Chciała wyjechać z Wuhan z 3-letnim synem. "Powiedzieli, że dla niego nie ma miejsca w samolocie"

Katarzyna Zuchowicz
W Tokio wylądował pierwszy samolot, który zabrał Japończyków z Wuhan. Również USA ewakuowały już 240 swoich obywateli. Lista krajów, które planują ewakuację z Chin, cały czas się zwiększa. Australia, Malezja, Francja, Indonezja.... Ale okazuje się, że nie wszyscy, którzy chcą, mogą wyjechać. – Zadzwonili z MSZ w Londynie, że będzie ewakuacja. Zapytali, czy chcę wyjechać. Ale bez syna – opowiada naTemat Brytyjka, która jest w Wuhan z dzieckiem.
Natalie Francis z synem. Mieszkają w Wuhan. Fot. Facebook/ Natalie Francis

Aktualizacja: W czwartek 30 stycznia Natalie napisała na Facebooku, że jest w kontakcie z brytyjskim MSZ. Są na liście pasażerów. Ale MSZ wciąż prowadzi rozmowy z chińskimi władzami. Potem dostała telefon z Pekinu. "Mamy być na lotnisku przed 23.00. Mogę lecieć, ale powiedzieli, że nie wiedzą, czy Jamie będzie mógł wejść na pokład. Powiedzieli, że to mój wybór, czy będę próbować, czy nie".

Samolot w piątek rano wylądował w Wielkiej Brytanii. Natalie długo nie pisała, czy w ogóle próbowała dostać się na niego z synem.

W sobotę 1 lutego powiadomiła na FB, że się udało. Jest z synem w Wielkiej Brytanii, oboje - jak inni pasażerowie - zostali poddani kwarantannie w Wirral. Tu opisaliśmy to w naTemat.

Syn Natalie Francis ma trzy lata, w ubiegłym roku przeszedł zapalenie płuc. – Tylko dlatego chcę się stąd wydostać. W przeciwnym razie zostałabym w mieście – mówi naTemat. Rozmawiamy 29 stycznia. Brytyjczycy dopiero planują ewakuację swoich obywateli.

Natalie ma 31 lat, w Wuhan mieszka od siedmiu, jej syn Jamie tu się urodził, ma chiński akt urodzenia i chiński paszport. I jak się okazuje, właśnie to stanęło na przeszkodzie.

Czytaj także: "Nie gadajcie głupot!". Polski student, który wrócił z Wuhan zdradził, co się działo po przylocie


– Odkąd syn się urodził, przechodzimy przez wielki zamęt z dokumentami. Z tego powodu nie dostał wizy turystycznej, gdyż brytyjski rząd, poprzez jego pochodzenie, traktuje go jak Brytyjczyka – mówi. Dlatego telefon w sprawie ewakuacji, na który bardzo czekała, tak bardzo ją przeraził. "Jestem zmęczona i wykończona"
– Powiedzieli, że jest miejsce w samolocie, ale mój syn nie może lecieć. Usłyszałam, że nic nie mogą zrobić, że bardzo im przykro, ale czy ja chcę dostać się na samolot? Bo ja mogę lecieć bez problemu. I mam zostawić swojego syna? – opowiada naTemat.

Została. Co teraz czuje? – Jestem zmęczona i wykończona. Boję się o syna, bo słyszymy, że wirus dotyka młodych i starszych ludzi – odpowiada.

Natalie opisała na Facebooku, jak ją potraktowano. Że czekała całą noc na ten telefon. "Kilka lat temu brytyjski rząd odmówił mu przyznania wizy, gdyż zgodnie z prawem imigracyjnym z 1981 roku jest obywatelem Wielkiej Brytanii i przyznanie mu wizy miałoby wpływ na jego prawa człowieka. Co z jego prawami człowieka teraz, by mógł wydostać się z miasta? Miał zapalenie płuc i jedyną radę mają, by go zostawić?" – napisała.

"To straszne", "To niedorzeczne" – reagują komentujący. Jej wpisem zainteresowali się też dziennikarze BBC i Sky News.

Pierwszy samolot ma ewakuować Brytyjczyków jutro. Do kraju ma wrócić około 200 osób, wszyscy, jak podają brytyjskie media, mają być poddani 14-dniowej kwarantannie w bazie wojskowej. Z domu nie wychodzi od 15 stycznia
Natalie twierdzi, że nie jest sama w takiej sytuacji. Słyszała o podobnych przypadkach. Zna Amerykankę, która również została w Wuhan z podobnej przyczyny. Mówi też o kilku brytyjskich rodzinach, o swojej przyjaciółce, która też została z dzieckiem. – Reszta to plotki – mówi.

W Wuhan mieszka w spokojnej ulicy, blisko ma dwa duże supermarkety, które – jak twierdzi – są dobrze zaopatrzone. – Żywność naprawdę nie jest problemem – zastrzega.

Z domu nie wychodzi od 15 stycznia. Trzy razy była tylko na zakupach. Ludzie nie pracują, wszyscy siedzą w domach. – Nie mamy z nikim kontaktu, żadnych sąsiedzkich wizyt. Jesteśmy zamknięci w domach, z nadzieją, że ludzie wiedzą co się dzieje, i że przyjdzie pomoc – mówi naTemat. W jednym z postów na FB pisze o wspaniałych lekarzach, pielęgniarkach, którzy pracują non stop. I o braku maseczek na twarz. Podaje adres. "Jeśli możecie je przesłać, przekażę je do szpitali" – zaapelowała. Korespondent "New York Times" zamieścił na Twitterze takie zdjęcie witryny sklepowej, na której informują, że nie ma masek.
Nie ma szans, by się wydostać
Miasto jest odcięte od świata, opustoszałe ulice widać na dziesiątkach zdjęć w internecie. Pytam, czy jest jakikolwiek inny sposób, by się dziś się stąd wydostać? – Nie. Publiczny transport nie działa, tunele i drogi są zablokowane. Nawet ci, co zakwalifikowali się do ewakuacji mają problem, by dostać się na lotnisko – odpowiada. A prywatne samochody? – Oficjalnie nie można. Chyba, że jesteś na liście do ewakuacji. Amerykanie, którzy chcieli się ewakuować i musieli przejechać przez blokady na drodze do lotniska, musieli też zgłosić dane samochodu. Myślę, że to samo dotyczy Brytyjczyków – mówi.

Niewiele komunikatów do nich dociera. Raczej nie wiedzą więcej niż my w Polsce, czy w innych krajach, dowiadujemy się z mediów.

Czytaj także: Wirus z Chin dotarł do Polski? Do szpitala w Łodzi trafiła zagraniczna turystka

Ostatnio w mediach społecznościowych pojawiają się nocne nagrania z Wuhan. Widać osiedla wieżowców, ludzie stoją w oknach lub wyszli na balkony. I krzyczą: "Jiayou!", okrzyk, który ma zagrzewać do walki z wirusem i by się nie poddawać. – Widziałam to, oglądaliśmy – mówi Natalie.

Co teraz? Co dalej? – Nie mam pojęcia. Po prostu czekamy – odpowiada.