Jerzy Zięba doigrał się po swoich radach ws. koronawirusa. YouTube zamyka jego kanał
Jerzy Zięba ma grono swoich wyznawców, przekonanych, że jest to uzdrowiciel. Nie jest on jednak lekarzem. Swoje "mądrości" przekazywał światu za pośrednictwem YouTube. Teraz ma problem, bo zamknęło jego kanał. Wszystko dlatego, że Zięba chciał leczyć chorych na koronawiusa z Wuhan "lewoskrętną" witaminą C.
A tu już zaczynało się robić niebezpiecznie. O ile witamina C raczej nikomu nie zaszkodzi, o tyle 35-proc. nadtlenek wodoru w takim stężeniu ma silne właściwości żrące wobec żywych tkanek i po kontakcie ze skórą pojawiają się białe martwicze plamy. Strach pomyśleć, jak działa po wstrzyknięciu do żyły.
Władze YouTube uznały, że wystarczy i kanał Zięby został zamknięty. To jednak nie jest jego największy problem. W kwietniu zeszłego roku do siedziby firmy, która sprzedaje promowane przez niego produkty, wkroczyła policja. Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście-Północ postawiła Ziębie oraz jego współpracownikom zarzuty nielegalnej sprzedaży produktów leczniczych. Grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch.
Kim jest Jerzy Zięba? To inżynier, przeciwnik wszelkich szczepionek. Propagator takich metod leczenia, które podważają wiedzę naukową. Zwolennik teorii, że Wi-Fi powoduje bezpłodność. Cudotwórca, który hipnozą powiększa piersi.
Przekonywał m.in., że nieuleczalną schizofrenię jednak da się wyleczyć witaminą B3 – pisała o nim w naTemat.pl Anna Kaczmarek. Twierdził też, że Grzegorz Miecugow by dalej żył, gdyby lekarze znali jego książki i wiedzieli, jak leczyć sepsę. Promował też bardzo drogie parafarmaceutyki swojej marki: np. buraka w tabletkach (95 zł za 9 gramów) czy strukturyzator wody (za 2500 zł). Internetowy sklep dalej funkcjonuje.
źródło: wp.pl