Tak Trump robi kampanię. Amerykanie zobaczyli go w sunącej limuzynie na torze Daytona

Rafał Badowski
Wiele można Donaldowi Trumpowi zarzucić, ale z pewnością nie można odmówić mu wyczucia społecznych nastrojów. Już dziś wiadomo, że będzie starał się o ponowny wybór, więc skrupulatnie zbiera punkty tam, gdzie może ich zebrać najwięcej, czyli wśród tłumów swoich potencjalnych wyborców. Już raz przyniosło mu to efekt.
Donald Trump w efektownym stylu rozpoczął sezon wyścigów Nascar na torze Daytona. Fot. Twitter
Powiedzieć, że pojawił się na legendarnym amerykańskim wyścigu na torze Daytona na Florydzie, to nie powiedzieć. Prezydent Donald Trump przywitał fanów Nascar okrążeniem toru wyścigowego w swojej prezydenckiej limuzynie.

Tłumy kibiców mogły zobaczyć z bliska sunące auto z Trumpem w środku. Wcześniej wszyscy ujrzeli prezydencki samolot, który leciał nad torem. A potem było jeszcze poruszające przemówienie. – Nie ma większych emocji niż dołączenie do was w centrum wyścigów Daytona. To takie ekscytujące – powiedział prezydent USA, otwierając 62. edycję słynnego amerykańskiego wyścigu.


– Niech was Bóg błogosławi, niech Bóg błogosławi nasze wojsko, niech Bóg błogosławi naszych weteranów i niech Bóg błogosławi Amerykę. Życzymy wspaniałego wyścigu – mówił amerykański przywódca.

Trump podziękował też nowym żołnierzom, którzy złożyli uroczystą przysięgę, za to, że "narażą swoje życie na niebezpieczeństwo dla naszego kraju".
Następnie chwycił mikrofon i wygłosił znaną komendę w świecie sportów motorowych: "Gentleman. Start your engines!". Po chwili 40 zawodników uruchomiło silniki i było gotowych do startu. Tyle.

Historia lubi się powtarzać?
Donald Trump znany jest z tego, że nie odpuszcza nawet wtedy, gdy mało kto daje mu szanse. Tak było podczas ostatnich wyborów, w których sondaże dawały przewagę kandydatce Demokratów, Hilary Clinton. Kandydat Republikanów na prezydenta skrupulatnie jednak odwiedzał tzw. swingujące stany i okazało się, że ostatecznie w kilku z nich wygrał o włos, mimo że mało kto to zakładał.

Ostatecznie pozwoliło mu to zdecydowanie wygrać batalię o głosy elektorów, mimo że w całkowitej liczbie oddanych głosów przegrał z Clinton o ponad 2 miliony.