tym wyraźnie zniecierpliwiony. Drażniło go, że niezależni od jego partii prawnicy i dziennikarze nie mówią o Gersdorf per "była prezes" i uznają, że nadal pełni swoją funkcję. W rządowej telewizji żartował sobie, jak zachowaliby się w przypadku jej śmierci. – Gdyby tak, nie daj panie boże, niczego złego nie życzę, ale może też [pierwsza prezes SN] umrzeć i wtedy według (...) mediów niechętnych rządowi, w dalszym ciągu pełniłaby tę funkcję co dotychczas - kpił Jarosław Kaczyński w TVP.

Sprawa stanęła na ostrzu noża. Unia Europejska, do członkostwa w której tyle lat aspirowała Polska, nie zgodziła się na wywrócenie stolika. Do pierwszej prezes SN popłynęły wyrazy wsparcia od prawników z całego świata. Kaczyński jak niepyszny musiał zaakceptować, że Gersdorf nie odejdzie przed końcem swojej kadencji w 2020 roku.

Nie znaczy to jednak ani że zapomniał, ani że wybaczył, zwłaszcza że pierwsza prezes Sądu Najwyższego nadal krytykuje pisyzację wymiaru sprawiedliwości, której ostatnią odsłoną jest ustawa represyjna, kneblująca sędziów szanujących obowiązujące w Polsce prawo europejskie i kwestionujących bezprawne ruchy PiS ws. pseudo-Krajowej Rady Sądownictwa i pseudo–Izby Dyscyplinarnej, które zgodnie z orzeczeniem Sądu Najwyższego nie mają prawa orzekać.

– (Jarosław Kaczyński) umie zarządzać przez chaos i on tak robi, natomiast on nie umie zarządzać w spokoju – oceniła prezes Gerdorf kilka dni temu w “Kropce nad i”. Na odpowiedź szefa PiS ustami prezydenta Andrzeja Dudy nie trzeba było długo czekać. Ciąg dalszy z pewnością nastąpi.