"Jak rozumieć wypinanie pośladków i penetrację?". Gwiazdor od Rachonia znów daje popis
W weekend skierował do Krzysztofa Śmiszka "reporterskie pytanie" i się zaczęło. Prawica wpadła w zachwyt nad dowcipem Zbigniewa Górniaka. Wśród większości jednak jego tweet wywołał oburzenie. Nie ma to jak sprowokować, a potem skarżyć się na słowa nienawiści, z jakimi ta prowokacja się spotkała.
"Chamskie, koszarowe dowcipasy"
W środowisku dziennikarskim Opola Zbigniew Górniak od lat uchodził za felietonistę o ciętym języku. Ale wraz z nastaniem dobrej zmiany chyba nie poczuł, kiedy zaczął zdecydowanie przesadzać.
– Jeszcze do niedawna osoby z różnych środowisk w Opolu uważały go za świetnego dziennikarza. Ostatnio to się jednak zmieniło. On kiedyś w swoich felietonach używał ostrego języka, ale to nie było to, co dziś. Dziś to zazwyczaj chamskie, koszarowe dowcipasy i knajacki język, którym służy konkretnej stronie politycznej sceny – komentuje w rozmowie z naTemat Leszek Myczka, dziennikarz, dokumentalista przez wiele lat związany z TVP Opole.
Seria "koszarowych dowcipasów" ruszyła w weekend, gdy na Twitterze Zbigniew Górniak skierował do Krzysztofa Śmiszka - jak to określił - "reporterskie pytanie".
Dokształcony na X-kanale
Sprawa nowa nie jest i język sobie z tym poradził już dawno. W krajach, gdzie przywódca ma partnera życiowego, jest on określany mianem "pierwszego dżentelmena" lub "pierwszego kawalera". Ale Górniakowi, choć zaznaczył: "nie kpię", wyraźnie nie chodziło o uzyskanie rzetelnej odpowiedzi.
"Na kilka sekund tracę świadomość"
– A może to kwestia słynnych problemów z aurą? – zastanawia się Leszek Myczka, przypominając zdarzenia sprzed zaledwie nieco ponad roku, gdy w opolskim środowisku dziennikarskim aż grzmiało od plotek na temat Zbigniewa Górniaka.
Chodzi o audycję w Polskim Radiu Opole, którą Górniak poprowadził - zdaniem niektórych - będąc pod wpływem. W programie "Prasowalnia", która była subiektywnym przeglądem prasy w wykonaniu publicysty, autor na antenie brzmiał nieco nietypowo.
W 2018 r. dyrektor programowy Radia Opole Zbigniew Górniak został odsunięty od anteny. Zdaniem wielu osób - mógł być pod wpływem alkoholu podczas audycji.•Fot. Rafał Mielnik / Agencja Gazeta
Szef radia o alkoholu nie wspomniał. Zbigniew Górniak zaś zapewnił, że to wszystko plotki i że przed audycją nie pił. – Prawda jest taka, że cierpię na dolegliwość neurologiczną polegającą na tzw. aurach, kiedy to tracę na kilka sekund świadomość – wyjaśnił dziennikarz.
"Politycznie chroniony"
Leszek Myczka przyznaje, że w środowisku opolskich dziennikarzy krążą już żarty o owych "aurach" Górniaka i koledzy po fachu nie do końca wierzą w takie tłumaczenie.
Cała ta historia nie skończyła się dla Górniaka źle. Odszedł z Radia Opole i trafił do TVP Opole. Tam zajął się tym, co robił dotąd w radiu – publicystyką. Nazwę programu "Prasowalnia" zamienił na "PRASOwanie", ma też cotygodniowe felietony. I coraz częściej jest obecny na ogólnopolskiej antenie w TVP.On był wówczas dyrektorem programu w Radiu Opole. Wszyscy wiedzieli, że jest politycznie chroniony, więc próbowano problem załatwić po cichu, ale się nie udało i sprawa ujrzała światło dzienne.
Niemiecka gazeta
Skąd ta kariera? Zdaniem Leszka Myczki pomóc mogły bliskie relacje Górniaka z Łukaszem Żygadło, który w TVP Opole prowadzi wywiady polityczne, a wcześniej przez dwa lata pracował w portalu braci Karnowskich wPolityce.pl i jest autorem wywiadu-rzeki z prof. Krystyną Pawłowicz. Ale przede wszystkim jest to rezultat tego, że Górniak wie, co powiedzieć, aby się to obecnej władzy podobało.
W Opolu wydawana jest "Nowa Trybuna Opolska" należąca do niemieckiego koncernu. Zbigniew Górniak pracował w tej gazecie przez kilkanaście lat. Ba, zaczynał w niej pod koniec lat 80., czyli wówczas, gdy była to "Trybuna Opolska", czyli lokalny organ Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Gdy mu o tym przypomniano na Twitterze, zapewnił, że w 1988 r. był w "Trybunie" tylko na stażu, a potem trafił do wojska. Gdy wrócił do gazety, to już była to "NTO".
Tęczowa mucha
Często w felietonach Górniaka powraca temat LGBT (jakaś fobia?). Gdy zakończył się ubiegłoroczny festiwal w Opolu, publicysta podzielił się swoimi obserwacjami. I wyszło, że najbardziej zapadło mu w pamięć to, iż Tomek Lipiński w ramach "Sceny alternatywnej" wystąpił z tęczową muszką pod brodą.
"Nie sądzę, aby ta ekstrawagancja pod grdyką założyciela Brygady Kryzys była objawem kryzysu wieku średniego" – drwił z muzyka Górniak i wytykał mu, że na zamknięcie festiwalu założyciel Tiltu zagrał "Jeszcze będzie przepięknie".
Nietrudno zgadnąć, dlaczego akurat Lipińskiego felietonista obrał sobie za cel. W trakcie występu padło bowiem parę słów, które "dobrej zmianie" nie mogły się spodobać.
"Z wolnością jest tak jak z powietrzem: póki jest, nie zauważamy go; kiedy zaczyna brakować, powolutku zaczynamy się dusić. Niektórzy mają maski tlenowe, butle. Wydaje się im, że są bezpieczni" – mówił ze sceny Tomek Lipiński. To nie mogło pozostać bez odpowiedzi.
Zbyt dosadny, ale rozbawił
Bez wątpienia bezpiecznie może się czuć Zbigniew Górniak. No, bo kto mu co zrobi za to, co głosi? Po prawej stronie oburzenia nie ma. Jest rechot.
"Wpis rozbawił 1,2 tys. Może za dosadny, ale ja nie mogę już patrzeć na tych dwóch Nikodemów Dyzmów polskiej polityki" – podsumował rozpoczętą przez siebie dyskusję o Krzysztofie Śmiszku i Robercie Biedroniu.