"Spóźnione trafienie kulą w płot". Tak ekspert ocenia odpowiedź Morawieckiego na słowa Putina

Anna Dryjańska
– Reakcja na słowa Putina jest nie do końca przemyślana, spóźniona i mizerna – mówi naTemat dr Janusz Sibora, historyk dyplomacji i badacz dziejów protokołu dyplomatycznego. Jego zdaniem sposób, w jaki władze Polski odniosły się do oskarżeń rosyjskiego przywódcy, świadczy o tym, że są w kryzysie.
Premier Mateusz Morawiecki po kilku dniach odpowiedział na słowa prezydenta Putina dotyczące rzekomej odpowiedzialności Polski za wybuch II wojny światowej. fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Gazeta
Anna Dryjańska: Jak pan ocenia reakcję naszych władz na zarzuty Władimira Putina dotyczące rzekomego udziału Polski w rozpętaniu II wojny światowej?

Dr Janusz Sibora: Mam wrażenie, że cała ta sytuacja była kompletnym zaskoczeniem dla obu ośrodków władzy, tak dla rządu, jak i dla prezydenta. Dlatego reakcja premiera Morawieckiego była ewidentnie spóźniona i nieadekwatna do działań strony rosyjskiej. Wybrano formę oświadczenia szefa rządu, co może budzić wątpliwości w sprawie trafności użycia tego właśnie sposobu komunikacji. Kiedy władze powinny zareagować na słowa Putina?


Dzień po tym, jak o jego oskarżeniach poinformowała nasza prasa. Z pewnością nie dopiero po tygodniu. Widać, iż w MSZ brakuje procedur reagowania w takich sytuacjach. Na to nałożyło się świąteczne rozprężenie.

To nie powinno tak wyglądać w profesjonalnie działającej dyplomacji. Świat nie zatrzymuje się dlatego, że u nas są święta. W ministerstwie funkcjonuje całodobowe centrum dowodzenia, które ma niezwłocznie reagować w sytuacjach kryzysowych. Oskarżenia Putina wobec Polski bez wątpienia należą do tej kategorii.

Urzędnikom MSZ łatwiej reagować, gdy trzeba sprowadzić do kraju polskich turystów, którzy wpadli w kłopoty. Tu pojawiła się wielka polityka. Do słów Putina trudniej się ustosunkować. Potrzebne są decyzje szefów. Ale to nie jedyna przyczyna zwłoki.

Jakie są inne?

Doszło do zamieszania na linii Pałac Prezydencki – Kancelaria Premiera. Zamiast sprawnej współpracy mogliśmy obserwować niesnaski i próby postawienia na swoim. Między prezydentem Dudą i premierem Morawieckim nie było konsensusu w kryzysowej sytuacji – dlatego tyle trwało, zanim uzgodnili, czy i jak zareagować. To świadczy o tym, że mamy w Polsce co najmniej dwa ośrodki prowadzenia polityki zagranicznej.

”Przynajmniej”? Może być ich więcej?

Nie wiemy też czy nie ma rozdźwięku między MSZ a premierem. W takim razie to byłby kolejny element komplikujący wypracowanie odpowiedzi dla Putina. W takim przypadku MSZ przedkłada propozycje rozwiązań premierowi, który jednocześnie konsultuje to z Pałacem Prezydenckim. Wszystkie te konsultacje mają oczywiście najściślej poufny charakter. Przed podjęciem decyzji trzeba też wykorzystać wszystkie dostępne źródła informacji. Powiedział pan, że wybór oświadczenia szefa rządu jako formy odpowiedzi nie do końca jest trafny. Dlaczego?

Bo rząd PiS poszedł w podbijanie bębenka, zamiast studzić emocje. Do słów przywódcy Rosji wypowiadanych na bardzo różnych forach odnieśli się premier i wiceminister spraw zagranicznych, podczas gdy powinien to zrobić rzecznik ministerstwa spraw zagranicznych.Tak najczęściej się czyni. Na konferencji prasowej rzecznik MSZ powinien odczytać komunikat, odpowiedzieć na pytania i rozdać dziennikarzom teczki z kilkunastoma wybranymi dokumentami polskiej dyplomacji z lat 1938-1939, które kontrowałyby argumenty Putina. Taki rodzaj "białej księgi".

Putina można pokonać rzeczownikami, a nie przymiotnikami, których pada zdecydowanie zbyt wiele.

Angażując autorytet szefa rządu nasze władze same niepotrzebnie podniosły rangę tego zatargu i niechcący dały satysfakcję drugiej stronie. Putin wiedział, który guzik ma wcisnąć i otrzymał dokładnie to, czego oczekiwał. Przy okazji boleśnie obnażył nasz problem z kształceniem zawodowych dyplomatów.

Już pan wyjaśnił, co miał na myśli, gdy nazwał reakcję władz Polski nie do końca poprawną i spóźnioną. A dlaczego określił ją pan jako mizerną?

Bo jest słaba merytorycznie. Premier Morawiecki odpowiada Putinowi tak, jakby parcie do II wojny światowej zaczęło się od paktu Ribbentrop–Mołotow. A przecież u jej podstaw leżał źle zbudowany ład wersalski, nowy porządek po I wojnie światowej, który nie odpowiadał ani Rosji, ani Niemcom.

W oświadczeniu szefa rządu w ogóle nie pada np. słowo appeasement – a przecież właśnie to, że zachodnie mocarstwa latami prowadziły wobec Hitlera bezrefleksyjną politykę ustępstw, przekonało go, że może zrobić z Polską i Europą co tylko zechce.

Skąd te luki historyczne w oświadczeniu premiera?

Można odnieść wrażenie, iż zabrakło odpowiedniego wsparcia merytorycznego urzędowych think tanków – Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, Ośrodka Studiów Wschodnich, Instytutu Zachodniego… Właśnie w takiej kryzysowej sytuacji instytucje te powinny dzień i noc pracować po to, by polskie władze mogły wytoczyć najcięższe intelektualne armaty.

Jeśli w oświadczeniu premiera czytamy, że Putin wielokrotnie kłamał, to należy przytoczyć jego wypowiedzi i obalić je rzeczowymi argumentami. Opinia publiczna oczekuje konkretów.

Putinowi można było odpowiedzieć tak, żeby mu w pięty poszło. Zamiast tego jest spóźnione trafienie kulą w płot. Atak Putina ujawnił, że MSZ albo nie ma właściwych procedur, albo się do nich nie stosuje. Jak widać rząd łatwiej sobie radzi z katastrofami komunikacyjnymi niż z reagowaniem na kryzysy wizerunkowe. Niestety karuzela personalna w MSZ kręci się zbyt szybko.