"Jaok" oskarżył Michała Pola o oszustwo. "Skieruję sprawę do sądu"

Daria Różańska
Mikołaj Janusz "Jaok" na Twitterze zarzucił Michałowi Polowi wyłudzanie pieniędzy. Napisał, że dziennikarz "tak pomaga chorym dzieciom, że okrada ich rodziców". Pol zarzuty te nazywa "absurdalnymi" i zapowiada, że sprawę skieruje do sądu. Ale i podkreśla, że nie przestanie angażować się akcje charytatywne.
Michał Pol bardzo często angażuje się w internetowe zbiórki. Fot. Screen z YouTube / Polsport - Michał Pol
Po sprawie z Jaokiem ma pan dość i przestanie angażować się w akcje charytatywne?

Michał Pol: – Ależ skąd! Oczywiście, że nie. To by sprawiło, że absurdalne oskarżenia Mikołaja Janusza, prowadzą do jeszcze bardziej absurdalnych konsekwencji.

Próbowałem dowiedzieć się od Jaoka, o co mu chodzi. Bardzo spokojnie zareagowałem na jego komentarze. No ale ani się nie dowiedziałem, ani nie zostałem przeproszony. Nie mogę sobie pozwolić na oczernianie mnie – zwłaszcza przez osobę publiczną.

Natomiast nie ma to żadnego przełożenia na pomaganie. Jest za dużo potrzebujących, a na końcu liczy się wyłącznie to, że ktoś dostaje od nas wsparcie.


Dlaczego w ogóle dziennikarz sportowy zdecydował się pomagać?

Z racji zasięgów w mediach społecznościowych od dawna wspierałem różne akcje charytatywne, przekazując je dalej, zachęcając do wpłacania. Kiedy założyłem kanał na YouTube, to zgromadziła się wokół niego zaangażowana społeczność. Uznałem, że to dar od losu, który trzeba wykorzystać.

Zresztą sami internauci zachęcali mnie do uruchomienia "donejtów". Deklarowali, że chętnie będą wpłacali. Później wokół chorej na mukowiscydozę Kamili skupiła się grupa chcących jej pomóc kibiców różnych drużyn. Tknęło mnie, że skoro jest możliwość i ludzie, którzy chcą pomóc, to zorganizuję charytatywnego live'a. Nie miałem pojęcia, że to aż tak wypali.

Zrobiłem na swoim kanale sześć live'ów po meczach Ligii Mistrzów. Dzięki temu udało się zebrać 46 tys. zł. Uważam, że to niezły wynik jak na jednego youtubera.

Później ogłosiliśmy stworzenie Kanału Sportowego, który ruszy w połowie lutego. A tymczasem błyskawicznie przebiliśmy granicę 50 tys. subskrypcji, bez ani jednego filmu.
Twórcy "Kanału sportowego".Fot. Screen z YouTube / Kanał Sportowy
Wtedy namówiłem chłopaków: "Zróbmy taki bożonarodzeniowy live, żeby podziękować subskrybentom za zaufanie". I ktoś rzucił, że jak się spotykamy, to niech to będzie charytatywny live. Każdy z nas miał sporo gadżetów, uznaliśmy, że rozdamy je najhojniejszym donatorom.

W sieci pojawiają się sugestie, że chcecie poszerzyć grono odbiorców Kanału Sportowego, dlatego promujecie charytatywne zbiórki.

Kompletnie nie chodziło nam o nabijacie subskrypcji. Bo i tak mieliśmy ponad 60 tys. Live, który zrobiliśmy 23 grudnia, był po to, żeby za nie podziękować. Jako że Krzysiek Stanowski robił już akcje jak "Dobro wraca", poprosiliśmy go, żeby wybrał beneficjentów, którym pomożemy.

23 grudnia wspólnie z innymi dziennikarzami sportowymi przeprowadziliście charytatywnego live'a. Licytowane gadżety nie trafiły jeszcze do darczyńców?

Firma "Tip & Donations", która zbiera donejty, dopiero przelała mi pieniądze za charytatywnego live'a dla Kamili z 6 grudnia. Natomiast środki uzbierane podczas live'a 23 grudnia nawet jeszcze do nas nie trafiły, więc póki co nie mamy szans, żeby się rozliczyć. Na razie tylko wirtualnie widzimy, kto dał najwięcej, ale fizycznie tych pieniędzy nie mamy.
Jak wpłyną, to od razu je rozdysponujemy na aukcje. To wszystko jest transparentne, wrzucę screena. Cały czas trwają aukcje, m.in. na wspólną kolację z ekipą Kanału Sportowego. Kończymy je 25 stycznia i robimy podsumowanie.

Chcę jeszcze powiedzieć, że wokół kanału na YouTube skupiła się naprawdę świetna społeczność. Na tych live'ach nie ma hejtu. To zaangażowani ludzie, lubiący pogadać o sporcie, o piłce. Oczywiście jest dużo beki, ale raczej sympatycznej.

Ogromne wrażenie na mnie zrobiło, że są tacy zaangażowani ludzie, którzy działają ponad podziałami. Sami zaczęli proponować i przekazywać gadżety na licytację. Ktoś dął piłkę z podpisem Gortata, ktoś inny koszulkę Piotra Zielińskiego z autografem.

I nagle pojawia pomówienie Mikołaja Janusza, że jest pan oszustem.

No właśnie, czytam o sobie, że okradłem ojca chorego dziecka.

Jaok napsuł panu krwi?

Jednak tak, mimo że mam do siebie bardzo duży dystans, trolling mnie raczej bawi, niż złości. To przekroczyło jednak wszelkie granice.

Z ust Mikołaja Janusza padły poważne oskarżenia, że oszukał pan ojca chłopca, dla którego prowadzona była licytacja. Napisał, że ma na to dowody.

Byłem zszokowany tym, co Jaok napisał na Twitterze, ale jako że nie jestem zapalczywy, najpierw zapytałem o co mu chodzi. Wyjaśniłem w skrócie, to co później napisałem w oświadczeniu. I co sam powinien był zweryfikować przed swoim publicznym atakiem. Na spokojnie, bez wyzwisk czy spiny. Ale nie doczekałem się wyjaśnień.

Jaok twierdził, że "facet z Wielkiej Brytanii wylicytował piłkę z podpisem Ronaldo, a pan wziął pieniądze i urwał kontakt".


To ciekawe, bo jeszcze nikt nic nie wylicytował. Umowa jest prosta: ten, kto wpłaci najwięcej podczas live, wybiera sobie gadżet. Są to np.: piłka z podpisem Ronaldo, koszulka reprezentacji z podpisami wszystkich piłkarzy czy piłka do kosza z autografem Marcina Gortata. Przecież myśmy jeszcze nie zapytali, kto i co wybiera. Na razie nikt nie złożył żadnej deklaracji. I o tym wszystkim mówimy podczas live.
Napisałem to Jaokowi. Dodałem, że wystarczy przeprosić. Poza tym, to nie mogłem nikomu sprzedać tej piłki, ponieważ fizycznie jej nie mam. Będzie ją wysyłał ktoś inny. Jest to z gruntu absurdalna historia.

Co Mikołaj Janusz odpowiedział na pana wiadomość?

"Ja tylko pytam, to jest okradanie, ale jestem w stanie wycofać się i przeprosić. Poproszę tylko o info jak było" – odpisał mi Jaok.

"Smutne jest wzięcie pieniędzy za piłkę, która miała iść do chłopca przed operacją” – czytam. I pytam jakiego chłopca? Przed jaką operacją? O co tutaj w ogóle chodzi? To pomieszanie z poplątaniem.

Zbieraliśmy pieniądze na trzech chłopców, ale oni nie mieli dostać żadnych piłek. Napisałem w oświadczeniu, jak jest. To wszystko uderza nie tylko we mnie, ale w ideę pomagania.

Chce pan skierować tę sprawę do sądu?

Tak, zrobię to. Właśnie dlatego, że te oskarżenia mogą kogoś zniechęcić do pomagania, a to już jest haniebne. Parę lat temu wspierałem różne akcje charytatywne. I niestety zdarzyło mi się poprzeć fejkową zbiórkę "Boję się ciemności", którą wsparł także m.in. Robert Lewandowski, wpłacając bodaj 100 tys. zł.

Ludzie wtedy poczuli się oszukani, bo przekazali swoje pieniądze na tę aukcje. Uważam, że to bardzo zaszkodziło idei zbiórek, dlatego też teraz zbieram i promuję tylko te zweryfikowane aukcje na Siepomaga. Moim zdaniem to, co zrobił Jaok również szkodzi idei i powinien ponieść za to konsekwencje.

To wszystko jest przykre, ale z drugiej strony dostałem ogromne wsparcie na Twitterze. Od wielu anonimowych osób, ale też np. od kilku kancelarii adwokackich, które chcą pro bono poprowadzić tę sprawę. Odezwali się starzy znajomi Jaoka, którzy zaoferowali brudy na jego temat. A nawet ktoś, kto zaproponował usługi hakerskie. Nie mam zamiaru oczywiście z tego korzystać. Nie interesuje mnie niszczenie człowieka. Wystarczy mi, jeśli przyzna się do błędu, przeprosi i wesprze zbiórkę na chore dziecko.

Czy wy się prywatnie znacie? Dlaczego pan jest jego celem?

Nie, ale szczerze mówiąc to lubiłem go z czasów Pyta.pl. Myślałem, że to pozytywnie zakręcony koleś. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego mnie oskarżył, więc musi to publicznie odkręcić. On zadał cios idei zbiórek, to niech teraz którąś wesprze zacną sumką.

Natomiast odpowiadając jeszcze na pierwsze pytanie: nie mam zamiaru kończyć z pomaganiem. To jest zbyt ważne, trudno żeby jeden wybryk miał sprawić, że się obrażę na pomaganie. Ludzi dobrej woli jest za dużo i nie możemy dać się nikomu stłamsić.