Pycha, chciwość, wstyd. Kościół niweczy wysiłek Polaków ws. koronawirusa

Eliza Michalik
publicystka
Największym źródłem zakażenia mogą być za chwilę wierni kościoła katolickiego, bo w czasie gdy eksperci coraz głośniej i coraz bardziej niecierpliwie mówią o potrzebie radykalnych ograniczeń, a premier zakazuje publicznych zgromadzeń biskupi ogłaszają, że mszy powinno być więcej. Postawa hierarchów naprawdę szokuje: liczy się tylko własna korzyść i strach, że przez miesiące wierni nauczą się żyć bez kościoła i zorientują się, że księża nie są im wcale potrzebni do szczęścia. No i – last but not least – liczą się oczywiście pieniądze, bo wpływy z tacy, jak oszacował portal money.pl już w 2011 roku to ponad miliard złotych rocznie. Gra idzie więc nie o nauki duchowe – jak próbował wmawiać nam minister Jarosław Gowin (o tym za chwilę), ale o to co zawsze: o kasę i władzę.
Eliza Michalik komentuje postawę Kościoła katolickiego wobec koronawirusa – chodzi m.in. o decyzje ws. mszy Fot. Dawid Żuchowicz / AG
Miałam nadzieję, że w tej sytuacji rząd zrobi to, co każdy normalny, kierujący się interesem państwa rząd zrobić powinien, to jest po prostu zakaże Kościołowi narażania życia i zdrowia ludzi i nie będzie z nim dyskutował w sytuacji, która jest oczywista i żadnej dyskusji nie wymaga.

Czytaj także: Pacjentka nr 31 zakaziła koronawirusem setki osób. Wyśledzono, że ogniskiem epidemii był kościół

Uznacie mnie, i słusznie, za skrajnie naiwną, ale naprawdę sądziłam, że w obliczu pandemii i zagrożenia życia wielu ludzi polski kościół katolicki choć raz zobaczy coś więcej, niż czubek własnego nosa i odwoła msze. Wiadomo przecież że będą one źródłem nowych zakażeń.


Ale Episkopat nie tylko mszy nie odwołał, ale jeszcze zalecił odprawiać ich więcej. Nasuwa mi się w tym miejscu pytanie, które mogłoby być bardzo niesmacznym dowcipem, w złym stylu: ilu zdaniem księży trzeba chorych z koronawirusem, żeby zarazić cztery kolejne osoby?

Odpowiedź brzmi: jednego. Jeden chory zaraża cztery inne osoby, co oznacza, ze otwarte świątynie niweczą kompletnie wysiłek reszty społeczeństwa, dodajmy – niewyobrażalny wysiłek – żeby przez dwa kolejne tygodnie poddawać się narodowej kwarantannie.

Ludzie tracą zarobki, boją się o swoich rodziców, dzieci, partnerów i o siebie, gospodarkę czeka recesja, a ich dramatyczne zaciskanie pasa, o czym świetnie wiedzą, bardzo się wysilają ze móc zostać ze swoimi dziećmi w domu przez najbliższe dwa tygodnie, w wielu wypadkach nie mając pieniędzy na opiekunów i nie mogąc prosić o pomoc starszych rodziców, ze względu na ryzyko jakie niesie dla nich koronawirus. Ludzie rezygnują ze swoich przyzwyczajeń i przyjemności, olbrzymim środkiem sił i nakładów zmieniają całe swoje życie dla dobra innych – żeby ograniczyć epidemię, żeby zarażonych było jak najmniej.

I na to wszystko, na ten cały niewyobrażalny wysiłek i poświęcenie i solidarność wchodzi Kościół ze swoimi mszami rozsiewając wirusa na prawo i lewo i niwecząc, obracając w pył tak ogromny wysiłek dziesiątków milionów ludzi. Co za samolubstwo! W takiej chwili! Cóż za wyrachowanie i nieczułość! Arogancja. Pycha. Chciwość. Nieumiarkowanie.

Wstyd.

Prawda jest też jednak taka, że Kościół mógłby sobie chcieć i mszy i wielu innych rzeczy i mogłoby to zostać jego problemem, gdyby nie uległość ministrów polskiego rządu.W tym miejscu chcę powiedzieć jasno: każdego, kto twierdzi, jak minister Gowin, że Kościół powinien zachować autonomię manifestującą się niestosowaniem zaleceń władz państwowych, uważam za niepoczytalnego szaleństwa, który stanowi poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego.

Czytaj także: Przestrzeganie higieny do 29 marca. Biskupi wydali komunikat ws. koronawirusa


A kiedy minister zdrowia odpowiedzialny za walkę z koronawirusem, Łukasz Szumowski, mówi: Zwiększenie liczby mszy jest zasadne i sensowne, chodzi o zwiększenie odległości do 1 metra między wiernymi. Im mniej osób naraz w jednym miejscu, tym lepiej” – to już wiem, że nie leci z nami żaden pilot. Ponieważ minister kłamie. Nie wiem po co, skoro w dobie internetu ustalenie prawdy zajmuje minutę, ale kłamie. Odległość uznawana za względnie bezpieczną wynosi 4,5 metra, a i to niczego nie gwarantuje, a zwiększenie liczby mszy nie jest sensowne, ale przeciwnie - z epidemiologicznego punktu widzenia kompletnie bezsensowne. Stąd wiem, ze u pana ministra górę nad troską o życie Polaków wzięło wyrachowanie (popierać kościół się opłaci) lub/i fanatyzm religijny – bo mówić tak w tej sytuacji to jest czysty fanatyzm.

Dopiero dzień później Szumowski zmodyfikował nieco swoją opinię i zaczął zachęcą do oglądania transmisji z mszy w telewizji i internecie.

Nie mówiąc już o tym, że obaj ministrowie nie mają racji: Nie, Kościół katolicki nie jest państwem w państwie, jest organizacją jak każda inna i musi się podporządkować prawu. I jeśli obowiązuje zakaz zgromadzeń publicznych to mszy ma nie być i tyle.

Nie pierwszy raz przerażająca nieodpowiedzialność Kościoła pokazuje jego priorytety: władza nad ludźmi, wpływy, także polityczne i pieniądze. Po trupach do celu.