"Żałuję, że nie kupiłem fajerwerków". Oto polski emigrant na Wyspach, który popiera Brexit

Anna Dryjańska
Gdy wyemigrował z Polski, najpierw zamieszkał w Coventry, a potem w Hinckley. W sumie na Wyspach jest już od 6 lat. Wracać do ojczyzny nie zamierza, ale jednocześnie cieszy się z Brexitu. Jest zdania, że dzięki temu dostanie podwyżkę. Jednak to nie jedyny powód, dla którego Maciej Wójcik jest zadowolony z wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Opisuje też okoliczności, w jakich Polska powinna zdecydować się na Polexit.
Maciej Wójcik mieszka w Wielkiej Brytanii od 6 lat. Przyznaje, że gdyby mógł, głosowałby za brexitem. fot. archiwum prywatne
Anna Dryjańska: Dlaczego jest pan zadowolony z Brexitu?

Maciej Wójcik: Cieszę się, że Wielka Brytania staje się krajem bardziej demokratycznym. Uwolniła się od niewybieralnych i nieusuwalnych władz UE, idiotycznej biurokracji unijnej, nadmiarowych, utrudniających życie przepisów.

Co konkretnie panu przeszkadzało?

Nieracjonalne limity mleczne i połowowe. To, że aby uzyskać dopłaty unijne, trzeba było wypełnić formularz grubości dwóch ryz papieru. Denerwował mnie też program "Kapitał ludzki" – moim zdaniem to jedno wielkie marnowanie pieniędzy na biurokrację, a efekty są mierne.


No to teraz mieszkańcy Wielkiej Brytanii nie będą musieli nic wypełniać, bo dopłat nie będzie. Nie martwi to pana?

Uważam, że lepsze rezultaty można osiągnąć dzieląc pieniądze bliżej obywateli. Wielostopniowa redystrybucja zawsze powoduje zmniejszenie środków, nigdy zwiększenie.

Wiele miejscowości na tym skorzystało.

Owszem, region A może na tym zyskać, ale tylko kosztem regionu B. Akurat Wielka Brytania na tym nie zyskiwała. Czym się pan zajmuje zawodowo na Wyspach?

Jestem pracownikiem magazynowym. Organizuję dostawy towaru do sklepów. Niedługo planuję otworzyć własny biznes. Brytyjczycy traktują mnie bardzo dobrze – znacznie lepiej, niż byłem traktowany w Polsce. Zresztą dlatego wyemigrowałem.

Co się stało?

Prowadziłem działalność gospodarczą – punkt skupu surowców wtórnych dla większego gracza na rynku jako jednoosobowa działalność gospodarcza. Wykończył mnie polski urząd skarbowy. Wszystko dlatego, że kontrahent nie zapłacił mi na czas, więc nie miałem z czego zapłacić ok. 7 tys. zł podatku VAT. To był ten moment, gdy podjąłem decyzję, że wyjeżdżam z kraju.

Wtedy jednak polska skarbówka najpierw zaproponowała mi "ulgę na złe długi" pod warunkiem, że utrzymam firmę przez pół roku, czyli to, co zyskałbym na tej uldze i tak oddałbym ZUS–owi. A potem próbowała jeszcze dołożyć mi kary oddając sprawę do sądu. Oczywiście wszystko spłaciłem.

"Najśmieszniejsze" jest to, że kilka lat później przepisy w Polsce się zmieniły i nie musiałbym tego płacić. Wtedy byłem już jednak w Wielkiej Brytanii, gdzie urzędy pomagają przedsiębiorcy w trudnej sytuacji, a nie go niszczą. I nie zamierzam wracać.

Był pan uprawniony do głosowania w referendum brexitowym?

Nie, ale gdybym mógł, głosowałbym za wyjściem z Unii Europejskiej. W wyborach lokalnych popieram Partię Konserwatywną.

Włączył się pan w kampanię na rzecz Brexitu?

Publikowałem posty na Facebooku i uprawiałem marketing szeptany wśród znajomych. Nic spektakularnego. Krytykowałem Unię, zamieszczałem też wideo z Parlamentu Europejskiego z wystąpieniami Farage’a i Sośnierza.

Jest pan wyborcą Konfederacji?

Jej wolnościowego skrzydła, z braku lepszej oferty. Nie lubię mniej więcej tak samo "czarnych", jak i "czerwonych". Konfederacja jako całość to dla mnie mniejsze zło, z uwagi na stosunek do kościoła i sojusz z narodowcami. Z dużym zainteresowaniem przyglądam się ruchowi Możemy!. Jeśli nie wyskoczą z czymś skrajnie głupim i wystawią kandydatów, dostaną mój głos.

Jaki stosunek do pomysłu wyjścia z UE mieli pana polscy znajomi na Wyspach?

Finalnie pół na pół. Wcześniej więcej było przeciwników, ale nastroje antybrexitowe bardzo osłabły po tym, gdy brytyjski rząd zagwarantował imigrantom możliwość ubiegania się o prawo stałego pobytu oraz równe prawa z Brytyjczykami, z wyjątkiem prawa głosu w wyborach do Izby Gmin.

Jaki jest obecnie pana status?

Mieszkam w Wielkiej Brytanii od 6 lat, więc mam już prawo stałego pobytu. Wkrótce wystąpię o brytyjskie obywatelstwo.

W zróżnicowanym narodowościowo bloku mieszkalnym w Norwich pojawiły się niedawno ogłoszenia zwolenników Brexitu z nakazem mówienia tylko po angielsku. Ma pan podobne doświadczenia? Brytyjczycy dali panu odczuć, że jest pan obcy?

W zasadzie nie było takich sytuacji. Gdyby się uprzeć, mógłbym wskazać zakład pracy, do którego kiedyś trafiłem. Obowiązywał w nim zakaz używania innych języków niż angielski. To firma w Rugby, która produkuje części zamienne i akcesoria samochodowe. Obostrzenia tłumaczono względami bezpieczeństwa. Szefowie twierdzili, że jeśli nie nabędziemy odruchu mówienia po angielsku, to w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia ktoś może nie zrozumieć naszego ostrzeżenia.

Przekonały pana te wyjaśnienia?

Nie. I ten zakaz był jednym z powodów, dla których w końcu nie podjąłem tam pracy.

Nie obawia się pan, że pana życie po Brexicie się pogorszy?



Opłacało się?

Oczywiście, bo mięso kupuję częściej i wydaję na nie więcej niż na kilka polskich produktów, których używam. Poza tym może wcale nie zdrożeją. Liczę też na to, że dostanę podwyżkę, bo po Brexicie zostanie ograniczony dopływ nowych pracowników, a popyt się nie zmieni.

Pan ułożył sobie życie w Wielkiej Brytanii dzięki temu, że była w Unii Europejskiej. Teraz cieszy się pan z Brexitu, choć w konsekwencji innym Polakom trudniej będzie wyemigrować na Wyspy. Nie widzi pan tu sprzeczności?

Po Brexicie i po okresie przejściowym nadal będzie można ubiegać się o prawo stałego pobytu, pracy i zamieszkania w UK. O tym, że jest to wykonalne, świadczy liczba pracujących w UK osób na przykład z Mołdawii, która do UE nie należy. Brytyjczycy nadal będą potrzebować pracowników, także niewykwalifikowanych.

Jednak po Brexicie nowym polskim emigrantom będzie trudniej niż panu.

Polacy są i tak w lepszej sytuacji niż obywatele Mołdawii teraz - łatwiej im będzie odłożyć pieniądze na wyjazd. Nadal będzie on możliwy, choć oczywiście będzie im ciężej. Na przykład po Brexicie na świadczenia socjalne przyjdzie im czekać 5 lat.

Pan ile musiał czekać?

Część była dostępna od ręki, resztę można było pobierać po roku. Ale ja i tak się na nie łapałem – przekraczałem kryterium dochodowe.

Polexit też pan popiera?

Sytuacja Polski bardzo się różni od brytyjskiej. Polska ma ma gospodarkę słabszą, a na dodatek bardziej zależną od Unii.

Natomiast jeśli sposób zarządzania Unią oraz produkcja złego prawa, w tym motywowanego ideologią postmarksistowską, nie zmieni się, bądź wzrośnie, Polexit trzeba będzie rozważyć mimo kosztów z nim związanych.

Co pan rozumie przez "prawo motywowane ideologią postmarksistowską”?

Na przykład antydemokratyczne parytety płci lub faworyzowanie kobiet przez konwencję antyprzemocową.

Tyle że brytyjskie partie już stosują kwoty – nie wygląda na to, by po Brexicie miało się to zmienić. A konwencja antyprzemocowa chroni wszystkie ofiary przemocy, bez względu na płeć i wiek.

Ale stawia w centrum przemoc wobec kobiet, co już jest dyskryminacją mężczyzn. Nie ma też mechanizmów zapobiegających fałszywym oskarżeniom, co jest plagą w akcji #MeToo. Co do parytetów – obawiam się, że po Brexicie i tak zostaną, ale przynajmniej wolniej będzie przybywać następnych takich rozwiązań.