Chińska mafia narkotykowa działała w Polsce. Towar z naszego kraju trafiał nawet do Australii

Paweł Kalisz
Chińska mafia kierowana przez Tse Chi-Lopa tylko w ciągu jednego roku 2018 zarobiła co najmniej 8 mld dolarów. Okazuje się, że swój udział w tym nielegalnym biznesie mieli też Polacy. Ocenia się, że przemycili z Ameryki Południowej przez Europę Zachodnią do Australii setki kilogramów kokainy i innych substancji psychotropowych.
Polacy brali udział w przemycie narkotyków na wielką skalę. Jak ustalili śledczy, za przestępstwem stała chińska mafia. Fot. Jarosław Kubalski / Agencja Gazeta
Jak się dowiedzieli dziennikarze radia RMF FM, nie tylko macki chińskiej mafii narkotykowej oplatają Polskę, ale w procederze przemytu narkotyków biorą też udział Polacy. Polskie służby przechwyciły kokainę wartą około dwóch miliardów złotych. A to tylko część tego, co nasi rodacy przemycali.

Okazuje się, że środki odurzające z Europy Zachodniej przez Polskę trafiały głównie do Australii. Zatrzymane osoby organizowały także przemyt do Polski transportów kokainy z Kolumbii. Mówi się o setkach kilogramów tego narkotyku. Za wszystkim ma stać Chińczyk urodzony w Kanadzie, Tse Chi-Lop. Przypuszcza się, że Tse Chi-Lop jest szefem syndykatu Sam Gor.


Tse Chi Lop jest obecnie najbardziej poszukiwanym przestępcą w Azji. Współpracuje z innymi mafiami, takimi jak japońska Yakuza, gangami motocyklowymi w Australii i grupami przestępczymi w Azji Południowej. Przypuszcza się, że w 2018 roku kierowany przez niego syndykat zarobił co najmniej 8 miliardów dolarów na przemycie narkotyków. To wartość minimalna, ale ocenia się, że mogło to być nawet 17 miliardów dolarów.

Na terenie Śląska działali Igor D., Tomasz N., oraz Czesław M. W sprawie pojawia się również obywatel Czech Zbigniew M., oraz nieustalone jak na razie osoby działające w Wielkiej Brytanii, Holandii, a także w Chinach, m.in. w Hongkongu i Makao. Ich pseudonimy to Old Guy, Old Belgium Guy, Jack Sparrow, czy Dandi. Łącznikiem grupy z chińskim syndykatem miał być Tomasz N. Igor D. zdaniem śledczych odpowiadał za logistykę, organizował transport i wymyślał sposoby na przemyt.

Wpadka i oskarżenie
Wpadka nastąpiła w 2018 roku, gdy w Bremerhaven wyładowano kontener z 150 kilogramami kokainy płynącej do Gdańska. Igor D., próbujący odebrać przesyłkę, został zatrzymany.

Śledztwo w tej sprawie prowadził Śląski Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej. Akt oskarżenia trafił już do sądu. Prokuratorzy chcą, by Igor D. odpowiedział za dwanaście zarzutów, Tomasz N. – za sześć. Czesław M. usłyszał trzy zarzuty. Śledczym nie udało się ustalić, który z zatrzymanych był szefem grupy.

źródło: RMF FM