Tak, Duda wyłożył się na angielskim w Davos. Ale to obciach hejtować go za to, że próbował

Łukasz Grzegorczyk
Były kpiny z angielskiego Donalda Tuska, później językowymi wpadkami podpadł niektórym Patryk Jaki. A teraz przyszedł czas na Andrzeja Dudę, który na Forum Ekonomicznym w Davos nie mógł dobrać słów, by zbudować zdanie. I ruszyła lawina kpin pod adresem prezydenta. Czy słusznie?
Andrzej Duda przemawiał w Davos po angielsku. Miał problemy ze sformułowaniem zdania. Fot. weforum.org
Jedni mówią, że to spory obciach, inni biorą Andrzeja Dudę w obronę. Nie da się jednak ukryć, że prezydent w Davos miał problemy, by po angielsku sformułować swoje myśli. A wszystko działo się podczas panelu "Przyszłość NATO" w ramach Forum Ekonomicznego.

Duda pojawił się obok ważnych polityków z międzynarodowej sceny. Był sekretarz generalny sojuszu Jens Stoltenberg, szef tureckiej dyplomacji Mevlüt Cavusoglu oraz Vincenz Amendola, włoski minister ds. europejskich. W takim towarzystwie polski prezydent "popisał się" swoim angielskim. To tylko fragment wystąpienia z Davos, całość można odsłuchać na stronie weforum.org. Kiedy nagranie trafiło do sieci, polscy internauci zaczęli oceniać je krok po kroku. Piszą, że "dramat", albo "kompromitacja". To te opinie, które da się zacytować bez cenzury. Wśród oceniających Dudę znalazło się wielu polityków. Były szef MSZ Radosław Sikorski pisał, że "pan prezydent walczy z obcym językiem". Poseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba był bardziej złośliwy. "Aparat mowy po kilku górskich herbatach odmawia posłuszeństwa. Wstyd!" – stwierdził polityk. Z kolei Jan Grabiec z KO poradził głowie państwa, żeby został przy wycieczkach na narty w polskie góry. Duda nie jest pierwszym polskim politykiem, który zbiera ciosy za swoją znajomość języka. Więszość zapewne pamięta, jak Donald Tusk zaczynał swoją europejską przygodę w Brukseli. Jego wystąpienia były dalekie od idealnych, a loża szyderców powiększała się z każdą wpadką.


A chyba jeszcze głośniej było o Patryku Jakim, który w ubiegłym roku rzucił się na głęboką wodę i po angielsku przemawiał w Parlamencie Europejskim. Tam kulało wszystko, a europoseł był krytykowany nawet przez prawicowych dziennikarzy w Polsce. Mimo to, wtedy w naTemat wzięliśmy Jakiego trochę w obronę. Bo przełamał się, próbował, i złamał barierę, z którą wielu nie może poradzić sobie przez całe życie.

"Można docenić, że próbował"
A jak jest w przypadku Andrzeja Dudy? W końcu prezydent, jako głowa państwa, powinien świecić przykładem, a nie stawać się obiektem kpin.

– Nie trzeba mówić po angielsku, żeby godnie reprezentować Polskę, ale można robić to lepiej, kiedy mówi się swobodnie w tym języku – przekonuje w rozmowie z naTemat politolog prof. Uniwersytetu SWPS Ben Stanley, Brytyjczyk mieszkający w Polsce.

Kiedy pytam mojego rozmówcę o wystąpienie prezydenta, wskazuje, że "jest taki kompleks, jeśli chodzi o polityków". – I czasami, kiedy przemawiają publicznie po angielsku, to wypadają kiepsko. Tak było w przypadku Patryka Jakiego – tłumaczy.

Stanley dodaje, że polscy politycy myślą, że to obciach nie mówić po angielsku za granicą, ale prezydent powinien zastanowić się, czy zna na tyle angielski, by swobodnie się nim posługiwać. – W przeciwnym razie trzeba skorzystać z tłumacza – radzi. Jego zdaniem można docenić chęci prezydenta.

– Chociaż wyszło kiepsko. W przypadku Patryka Jakiego, ludzie czekali na wpadki. Wydaje mi się, że prezydent nie ma zbyt dużej pewności siebie. To nie stwarza dobrego wrażenia – zauważa na koniec.