"Spóźnione trafienie kulą w płot". Tak ekspert ocenia odpowiedź Morawieckiego na słowa Putina
– Reakcja na słowa Putina jest nie do końca przemyślana, spóźniona i mizerna – mówi naTemat dr Janusz Sibora, historyk dyplomacji i badacz dziejów protokołu dyplomatycznego. Jego zdaniem sposób, w jaki władze Polski odniosły się do oskarżeń rosyjskiego przywódcy, świadczy o tym, że są w kryzysie.
Dr Janusz Sibora: Mam wrażenie, że cała ta sytuacja była kompletnym zaskoczeniem dla obu ośrodków władzy, tak dla rządu, jak i dla prezydenta. Dlatego reakcja premiera Morawieckiego była ewidentnie spóźniona i nieadekwatna do działań strony rosyjskiej. Wybrano formę oświadczenia szefa rządu, co może budzić wątpliwości w sprawie trafności użycia tego właśnie sposobu komunikacji.
Dzień po tym, jak o jego oskarżeniach poinformowała nasza prasa. Z pewnością nie dopiero po tygodniu. Widać, iż w MSZ brakuje procedur reagowania w takich sytuacjach. Na to nałożyło się świąteczne rozprężenie.
To nie powinno tak wyglądać w profesjonalnie działającej dyplomacji. Świat nie zatrzymuje się dlatego, że u nas są święta. W ministerstwie funkcjonuje całodobowe centrum dowodzenia, które ma niezwłocznie reagować w sytuacjach kryzysowych. Oskarżenia Putina wobec Polski bez wątpienia należą do tej kategorii.
Urzędnikom MSZ łatwiej reagować, gdy trzeba sprowadzić do kraju polskich turystów, którzy wpadli w kłopoty. Tu pojawiła się wielka polityka. Do słów Putina trudniej się ustosunkować. Potrzebne są decyzje szefów. Ale to nie jedyna przyczyna zwłoki.
Jakie są inne?
Doszło do zamieszania na linii Pałac Prezydencki – Kancelaria Premiera. Zamiast sprawnej współpracy mogliśmy obserwować niesnaski i próby postawienia na swoim. Między prezydentem Dudą i premierem Morawieckim nie było konsensusu w kryzysowej sytuacji – dlatego tyle trwało, zanim uzgodnili, czy i jak zareagować. To świadczy o tym, że mamy w Polsce co najmniej dwa ośrodki prowadzenia polityki zagranicznej.
”Przynajmniej”? Może być ich więcej?
Nie wiemy też czy nie ma rozdźwięku między MSZ a premierem. W takim razie to byłby kolejny element komplikujący wypracowanie odpowiedzi dla Putina. W takim przypadku MSZ przedkłada propozycje rozwiązań premierowi, który jednocześnie konsultuje to z Pałacem Prezydenckim. Wszystkie te konsultacje mają oczywiście najściślej poufny charakter. Przed podjęciem decyzji trzeba też wykorzystać wszystkie dostępne źródła informacji.
Bo rząd PiS poszedł w podbijanie bębenka, zamiast studzić emocje. Do słów przywódcy Rosji wypowiadanych na bardzo różnych forach odnieśli się premier i wiceminister spraw zagranicznych, podczas gdy powinien to zrobić rzecznik ministerstwa spraw zagranicznych.Tak najczęściej się czyni. Na konferencji prasowej rzecznik MSZ powinien odczytać komunikat, odpowiedzieć na pytania i rozdać dziennikarzom teczki z kilkunastoma wybranymi dokumentami polskiej dyplomacji z lat 1938-1939, które kontrowałyby argumenty Putina. Taki rodzaj "białej księgi".
Putina można pokonać rzeczownikami, a nie przymiotnikami, których pada zdecydowanie zbyt wiele.
Angażując autorytet szefa rządu nasze władze same niepotrzebnie podniosły rangę tego zatargu i niechcący dały satysfakcję drugiej stronie. Putin wiedział, który guzik ma wcisnąć i otrzymał dokładnie to, czego oczekiwał. Przy okazji boleśnie obnażył nasz problem z kształceniem zawodowych dyplomatów.
Już pan wyjaśnił, co miał na myśli, gdy nazwał reakcję władz Polski nie do końca poprawną i spóźnioną. A dlaczego określił ją pan jako mizerną?
Bo jest słaba merytorycznie. Premier Morawiecki odpowiada Putinowi tak, jakby parcie do II wojny światowej zaczęło się od paktu Ribbentrop–Mołotow. A przecież u jej podstaw leżał źle zbudowany ład wersalski, nowy porządek po I wojnie światowej, który nie odpowiadał ani Rosji, ani Niemcom.
W oświadczeniu szefa rządu w ogóle nie pada np. słowo appeasement – a przecież właśnie to, że zachodnie mocarstwa latami prowadziły wobec Hitlera bezrefleksyjną politykę ustępstw, przekonało go, że może zrobić z Polską i Europą co tylko zechce.
Skąd te luki historyczne w oświadczeniu premiera?
Można odnieść wrażenie, iż zabrakło odpowiedniego wsparcia merytorycznego urzędowych think tanków – Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, Ośrodka Studiów Wschodnich, Instytutu Zachodniego… Właśnie w takiej kryzysowej sytuacji instytucje te powinny dzień i noc pracować po to, by polskie władze mogły wytoczyć najcięższe intelektualne armaty.
Jeśli w oświadczeniu premiera czytamy, że Putin wielokrotnie kłamał, to należy przytoczyć jego wypowiedzi i obalić je rzeczowymi argumentami. Opinia publiczna oczekuje konkretów.
Putinowi można było odpowiedzieć tak, żeby mu w pięty poszło. Zamiast tego jest spóźnione trafienie kulą w płot. Atak Putina ujawnił, że MSZ albo nie ma właściwych procedur, albo się do nich nie stosuje. Jak widać rząd łatwiej sobie radzi z katastrofami komunikacyjnymi niż z reagowaniem na kryzysy wizerunkowe. Niestety karuzela personalna w MSZ kręci się zbyt szybko.