Trzaskowski wyjawił, kiedy się pojawi ulica Lecha Kaczyńskiego. Radni PiS nie dopełnili formalności

Anna Dryjańska
"A co z ulicą Lecha Kaczyńskiego"? – to pytanie rozbrzmiewa na Twitterze od kilkudziesięciu godzin, gdy okazało się, w Warszawie pojawi się aleja Pawła Adamowicza. Dlaczego włodarz Gdańska ma być uhonorowany rok po zamachu na swoje życie, podczas gdy prezydent RP nie doczekał się tego od 10 lat? Okazuje się, że PiS nie złożył wymaganego prawem wniosku. Dlaczego?
Prezydent RP Lech Kaczyński stracił życie w katastrofie lotniczej 10 kwietnia 2010 roku. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zmarł w wyniku zamachu na tle politycznym 14 stycznia 2019 roku. fot. Wojciech Olkuśnik / Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta
Politycy PiS nie kryją niezadowolenia. W centrum stolicy uhonorowany zostanie Paweł Adamowicz, zamordowany na tle politycznym zaledwie rok temu, podczas gdy o ulicy prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego ani widu, ani słychu.

Nie znaczy to oczywiście, że brat szefa PiS nie jest w Warszawie upamiętniony – jego pomnik stoi na Placu Piłsudskiego. Nieopodal umieszczono też pomnik 96 ofiar katastrofy lotniczej w Smoleńsku – w tym prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Pomniki stanęły tam jednak decyzją rządu PiS, które wyjęły teren spod zarządu władz Warszawy. Politycy partii rządzącej oczekują, że do tego dojdzie jeszcze ulica imienia byłego prezydenta stolicy. Tu jednak rada ministrów ma znacznie mniej do powiedzenia. Polityczne podziały
To nie znaczy, że nie próbowała. Pod koniec 2017 roku rękami wojewody mazowieckiego rząd zmienił nazwę jednej z głównych warszawskich arterii – z Armii Ludowej na Lecha Kaczyńskiego. Meldował o tym Jarosławowi Kaczyńskiemu na miesięcznicy sam Zdzisław Sipiera. Kwestią miesięcy jednak było, by nowe porządki urzędnika zakwestionował sąd. W połowie lutego 2019 roku tabliczki z imieniem Lecha Kaczyńskiego zniknęły ze stolicy. Jak powiedział "Gazecie Wyborczej" jeden z członków ekipy usuwającej oznakowanie, protestów mieszkańców nie było.


Teraz jednak, gdy swoją aleję dostanie tragicznie zmarły prezydent Gdańska, do niezadowolonych polityków Prawa i Sprawiedliwości dołączyła też część dziennikarzy. "Skoro jest miejsce dla ulicy Pawła Adamowicza, to tym bardziej powinno być dla Lecha Kaczyńskiego. Prezydent Warszawy i Polski. Rafale Trzaskowski, tak trudno unieść się ponad polityczne podziały?" – pyta Marta Kiermasz, dziennikarka Vox FM. I nie jest w tym odosobniona. Wniosek, którego nie było
Agata Diduszko–Zyglewska, warszawska radna Koalicji Obywatelskiej, mówi naTemat, że ulicy Lecha Kaczyńskiego nie ma, bo nie mogła powstać. Na przeszkodzie stanęły względy formalne. Jakie? Radni PiS nie złożyli wymaganego prawem wniosku o to, by były prezydent Polski został tak uhonorowany. – Skoro członkowie PiS nie złożyli nawet wniosku w komisji nazewnictwa, to nie rozumiem skąd pretensje. Są konkretne procedury i miasto oraz rada ich przestrzegają – tłumaczy. Dlaczego według niej politycy partii Jarosława Kaczyńskiego od blisko 10 lat nie złożyli wymaganego wniosku? – Gdy patrzę na to, w jaki sposób PiS rządzi krajem, jestem w stanie zrozumieć, że przestrzeganie zastanych procedur to coś, co może być dla niego trudne do zrozumienia – dodaje.

Michał Szpądrowski, stołeczny radny PiS, przyznaje w rozmowie z naTemat, że formalności nie zostały dopełnione. – Wniosku rzeczywiście nie składaliśmy. Pierwszym powodem jest to, że można nazwać ulicę imieniem danej osoby dopiero po 5 lat od jej śmierci – wyjaśnia polityk. Ekspresowe tempo w sprawie alei Pawła Adamowicza wzięło się stąd, że prezydent Rafał Trzaskowski, który był jedną z osób niosących trumnę włodarza Gdańska, zrezygnował ze zwyczajowej karencji.

Dlaczego jednak PiS nie złożył wniosku ws. ulicy Lecha Kaczyńskiego w roku 2015 lub później? – Drugim powodem jest to, że w Radzie Warszawy od 2006 roku większość ma Platforma Obywatelska, a obecnie Koalicja Obywatelska. Moglibyśmy złożyć nawet 15 takich wniosków, a i tak wiadomo, że zostałyby rozpatrzone odmownie – przekonuje radny.

Skąd wiadomo? – W zakulisowych rozmowach słyszymy od polityków PO, że nasz wniosek nie miałby szans. Do znudzenia też powtarzają nam, że Lech Kaczyński nic nie zrobił dla stolicy, tak jakby nie zostawił po sobie pomników choćby w postaci Muzeum Żydów Polskich czy Muzeum Powstania Warszawskiego – relacjonuje Szpądrowski.

Radna Agata Diduszko–Zyglewska o tych trudnościach nie słyszała i zastanawia się, dlaczego PiS nie złożył niezbędnego wniosku. – Nie chodzi im o załatwienie sprawy, tylko o rozkręcenie kolejnej medialnej afery – odpowiada polityczka. Inicjatywa Trzaskowskiego
Wygląda jednak na to, że mimo braku wniosku polityków PiS ulica Lecha Kaczyńskiego i tak się pojawi. Tak zapowiada w rozmowie z naTemat prezydent Warszawy. – Lech Kaczyński zasługuje na ulicę w Warszawie. Nie chciałbym jednak, aby ta sprawa była wykorzystywana politycznie w kampanii, dlatego zgłoszę odpowiednią inicjatywę po wyborach – mówi Rafał Trzaskowski.

To samo polityk mówił jednak w marcu 2019 roku – wtedy z kolei deklarował, że propozycję zgłosi po wyborach do parlamentu. – Mój wniosek zgłoszę po zakończeniu kampanii, rozumianej jako cały cykl wyborczy – precyzuje włodarz Warszawy. To znaczy, że Rafał Trzaskowski wyszedłby z inicjatywą w sprawie swojego poprzednika już po wyborach prezydenckich wiosną tego roku. Której ulicy miałby patronować Lech Kaczyński? Tego prezydent Warszawy nie chce jeszcze zdradzić.

Być może jednak Trzaskowskiego wyprzedzą radni PiS. – Czekamy na sesję Rady Warszawy 16 stycznia. Liczymy na obecność prezydenta Rafała Trzaskowskiego, który buduje nimb świętości wokół Pawła Adamowicza. Przy okazji uhonorowania prezydenta Gdańska poruszymy temat Lecha Kaczyńskiego. Jeśli okaże się, że klimat wokół jego upamiętnienia się zmienił, niewykluczone, że złożymy wniosek – zapowiada Michał Szpądrowski.

Na argument, że przyczyną zwłoki ws. kolejnego przejawu uhonorowania prezydenta Kaczyńskiego może być sprzeciw warszawiaków, Szpądrowski odpowiada: – Okoliczności śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego są na tyle wyjątkowe, że nie powinien się liczyć tylko Barometr Warszawski i wygoda mieszkańców. Przy każdej, nawet najbardziej neutralnej zmianie ulicy, okazuje się, że znaczna część mieszkańców jest na "nie". Każdy może podeprzeć się argumentem, że ludzie tego nie chcą.