"Na śniadanie i odstresowanie". Na Mordorze potykam się o puste "małpki", ale problem jest inny

Bartosz Godziński
Gdyby Polacy czytali tyle książek, ile wypijają "małpek", stalibyśmy narodem intelektualistów zdolnym panować nad czasem, przestrzenią i galaktyką. Tymczasem każdego dnia – według badania, które cytujemy – sprzedawane są 3 miliony zgrabnych, małych buteleczek z wielkimi procentami. I na horyzoncie nie widać nawet przebłysku zmian. Nie to jednak jest w tym najbardziej przerażające.
Popularność małpek widać szczególnie na trawnikach Fot. naTemat
Zeszłoroczne badanie firmy Synergion wstrząsnęło opinię publiczną. Niby każdy wie, że jesteśmy narodem ze skłonnościami do przesadzania z alkoholem, ale dopiero konkretne liczby pobudzają wyobraźnię. Mnie najbardziej zaniepokoiło to, że milion "małpek" dziennie schodzi... już przed południem. To znaczy, że ludzie albo świętują koniec nocnej zmiany, albo, co gorsza, piją przed pracą.
Fot. naTemat
Za tanie, zbyt dostępne
Buteleczki z mocnym alkoholem mają zgubne zalety. Są poręczne, więc łatwo je schować do torebki lub w tylną kieszeń spodni. Nie ma też żadnego problemu z dostępnością, bo kupimy je nawet w nocy i w święta. Kusząca jest również ich cena, a także wygląd - kolorowe likiery nie sprawiają wrażenia tak groźnych jak czysta wódka. A niemal równie mocno "poniewierają". I można je wypić na szybko: w toalecie, windzie, pod sklepem.


Wszystko to przekłada się to, że małpki stały się egalitarne, a rozwój tego sektora rynku wykreował w Polakach nowe nawyki. – Kupują ją wszystkie grupy społeczne i zawodowe, choć różnią się między sobą sposobem kupowania i motywacją – mówił Michał Kociankowski, dyrektor generalny Synergion.
Screen z raportu badań rynku: Dokąd płynie mała wódka? / Synergion
Największą grupę kupujących stanowią alkoholicy i pracownicy fizyczni, ale zaraz za nimi jest młodzież (20-25 lat), panowie na spacerze z psem, emeryci i młode kobiety. A potem są efekty - z innego raportu wynika, że Polacy wlewają w siebie więcej alkoholu (jeśli podzielimy ilość przez liczbę pijących) niż nawet Rosjanie.

Terapeuta uzależnień, dr Robert Rutkowski w rozmowie z "Newsweekiem" stwierdził, że Polacy są na prostej drodze do alkoholizmu. – Dlatego potrzebne są konkretne działania rządu, bo jak widać profilaktyka już nie wystarcza. Ministerstwo zdrowia odrzuciło pomysł wyeliminowania butelek o objętości poniżej 0,2 l, co było dużym błędem. Jeżeli nie wykluczymy alkoholu w małych formatach, statystyki będą tylko rosnąć i czeka nas degradacja społeczna.

Małpi gaj
Relaksacyjne picie po robocie nie jest nadzwyczajnym zjawiskiem. Jednak według przedsiębiorców przepytanych do stworzenia raportu, aż 28 proc. małpek (czyli niemal co trzecia!) jest sprzedawanych rano. Pójście do pracy "na luzie" jest objawem naszych czasów - przepełnionych niepewnością, bezradnością i stresem.

A jeśli myślimy o stresującej pracy, to jednym ze skojarzeń są korporacje. Wybrałem się zatem na słynny warszawski "Mordor", czyli zagłębie firm i biurowców na Służewcu i zachodnim Ksawerowie. Skoro małpki piją wszyscy, to czy wśród nich są też korpo-ludki?
Fot. naTemat
Spokojnie, nie napiszę, że trafiłem na eleganckiego pana w garniaku zerującego wódeczkę pod biurowcem. Ze względu na wspomnianą wcześniej specyfikę małpek, są idealne do dyskretnego picia. Dlatego właśnie ten raport robi takie wrażenie, bo tego po prostu nie widać gołym okiem. No, może nie do końca.
Fot. naTemat
Trawniki w wielu miejscach są usłane buteleczkami, jak kwiatami na wiosnę. Lubelska, Żołądkowa Gorzka, Staromiejska, Soplica - pełen przekrój małpek. Do wyboru, do koloru. Pojedynczo i w grupach. Nie da się określić, czy są z poranka, czy z weekendowego wieczoru, ale nie da się zaprzeczyć temu, że Polacy je pokochali i wyrzucają gdzie popadnie. Może nikt nie zauważy.

Na Mordorze byłem w piątkowy i poniedziałkowy poranek. W jednej Żabce widziałem mężczyznę w średnim wieku kupującego dwa piwa, a także robotnika ukradkiem chowającego puszkę z browarkiem do reklamówki. I tyle. Żadnej masowości jak w raporcie nie było.
Fot. naTemat
Małpka na śniadanie
Jeszcze zanim wybrałem się na Domaniewską i okolice, zajrzałem do supermarketu na Woli umiejscowionego w środku nowo wybudowanego osiedla. – Małpki nie schodzą u nas jakoś hurtowo, bo wokół mieszka klasa średnia – powiedział mi pracownik stosika z alkoholami. – Mamy pewnego klienta, który przychodzi dzień w dzień po pół litra wódki. Wygląda schludnie, nie trzęsą mu się ręce, strasznie mnie intryguje ta sytuacja, ale nie wypada zapytać. Dodam jeszcze, że zauważalny jest u nas wzrost nie małpek, ale piw bezalkoholowych.

Wysiadając na stacji PKP Służewiec, poszedłem wzdłuż "alejki małpek" w stronę nowoczesnych budynków. "Mordor" to nie tylko zagłębie biurowców, ale też Żabek, w których alkohol można kupować już od 6:00. Żabka Żabce nierówna i w różnych punktach otrzymywałem różne relacje.
Fot. naTemat
– Raczej nie narzekamy na brak klientów kupujących małpki. Przychodzą codziennie, również rano. By się napić na śniadanie lub odstresować. Głównie są to robotnicy, ale był okres, że faktycznie pojawiali się ludzie w garniturach. I to przed południem – mówiła mi jedna z pracownic.

Z kolei w drugiej Żabce sprzedawczyni była oburzona, że w ogóle pytam o poranną sprzedaż małpek. – Tutaj są biura, to zupełnie inny klient – stwierdziła. Co ciekawe, oba sklepy dzieliło kilkaset metrów. Podobne refleksje miała ekspedientka w niewielkim spożywczaku. – U nas rano są kupowane tylko bułeczki – zdradziła.
Fot. naTemat
Raport znała za to jedna z pracownic Delikatesów Centrum. – Byłam zdziwiona, gdy o tym czytałam, bo u nas czegoś takiego nie ma. Rano są kupowane sporadycznie. Jest tylko jedna kucharka z baru obok, która przychodzi do nas codziennie po małpkę w godzinach pracy. To faktycznie rzuca się w oczy – przyznała.

Chciałem uchwycić pewien wycinek rzeczywistości: bo z jednej strony "niby nic się nie dzieje", a z drugiej dosłownie potykałem się o puste butelki po "małpkach". Coś w trawie piszczy (i nie mam tu na myśli tylko pustych małpek), ale nie da się tego jednoznacznie udowodnić bez zaglądania ludziom do szuflad, plecaków i toreb. Nikt też się tym nie będzie chwalił. Zamiast tego poprosiłem o komentarz Żabkę. Czy Polacy faktycznie tak często kupują małpki przed południem?

"Alkohol wysokoprocentowy w małych opakowaniach stanowi średnio kilka procent ogółu sprzedaży w sklepach Żabka. Wbrew sugestii zwartej w pytaniu, tzw. 'małpki' są kupowane głównie w godzinach wieczornych. Ich sprzedaż w pierwszej połowie dnia stanowi kilka procent całości. Udział procentowy alkoholu w sprzedaży w ogóle, jest od lat na tym samym poziomie" – odpowiedziało mi biuro prasowe Żabki. W dalszej części maila dostałem informację, że klienci sieci najczęściej kupują napoje, słodycze i pieczywo.
Fot. naTemat
Badania badaniom nierówne
Komentarz Żabki pozwala płynnie przejść na drugą stronę medalu. Raport Synergionu został skrytykowany przez Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy. Autorom badania zarzucono zawyżanie liczb. Według twardych danych firmy badawczej rocznie wcale nie jest sprzedawany miliard małpek.

Związek podkreśla, że skala sprzedaży małych butelek wódki nie jest taka, jak pokazana w badaniu firmy Synergion. – Nie ma fizycznie tylu butelek w obrocie na polskim rynku (..) te dane są bardzo mocno zawyżone, nawet dwukrotnie i tego już nie można podciągnąć pod błąd statystyczny – zauważył Ryszard Woronowicz, rzecznik prasowy ZP PPS.
Fot. naTemat
– Ponadto z danych firmy Nielsen wynika, że Polacy najwięcej małych formatów kupują w weekendy, a w dni powszednie szczyt zakupów jest w godzinach 16-18, a nie tak jak w badaniu Synergion. Dodatkowo łącznie w ciągu jednego dnia sprzedawanych jest mniej niż 1,5 mln sztuk wódek małych formatów – podkreślał Ryszard Woronowicz.

Liczby u Nielsena nie są aż tak wysokie, jak w badaniu Synergionu, ale wciąż nie napawają optymizmem. Z badania wynika, że na wódkę w 2018 roku wydaliśmy 11 miliardów złotych. "Prawdziwym przebojem sprzedaży są tzw. 'smakowe małpki' - Produkty smakowe w pojemnościach 200 ml i mniejszych, w 2018 zwiększyły swoją sprzedaż o prawie 10 proc." – czytamy w raporcie. Wciąż numerem w Polsce są jednak piwa. I ciągle zalicza wzrosty sprzedaży.

Sprzedaż małpek rośnie z roku na rok. To dochodowy biznes - nie tylko dla producentów, ale i dla państwa. Od kwietnia ich ceny mają wzrosnąć o dwa złote (wcześniej mówiło się o złotówce), ale raczej nie po to, by zniechęcić Polaków do picia, ale by dodatkowo na nich zarobić. Na powstrzymanie mało chlubnego trendu może wpłynąć ograniczenie lub zakaż sprzedaży buteleczek z mocnym alkoholem, a także edukacja. Od publikacji słynnego raportu minęło już ponad pół roku i wygląda, że niewiele się w tej materii nie zmieniło.
Fot. naTemat