Jak odróżnić koronawirusa od przeziębienia, jak się można zarazić? Lekarz wyjaśnia
– Koronawirus przenosi się drogą kropelkową, czyli podczas kaszlu i kichania oraz drogą kontaktową, czyli przez dotyk. Możliwa jest też droga pokarmowa, ale na razie nie wiemy, jakie zwierzę było źródłem pierwotnego zakażenia. Ten wirus może przeżyć do kilkunastu minut na powierzchni nieożywionej – tłumaczy w rozmowie z naTemat doktor Paweł Grzesiowski, ekspert w dziedzinie immunologii, profilaktyki i terapii zakażeń, wykładowca Szkoły Zdrowia Publicznego CMKP i prezes Fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń.
Już mamy epidemię, tylko że na razie o zasięgu lokalnym. Dotyczy to w tej chwili nawet nie całych Chin, tylko południowo-wschodniego regionu, który obejmuje kilkadziesiąt prowincji.
WHO nie podjęło na razie decyzji o tym, że to epidemia o szerszym zasięgu. Póki co mamy pojedyncze przypadki, które wywodzą się właśnie z Wuhan.
Pojawiają się sugestie, że dane na temat liczby zakażonych są celowo zaniżane.
One są niedoszacowane z konieczności, ponieważ bardzo wiele osób zgłasza się do szpitali, co powoduje, że na testy czeka się kilka dni. Poza tym, każdy przypadek przechodzi weryfikację epidemiologiczną, co wywołuje dalsze opóźnienie w raportowaniu.
SARS w ciągu dwóch lat doprowadził do śmierci przynajmniej 770 chorych. W przypadku koronawirusa może być więcej ofiar śmiertelnych?
Moim zdaniem w tej chwili jest za wcześnie, żeby o tym mówić. Ale z danych, które się pojawiają, na ten moment śmiertelność, jaką wywołał ten wirus, jest trzykrotnie mniejsza niż SARS.
Koronawirus dotarł już do Europy. Media informują o przypadkach zachorowań we Francji. Czy powinniśmy obawiać się, że niedługo będzie i w Polsce?
Ważne, żeby zaznaczyć, iż w przypadku Francji są to osoby zarażone wirusem, które wróciły z Chin. Nie jest tak, że Francja jest nowym ogniskiem epidemii, dlatego właśnie WHO nie ogłasza pandemii. Nie są to przypadki powstałe już poza Chinami, to tylko efekt tego, że zakażeni ludzie po prostu podróżują.
Polska też ma kontakt z Chinami: przylatują do nas samoloty, przyjeżdżają pociągi, ludzie. Powinniśmy się obawiać, że ten wirus dotrze także do Polski?
Absolutnie jest możliwe, że do Polski dotrze ktoś z Chin z tym wirusem. To kwestia statystycznie możliwa, ale podejmowane są szeroko zakrojone działania prewencyjne, mające na celu uszczelnienie granic.
Są kontrole w samolotach, na lotniskach. Bardzo ważne jest, żeby wychwycić chorego, zanim trafi on do swojego środowiska, czyli zacznie zarażać osoby z otoczenia.
Napisał pan, że kwestią nie jest czy, ale kiedy ten wirus dotrze do Polski.
Jeśli epidemia w Chinach będzie trwać, to nie ma wątpliwości co do tego, że w którymś momencie jakiś pacjent do nas trafi, ale czy uda się go w porę wychwycić i odizolować.
Wtedy nie pojawi się przeniesienie zakażenia i nie będzie nowego ogniska zachorowań.
Ale może być i tak, że wspominany pacjent "przemknie się" przez system i będzie zarażał inne osoby.
Jak odróżnić koronawirusa od innych objawów przeziębienia? Jak nie pomylić go z grypą?
Nie ma w tej chwili możliwości, by bez badań genetycznych potwierdzić zakażenie. Możemy oczywiście podejrzewać każdą osobę, która powraca z Chin. Taką mamy definicję, czyli ostra gorączkowa choroba układu oddechowego u osoby powracającej z Chin. Tylko takie mamy parametry.
Następnie należy wykonać badanie diagnostyczne. Jeśli będzie to osoba z grypą, a wróci z Chin, to też będzie poddana kwarantannie, zanim nie wykonamy specjalistycznych badań.
Podobno w większości przypadków – w początkowej fazie inkubacji choroby nawet doświadczony lekarz nie jest w stanie bez przeprowadzenia badań laboratoryjnych odróżnić wirusa wywołującego przeziębienie od tego, który może zabić. Faktycznie tak jest?
Tak, okres wylęgania wirusa trwa od 5 do 10 dni. I w tym czasie nikt nie jest w stanie powiedzieć, co się wykluje. Dopiero, kiedy zobaczymy, co się dzieje w płucach, wtedy można podejrzewać wirusa. On wywołuje specyficzne rozsiane zmiany zapalne płuc.
W jaki sposób możemy zarazić się koronawirusem?
On się przenosi drogą kropelkową, czyli podczas kaszlu i kichania oraz drogą kontaktową, czyli przez dotyk. Możliwa jest też droga pokarmowa, ale na razie nie wiemy, jakie zwierzę było źródłem pierwotnego zakażenia.
Jeśli ktoś kichnie, następnie ręką, którą przykrył usta dotknie jakiegoś miejsca i ja też chwycę za to samo, to jest prawdopodobne, że zarażę się tym wirusem?
Tak, chociaż te wirusy krótko żyją poza organizmem człowieka. Jednak do kilkunastu minut wirus może przeżyć na powierzchni nieożywionej, dlatego trzeba bardzo mocno przypominać o higienie rąk.
Możemy się nim zarazić także od zwierząt?
Źródłem tego wirusa pierwotnie były zwierzęta, prawdopodobnie nietoperze, ale teraz są to głównie ludzie. Ale nie możemy wykluczyć, że jeszcze są żyjące źródła zwierzęce. Ta kwestia jest w tej chwili badana.
Jak wygląda rozwój tej choroby?
Na początku wygląda to jak grypa, czyli występują bóle mięśniowe, bóle głowy, osłabienie, kaszel, gorączka, później dopiero pojawia się zapalenie płuc. I to nie u wszystkich. Nie wszyscy chorują na tę najcięższą postać.
Początkowe objawy zarażenia koronawirusem:
- bóle głowy
- bóle mięśniowe
- kaszel
- osłabienie
- gorączka
Podobno gorączka też nie występuje u wszystkich?
To prawda, aczkolwiek 98 proc. pacjentów, którzy trafili do szpitala, miało gorączkę. Rzadkością jest przebieg bezgorączkowy.
Jaka jest średnia wieku osób, które umarły z powodu tego wirusa?
Generalnie były to osoby starsze, powyżej 60 roku życia z chorobami towarzyszącymi, ale najmłodsza ofiara wirusa miała 36 lat.
Jak wygląda śmierć w przypadku osób zarażonych tym wirusem? Co jest jej przyczyną?
Przyczyną zgonu jest najczęściej niewydolność oddechowa oraz niewydolność wielonarządowa. Opisywane przyczyny to też uszkodzenie serca. Wszyscy, którzy umarli z powodu zakażenia tym wirusem, mieli bardzo wysokie parametry zapalne. Mówimy, wtedy że to jest wirusowa sepsa.
Wyjeżdżać do Azji, czy lepiej nie kusić losu?
Do Chin może lepiej nie wyjeżdżać, szczególnie południowo-wschodniej części. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przemieszczać się do Tajlandii czy Wietnamu. Jednak trzeba mieć świadomość, że w tej chwili sytuacja jest tam niestabilna.
Należałoby wziąć ze sobą maskę, preparaty do dezynfekcji rąk, zaszczepić się przeciwko grypie. To też jest ważne, bo w razie czego już wiemy, że nasze objawy to wcale nie grypa. I właściwie tyle. Trzeba mieć oczy i uszy otwarte na to, co komunikują lokalne władze.
Jak możemy zabezpieczyć się w Polsce? Epidemiolodzy mówią, by dbać o higienę, odporność, w razie gorączki sięgać po leki, pilnować nawodnienia organizmu. Co jeszcze powinniśmy zrobić, by siebie ochronić?
Jest to kwestia przyjęcia określonych procedur: na szczeblu krajowym musimy dbać o uszczelnienie granic, podejmować wczesne interwencje wobec tych, którzy wracają z terenów objętych epidemią, w uzasadnionych przypadkach być może potrzebna jest profilaktyczna kwarantanna.
Na skalę indywidualną – uruchomienie wszystkich procedur, gdyby taki pacjent trafił do szpitala. Konieczne jest zapewnienie bezpieczeństwa personelowi (maski, gogle, fartuchy), a także wysłanie badań potwierdzających wirusa. Aktualnie musimy wysłać je do Niemiec. Personel medyczny, który zajmuje się takim pacjentem, musi mieć świadomość, że jest to zaraźliwe i chronić zarówno siebie, jak i innych pacjentów.
Są już przypadki zgonów wśród lekarzy.
W Chinach rzeczywiście to się zdarzyło, bo to jest zaraźliwy wirus, a jeśli trafi na przemęczonego czy przewlekle chorego człowieka, to ryzyko jest większe.
Maski są skuteczną ochroną?
Tak, bo droga zakażenia jest głównie kropelkowa, ale tylko, jeśli maska ma prawidłowy filtr, bo musi zabezpieczać przed wniknięciem wirusa na śluzówkę. Wirus atakuje drogi oddechowe i tam się przyczepia.
Ale będąc w masce możemy dotknąć czegoś, z czym wcześniej osoba zarażona miała styczność.
Oczywiście, jeżeli ktoś nie uważa na dotyk i będzie w masce, ale ręce będzie miał zanieczyszczone, a później zdejmie maskę, potrze nimi oko czy nos, to oczywiście może się zarazić.
Jak wyglądają prace nad szczepionką?
Obecnie już w kilku laboratoriach trwają prace nad prototypem, bo już w tej chwili wiemy, że nie powstrzyma się tej choroby na większą skalę bez szczepionek czy surowicy odpornościowej. Aczkolwiek droga może być niełatwa – musimy przecież te preparaty przetestować od zera.
Jeśli chodzi o doświadczenie z SARS-em – są opracowane pewne prototypy szczepionek i leków, natomiast one nigdy nie wyszły na rynek. A ponieważ nowy wirus jest w 80 proc. podobny do SARS, to powinno być teraz szybciej i łatwiej, bo jest już pewne doświadczenie.
My nie siejemy paniki, my przekazujemy informacje. W momencie, kiedy nie ma informacji, pojawia się panika. I tak jest w niektórych miastach chińskich.
Z tego, co słyszymy, to niestety w regionach objętych kwarantanną ludzie mają ogromny niepokój, bo brakuje informacji. W czasie zagrożenia konieczna jest pełna transparentność, inaczej rodzi się nieufność i strach.
Koleżanka z redakcji kontaktowała się z mężczyzną, który przebywa na terenie Wuhan. I on powtarza, że siedzą w domach, wychodzą jedynie po jedzenie, ale nie mają dostępu do informacji.
My działamy zupełnie inaczej. Jesteśmy transparentni, informujemy na bieżąco. I nie widzę tu powodu do niepokoju. Natomiast panika pojawia się, tam gdzie informacje są reglamentowane. Media bardzo pomagają nam w tym, ale konieczna jest odpowiedzialność za każde słowo, każde zdjęcie, bo łatwo wprowadzić niezdrowe emocje.
Nie do końca wiemy, co się dzieje na terenie Chin. Mamy dostęp do informacji, które oficjalnie przekazują chińskie władze. Wiadomo, że chcą powstrzymać wirusa w Chinach. Podejmują bardzo trudne decyzje.
Wstrzymano handel dzikimi zwierzętami, zatrzymano 30 mln ludzi w domach. Na taką skalę nigdzie nie było takiej interwencji. Tam nastroje do paniki mogą być, ci ludzie się boją, bo nie wiedzą, co ich czeka.