Polacy rzucili się na żele do dezynfekcji rąk. Specjalista mówi nam, ile są warte

Adam Nowiński
Z półek sklepów, aptek i hurtowni, zarówno tych stacjonarnych jak i internetowych, masowo znikają żele do dezynfekcji rąk. To efekt epidemii paniki wywołanej zbliżającym się do Polski koronawirusem. Wielu sprzedawców zaznacza bowiem, że ich produkt skutecznie "zabija" groźnego wirusa. Zapytaliśmy farmakologa, czy żele rzeczywiście mają takie właściwości i czy warto bić się razem z innymi o ich topniejące zapasy? Jego odpowiedź zaskakuje.
Żele do dezynfekcji rąk stały się w Polsce towarem deficytowym. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Epidemia paniki w Polsce związana z koronawirusem cały czas postępuje. Po "Januszach biznesu", którzy w internecie sprzedawali dziesięć razy drożej kupione wcześniej ubrania i środki zabezpieczające, przyszła pora na zwykłych zjadaczy chleba, którzy rzucili się na wszystko, co pomocne w ochronie przed tym groźnym wirusem.

Na pierwszy ogień poszły maseczki, ale ich skuteczność, zdaniem wielu specjalistów, jest wątpliwa. Teraz z kolei ze sklepów znikają masowo żele do dezynfekcji rąk. I nie tylko te drogeryjne, ale także specjalistyczne, używane w szpitalach i laboratoriach.


Cena i dostępność żeli do dezynfekcji


Przeglądając oferty w internecie można natknąć się na wiele tego typu specyfików. Jedne żele można nabyć w każdej drogerii jak np. Carex, ale nie mają zbyt bogatego spektrum działania. Inne, jak Purell, Aniosgel lub Bioseptol są już bardziej zaawansowane i wykorzystuje się się je przed zabiegami chirurgicznymi lub w gabinetach lekarskich. Najistotniejsze jest to, że część z nich opatrzono opisem, że są skuteczne w usuwaniu patogenów koronawirusa.

Ale klikając dalej i wchodząc na strony aptek lub hurtowni, żeby kupić którykolwiek żel, nie uświadczymy w magazynach ani jednej sztuki. Po prostu większości z nich nie ma i nie wiadomo, kiedy pojawią się w ofercie.
To tylko kilka pozycji w jednym ze sklepów ze środkami sanitarnymi. Klienci wykupili w nim wszystkie żele do dezynfekcji rąk.Oprac. naTemat.pl
Wykupiono nie tylko te w małych pojemnikach po 100 ml, ale także te w litrowych butelkach. Kupujących nie odstrasza nawet cena, która w przypadku wielu żeli jest astronomicznie wysoka, bo waha się od 35 zł do nawet 300 zł. Oczywiście im bardziej specjalistyczny środek, tym jego koszt jest wyższy.

Efekt Amuchiny?


Ale co z tego, że Polacy chcą je kupić, jak nie mają gdzie. Niektóre hurtownie i sklepy od razu informują klientów, że mają problemy z zamówieniami, ze względu na nawet ośmiokrotny wzrost zainteresowania ich produktami. Jako powód podają wprost, że chodzi o koronawirusa.
Oprac. naTemat.pl
Być może Polacy poszli za przykładem Włochów, którzy szturmem ruszyli do aptek i sklepów i wykupili cały zapas Amuchiny. To środek do dezynfekcji, produkowany we Włoszech. Powstał i zyskał sławę już w latach 30. XX wieku, kiedy pomógł w walce w rozprzestrzeniającą się gruźlicą. Wykorzystywany był podczas II wojny światowej i później, do dezynfekcji wody, jedzenia i sprzętu we włoskich szpitalach. Nic dziwnego, że kiedy w kraju pojawił się koronawirus, to lekarze polecili do ochrony właśnie Amuchinę, która błyskawicznie zniknęła z półek. Środek, który normalnie kosztuje kilka euro za małą buteleczkę, teraz na aukcjach internetowych osiąga ceny przekraczające nawet tysiąc euro. W sieci pojawiły się już żarty, że Amuchina kosztuje więcej niż apartament w Monte Carlo. Sęk w tym, że lekarze mieli sporo czasu, żeby zbadać i potwierdzić skuteczność tego typu żeli pod kątem znanych wirusów i chorób. Czy tak samo jest z koronawirusem COVID-19?

– Wszystko, co zmusza ludzi do częstego mycia rąk, jest jak najbardziej pożądane, a jeżeli poza stosowaniem mydła sięgamy także po inne środki biobójcze, które usuwają patogeny i drobnoustroje, to jest to dla nas dodatkowa ochrona i korzyść – mówi naTemat farmakolog, Leszek Borkowski.

Dodaje natomiast, że nie zna badań, które potwierdziłyby na 100 proc. skuteczność tego typu środków w styczności z koronawirusem COVID-19, bo jest na to za wcześnie. – Póki nie zrobi się badań, to trudno jest wnioskować i kategorycznie stwierdzać cokolwiek w tym temacie – twierdzi nasz rozmówca.

– Ale nawet jeśli koronawirus śmieje się z tego, co robimy, żeby się przed nim ochronić, to już pozostałe patogeny trafia szlag. W związku z tym oddalamy od siebie problem żółtaczki, gruźlicy i innych podobnych chorób – tłumaczy.

Jak działa żel do dezynfekcji?


Wczytując się w opisy poszczególnych żeli można dojść do wniosków, że ich skuteczność związana jest z wysokością stężenia zawartego w nim etanolu – im wyższe, tym żel skuteczniejszy. Ale ważne jest także nie tylko czym myjemy ręce, lecz także jak myjemy – im dłużej i dokładniej, tym unieszkodliwiamy i usuwamy więcej typów patogenów i bakterii.
Oprac. naTemat.pl
Na przykład myjąc ręce przez 15 sekund żelem marki "x" pozbywamy się norowirusów, rotawirusów, bakterii, drożdży oraz prątków gruźlicy. Wydłużając ten proces o kolejne 15 sekund pozbywamy się wszystkich wirusów osłonionych (łącznie z HBV, HCV i HIV). Z kolei dwie minuty mycia to skuteczna metoda na usunięcie z rąk patogenów Polio i Adeno.

– Tak naprawdę, to im dłużej i dokładniej myjemy ręce, tym lepiej dla naszego zdrowia. Udokumentowane jest to wieloma publikacjami naukowymi. Dodatkowo warto pamiętać, że przy stosowaniu środków do dezynfekcji należy dokładnie osuszyć ręce. Jeśli po myciu pozostanie na nich woda, to rozcieńczy ona alkohol zawarty w środku i osłabi jego działanie biobójcze – wyjaśnia farmakolog.

Nasz rozmówca dodaje także, że w przypadku mycia rąk nie możemy "przedobrzyć" i przez zbyt częste mycie usunąć dobrą florę bakteryjną. – Wiadomo, w każdym przypadku należy zachować umiar, ale to nieprawda, że częste mycie rąk jest szkodliwe. Chyba że robimy to co 5 minut. Ale jeśli na przykład pracujemy w szpitalu i mamy ciągłą styczność z różnego rodzaju patogenami, to mycie rąk co 15 minut jest jak najbardziej wskazane dla naszego zdrowia – twierdzi Borkowski.

Doktor zwraca natomiast uwagę na inny problem. Zdradza, że w wielu instytucjach państwowych zdarza się, że w łazienkach brakuje tego minimum, czyli mydła. Sam doświadczył tego na własnej skórze. Jak więc rządzący mają mówić o higienie, jeśli nawet na ich własnym podwórku są takie zaniedbania?