Porwali go w 2012 roku i używali do propagandy ISIS. Gdzie jest John Cantlie?
Wciąż go pamiętają. Widać to w mediach społecznościowych. "Johnie Cantlie, myślimy o tobie" , "Nigdy nie zapomnimy" – co jakiś czas pojawiają się takie wpisy. Brytyjski dziennikarz, fotoreporter wojenny, został porwany w Syrii w listopadzie 2012 roku. Pojawił się w kilku nagraniach propagandowych ISIS, ale ostatnie pochodzi sprzed roku. Wielu chciałoby wiedzieć, co się z nim stało. I czy ciągle żyje.
W Sylwestra: "Kolejny rok minął. Miejmy nadzieję na dobre wieści w przyszłym roku".
Pod tymi wpisami ludzie piszą, że trzymają kciuki, że wciąż o nim myślą. "Czekamy na ciebie", "Niech nowy rok wreszcie sprowadzi cię do domu" – czytam.
Nie inaczej na Twitterze. John Cantlie wciąż tu żyje. "Gdzie jesteś John?", "Co nasz rząd robi, by go odnaleźć?", "Nigdy się nie poddamy" – trafiam na kolejne wpisy. Na początku grudnia pojawił się wręcz apel: "Jeśli ktokolwiek, gdziekolwiek wie, gdzie jest John Cantlie. Błagam każdego o jakąkolwiek informację. Nieważne jak małą".
John Cantlie został uprowadzony 22 listopada 2012 roku Syrii, razem z amerykańskim korespondentem wojennym Jamesem Foley'em. Państwo Islamskie żądało 132 mln dolarów okupu za Foleya, ale Amerykanie go nie zapłacili. Dwa lata później Foley został ścięty przez dżihadystów. Egzekucja została nagrana, wideo opublikowano 19 sierpnia 2014 roku.
Podobno obaj mieli robić materiał o pierwszym porwaniu Cantliego. Brytyjski dziennikarz był wcześniej w Syrii i w lipcu 2012 roku również został uprowadzony.
Towarzyszył mu wówczas holenderski fotoreporter Jeroen Oerlemans. Obaj po tygodniu zostali uratowani przez Wolną Armię Syrii. W 2016 roku Holender zginął jednak w Syrii, został zastrzelony przez snajpera w Syrcie.
Potem dochodziły sprzeczne informacje. W 2017 roku informowano w Iraku, że zginął. Potem, że ktoś widział go w Rakce, w bastionie dżihadystów. W styczniu ubiegłego roku rzecznik Syryjskich Sił Demokratycznych podał niepotwierdzoną informację, że być może dziennikarz żyje.
Od tamtej pory panuje cisza.
Niczym prawdziwy reporter
ISIS wykorzystało go w szerzeniu propagandy. Nagrania z jego udziałem zawsze były wydarzeniem i głośno było o nich w mediach.
Seria nagrań pojawiła się między wrześniem 2014 i grudniem 2016 roku. Wszystkie pochodziły z różnych miejsc w Syrii, m.in. z Aleppo, a także z Iraku, m.in. z Mosulu. Pisał też w magazynie ISIS "Dabiq".
Najpierw islamiści pokazywali go w pomarańczowej koszuli – jak więźnia, jak uprowadzonych wcześniej cudzoziemców.
Potem miał przycięte włosy, kształt brody popularny wśród muzułmanów, ubrany na czarno, zachowywał się jak prawdziwy reporter. W 2014 roku tak relacjonował walki o Kobani: – Bitwa o Kobani dobiega końca. Mudżahedini oczyszczają już tylko teren ulica po ulicy i dom po domu. Dlatego co jakiś czas słychać w tle wystrzały. Ale wbrew temu, w co każą wam wierzyć zachodnie media, jest już niemal po wszystkim.
Ostatnie pochodzi z 2016 roku. CNN zwróciło wtedy uwagę, że wyglądał "jak szkielet", a hełm, który miał na głowie, " rzucał cień na wychudzoną twarz".
Apele rodziny
W 2014 roku o uwolnienie dziennikarza błagał jego ojciec. – Po raz pierwszy od niemal dwóch lat zobaczyliśmy Johna, gdy opowiadał w nagraniu telewizyjnym, że wciąż jest więźniem Państwa Islamskiego i że być może przeżyje, a być może umrze. Pozwólcie mu bezpiecznie wrócić do domu – apelował ciężko chory, ze szpitalnego łóżka.
Niedługo potem 81-letni Paul Cantile zmarł. • On Demand News
Siostra dziennikarza, Jessica Pocock, założyła serwis Making Light, poświęcony Syrii.