Ksiądz wydalony z kapłaństwa za pedofilię znalazł pracę w kurii. Opieką otoczył go abp Gądecki
Sprawa byłego wikariusza z Chodzieży w Wielkopolsce i tak już dotąd była wyjątkowo bulwersująca. Były ksiądz Krzysztof G. przez wiele lat miał upijać ministranta, molestować go i gwałcić. Gdy prokuratura zwróciła się do poznańskiej kurii o wydanie dokumentów ws. duchownego, diecezja odmówiła. Teraz okazuje się, że historia jest dużo bardziej oburzająca – podejrzany o pedofilię ksiądz jak gdyby nigdy nic znalazł zatrudnienie w kurii.
Krzysztof G. dostał pracę w kurii zaledwie miesiąc po tym, jak został usunięty ze stanu kapłańskiego. Został zatrudniony na stanowisku magazyniera w diecezjalnym archiwum akt nowych. Rzecznik kurii ks. Maciej Szczepaniak tłumaczy, że przecież jest to praca "bez kontaktu z dziećmi i młodzieżą", a poza tym to tylko "tymczasowa pomoc". Były ksiądz został zatrudniony w grudniu 2018 r., a więc ta "tymczasowa pomoc" podejrzanemu o pedofilię trwa już ponad rok.
"W czasie gdy kuria pomagała Krzysztofowi G., zatrudnieni w niej księża robili wszystko, by nie pomóc prokuraturze w śledztwie. (...) Gdy sąd zwolnił ich z tajemnicy zawodowej, dopadła ich amnezja" – opisuje autor tekstu w poznańskiej "Wyborczej" Piotr Żytnicki. Duchowni wezwani do złożenia zeznań nie byli bowiem w stanie sobie niczego przypomnieć.
Będąc już pełnoletnim zgłosił się do kurii i do prokuratury z informacją, że w przeszłości był upijany, molestowany i wykorzystywany seksualnie przez księdza. W prokuratorskich zarzutach mowa jest m.in. o wywożeniu do lasu, biciu po twarzy i gwałceniu. Proceder miał mieć miejsce w latach 2001-13.
Prokuratura początkowo śledztwo w tej sprawie umorzyła, uzasadniając m.in., że Szymon za seks dostawał od księdza pieniądze i ubrania, a zatem nie było to zmuszanie do seksu. Nie znaleziono też wówczas dowodów, iż do zdarzenia dochodziło także wówczas, gdy ministrant nie miał jeszcze 15 lat.
Gdy sprawa wyszła na jaw, wikariusz był przerzucany z parafii na parafię. W końcu odwołano go z ostatniej z nich, a później usunięto ze stanu kapłańskiego. Prokuratorskie dochodzenie zostało zaś wznowione. I znów o nim zrobiło się głośno, bo abp Stanisław Gądecki odmówił przekazania prokuraturze dokumentów związanych ze sprawą ks. Krzysztofa G. Tłumaczono, że całą dokumentację przekazano do Watykanu.
Poznańska "Wyborcza" zaznacza, że prokuratura już nie wnioskuje o wydanie tych dokumentów. Ks. Krzysztof G. do winy się nie przyznaje. Ma zasądzony dozór policyjny, musi raz w tygodniu stawiać się w komisariacie.
źródło: poznan.wyborcza.pl