Chłopaki płaczą rzewnymi łzami. "Futro z misia" to najgorsza polska komedia ostatnich lat
"Chłopaki nie płaczą" i "Poranek kojota" to filmy nie wybitne, ale kultowe. Weszły do kanonu polskiej komedii przede wszystkim za sprawą tekstów, które cytowane są przez milenialsów do dziś. "Futro z misia" miało być duchowym spadkobiercą tamtych produkcji i miało ku temu predyspozycje, ale nie warto było dzielić skóry na niedźwiedziu. Miś leży i kwiczy na wielu płaszczyznach.
Michał Milowicz, debiutujący również jako reżyser filmu, co prawda odcina się od klasyków z przełomu mileniów, ale mruga okiem do widzów praktycznie w każdej scenie. Scalenie trzech równoległych uniwersów w praniu wyszło fatalnie.
Memy na siłę
I tak, Zbrojewicz, który wcześniej grał niezbyt rozgarniętego Gruchę, tym razem jest zaczytanym w książkach bystrzakiem Igłą. Na komisariacie poznaje policjantkę graną przez aktorkę, która w "Chłopakach nie płaczą" uszyła słynny, różowy sweter. Mówią do siebie, że chyba skądś się znają i na tym kończy się wątek. Nie ma żadnej pointy. Tak jak historii tamtego swetra i tak nie zrozumiemy, tak i tego zabiegu również.
Fot. Materiały prasowe
Powtarzalnych cytatów jest tu zatrzęsienie. Tak jakby Michał Milowicz i spółka chcieli na siłę wykreować memy, którymi będziemy sypać wśród znajomych. Do znudzenia powtarzana jest też jedna piosenka ("Bania u cygana"), a także sceny z gagami. Jeszcze żeby chociaż za pierwszym razem śmieszyły.
Fot. Materiały prasowe
Humor na jednym patencie
Śmieszność większości dialogów nie jest oparta np. na błyskotliwych ripostach lub żarcie sytuacyjnym. Twórcy wyszli z założenia, że Polakom do szczęścia wystarczy nagromadzenie jak największej liczby wulgaryzmów w jednym zdaniu. A tak przecież nie jest. Albo ja już z tego po prostu wyrosłem i bawią mnie inne rzeczy. Jestem jednak pewien, że znajdą się amatorzy takiego rzucania mięchem na prawo i lewo. I będą się świetnie bawić na tym filmie. Podejrzewam, że było wielu dorosłych, którym nie podobały się "Chłopaki", a ja jako nastolatek oglądałem je z kumplami co tydzień.
Fot. Materiały prasowe
Sama główna fabuła to odpowiednio zakręcona i absurdalna komedia pomyłek, która jeszcze jakoś się broni w tej konwencji i nie odstaje poziomem od durnych amerykańskich produkcji. Niestety, całość kręci się wokół wyświechtanej tematyki marihuany, która była zabawna w latach 90. Co nie zmienia faktu, że wielu niedorzecznych i infantylnych zachowań bohaterów nigdy nie ogarniemy. Na początku filmu główni bohaterowie próbują sprzedawać trawę, więc chodzą od drzwi do drzwi niczym akwizytorzy z walizką. Później okazują się policjantami. Oglądając komedię idziemy na pewne ustępstwa, ale litości...
Zawiodłem się zatem przeogromnie, bo brakuje mi fajnych polskich komedii z gagami, których apogeum przypadało właśnie na wyżej wspominany okres. Do kina szedłem z naprawdę dobrym nastawieniem, pomimo zwiastunów, które przepowiadały klęskę. Jeśli więc nie podeszła ci już sama zapowiedź, odpuść sobie.
Fot. Materiały prasowe