Ten dokument przypomniał mi, dlaczego jestem fanką Taylor Swift. "Miss Americanę" trzeba obejrzeć

Ola Gersz
Młoda, naiwna dziewczyna, która za wszelką cenę chce być lubiana i podziwiana, staje się świadomą siebie kobietą, która potrafi o siebie zawalczyć. Po drodze traci jednak naiwność i niewinność, a zyskuje dojmująca samotność, którą nikt nie będzie umieć zapełnić. To w skrócie opis dokumentu "Miss Americana" Netlixa o Taylor Swift. Dokumentu nie tylko dla fanów Swift, który pozwala nam zrozumieć gwiazdę pop i... jej współczuć.
"Miss Americana" to zupełnie nowe spojrzenie na karierę i życie prywatne Taylor Swift Fot. Kadr z filmu "Miss Americana" / Netflix
Taylor Swift i jej kariera wydawały się idealne, aż nadszedł rok 2016, w którym wyszło na jaw, że piosenkarka prawdopodobnie okłamała miliony fanów. Tak, chodzi o słynną sytuację z Kanye Westem i jego piosenkę "Famous" z fragmentem: "Mógłbym uprawiać seks z Taylor. Sprawiłem, że ta zdzira stała się sławna". Okazało się, że Swift, która publicznie skrytykowała Westa, w nagranej rozmowie telefonicznej z raperem – ujawnionej przez jego żonę Kim Kardashian-West – ... na ten wers się zgadza. Ba, jest wręcz zachwycona.

Reputacja Swift była zszargana, wydawało się, że to koniec. Tysiące fanów odwróciło się od piosenkarki, a na Twitterze trendował hasztag #TaylorSwiftIsOverParty. Taylor udowodniła jednak, że dobrzy spece od PR to podstawa i obróciła wszystko na swoją korzyść: w 2017 roku wydała "mroczną" płytę "Reputation", w której otarcie śpiewała, że jej reputacja jest skończona, a dwa lata później wróciła do "słodkich" korzeni ze świetną płytą "Lover". A oprócz tego ostro zaangażowała się politycznie i nagrała dokument "Miss Americana". Wróciła.
Powiedzmy to sobie wprost: film dokumentalny Lany Wilson, który można oglądać na Netflixie, to sprytny chwyt marketingowy. To film o Taylor zaakceptowany przez Taylor, który ma pokazać Swift w dobrym świetle. Ta sprytnie poprowadzona narracja ma sprawić, że każdy będzie piosenkarce współczuł i ją lubił. I wiecie co? To działa. A najważniejsze jest to, że świadomość marketingowej funkcji "Miss Americany" wcale nam podczas seansu nie przeszkadza. Bo nie dość, że świetnie się ten dokument ogląda, to jeszcze zdołał on przemycić kilka ważnych kwestii.


Każdy powinien cię lubić
Nie ukrywam, że jestem fanką Taylor Swift. Fanką, która przez moment zwątpiła w piosenkarkę na fali afery z Westem. Zaczęłam zastanawiać się wtedy; czy Taylor jest prawdziwa? A może jej wizerunek to w stu procentach kłamstwo? Czy Swift oszukała mnie i miliony innych fanów?

"Miss Americana" próbuje na te pytania odpowiedzieć. Lana Wilson pokazuje na początku młodą, naiwną dziewczynę, która odniosła spektakularny sukces – debiutancki album wydała w wieku 16-lat, a w 2012 swoją czwartą płytą "Red" osiągnęła coś, o czym marzyła: przestała być jedynie wokalistką country i stała się gwiazdą pop. Od tej pory przez Taylor rozsypał się worek muzycznych nagród i osiągnięć, ale też z każdej strony wylał się na nią hejt.
Fot. Kadr z filmu "Miss Americana" / Netflix
Piosenkarka nie radziła sobie z hejterskimi komentarzami, o czym mówi w "Miss Americanie" wprost. Podkreśla, że dorastała w czasach, w których internet zaczął dyktować opinie i decydować o tym, czy kogoś lubić, czy nie. A Taylor chciała być lubiana. Otoczyła się grupą celebryckich przyjaciółek, była miła i otwarta dla każdego, starała się wszystkich zadowolić. Chciała być idealna. Nic więc dziwnego, że każda krytyka pod jej adresem, każda plotka sprawiała, że Swift kurczyła się w sobie i nie umiała sobie z tym poradzić.

Gwiazda regularnie dostawała od mediów za częste zmiany partnerów i pisanie o nich piosenek. Ale dostawała też za swój wygląd, o czym opowiada w "Miss Americanie". Raz internet trąbił, że jest za chuda, innym razem – gdy na jednym zdjęciu ma większy brzuch – zaczął spekulować, że jest w ciąży. Przerażona Taylor przestawała wtedy jeść i chudła, ale i tak nikogo to nie zadowoliło. "Taylor Swift wygląda jak szczapa!" – głosiły nagłówki. I tu zaczynają się problemy.

Pułapka
Zaburzenia odżywiania – Swift mówi o nich w dokumencie Netflixa otwarcie. Były momenty, że piosenkarka praktycznie nic nie jadła. Gdy fani pytali ją, co robi, by utrzymać sylwetkę, kłamała, że to zasługa ćwiczeń. Wszystko po to by, stawić czoła medialnej presji. Czy trudno jej się dziwić? Zupełnie nie. Dziwne, że w ogóle nie zwariowała. Bo łatwo zwariować, kiedy cały świat mówi o twoich kilogramach.
Fot. Kadr z filmu "Miss Americana" / Netflix
W "Miss Americanie" kłopoty z odżywianiem to nie jedyny znak, że Taylor zaczyna gubić się w świecie show-biznesu. Widzimy wiele momentów zza kulis, w których uderza samotność albo dyskomfort Swift. Kiedy zakłada na koncert błyszczącą sukienkę, podkreśla, że może w niej oddychać, ale robi to z trudnością. Kiedy odbiera telefon i słyszy, że nie została nominowana do Grammy, nie ukrywa smutku, a widzowie ten smutek czują. Podobnie jak wtedy, gdy po jednym z koncertów wyznaje, że nie ma do kogo zadzwonić. Współczujemy wtedy Swift.

Jednak momentem przełomowym w karierze Swift jest molestowanie seksualne. W 2013 DJ David Mueller wsadził jej rękę pod spódniczkę i złapał ją za pośladek, co widziało siedmiu świadków i pokazało zrobione przez fotografa zdjęcie. Piosenkarka zgłosiła sprawę na policję, Mueller pozwał ją za zniesławienie. Proces w 2017 roku, który był dla Swift katorgą, skończył się zwycięstwem i piosenkarki, i całego ruchu #MeToo. Wokalistka otrzymała od didżeja symbolicznego dolara odszkodowania.

– Byłam wściekła, że muszę tam być, że to się przytrafia kobietom, że płaci się prawnikom za to, by antagonizowali ofiary. Byłam zła, że wszystkie szczegóły zostały przekręcone. Nie masz poczucia zwycięstwa, kiedy wygrywasz taką sprawę. Bo proces odziera cię z człowieczeństwa, mimo że masz zdjęcie i siedmiu świadków. A co jeśli dochodzi do gwałtu i nie ma nikogo więcej, jest tylko twoje słowo przeciwko jego słowu? – mówi Swift w "Miss Americanie", podkreślając, że od tego momentu jest inną osobą. I to widać.
Fot. Kadr z filmu "Miss Americana" / Netflix
Nie ma powrotu
Czym tak właściwie jest "Miss Americana" Netflixa? Przede wszystkim pokazaniem, jak młoda, naiwna dziewczyna, która gubi się w zasadach show-biznesu, staje się świadomą siebie kobietą, która sama zaczyna ustalać zasady. Swift zaczyna rozumieć, że może kontrolować swój wizerunek i że nie każdy musi ją lubić. Że żadne pieniądze i żadna sława nie ochronią jej przez molestowaniem seksualnym czy samotnością. Oraz to, że jako gwiazda zawsze będzie w pewien sposób samotna.

Ten rozwój Swift pokazany jest przez Wilson przekonująco, naturalnie i z wielką dozą sympatii dla piosenkarki. Na ekranie widzimy Taylor, którą tak lubimy – młodą kobietę, która kocha koty, jest blisko związana ze swoją mamą i potrafi być w towarzystwie lekko niezręczna. Ale przede wszystkim widzimy osobę, której młodość gwałtownie się skończyła i która nigdy nie może wrócić już do stanu naiwności i spontaniczności sprzed lat. I ta świadomość sprawia, że jest nam po ludzku przykro.

Czy "Miss Americana" jest dokumentem na miarę "Amy" o Amy Winehouse czy "Whitney" o Whitney Houston? Nie. Jednak to wciąż godny uwagi film dokumentalny, który mógł być kolejnym filmem o blaskach i cieniach sławy, a stał się celnym komentarzem do dyskusji o roli popkultury i pozycji kobiet w społeczeństwie. Po obejrzeniu "Miss Americany" znowu lubię Taylor Swift. I już w nią nie wątpię. Każdy popełnia błędy, każdy chce być lubiany. Rozumiem Cię, Tay. I nie chciałabym być na Twoim miejscu.