Rządzący zachowują się jak bandyci, opozycja jak dzieci. Zostaliśmy sami

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono – pisała Wisława Szymborska. Dla polityków pokerowe „sprawdzam” przychodzi niezmiennie wraz ze złymi czasami. To wtedy ich decyzje rozliczane są nie tylko przy urnie wyborczej, ale i przed trybunałem dziejów. Jesteśmy w takim trudnym momencie. Trwa epidemia, są i będą ofiary śmiertelne, a w perspektywie nieubłagany kryzys gospodarczy, może nawet jakaś zmiana świata. Epidemia, kryzys, zmiana - to słowa, które zawsze i wszędzie wywołują ludzki strach.
Karolina Lewicka o tym, co ostatnio wydarzyło się w Sejmie. Fot. Albert Zawada / AG
Walczymy o nasze jutro w swojej mikroskali, na miarę swoich możliwości. Wiedząc, że potrzebne jest działanie w skali makro, na szczeblu państwa i całej tej globalnej wioski. I że te decyzje podejmują politycy. Świat aktualnie nie ma szczęścia. Donald Trump czy Boris Johnson to persony od siania zamętu, a nie od przywracania ładu. Niestety - my, Polacy też zbytnio nie mamy komu zawierzyć swego losu.

Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić
Dosadne słowa Józefa Piłsudskiego sprzed ponad wieku trafnie charakteryzują obóz aktualnie nam rządzący. Mamy bowiem u władzy ekipę, której podstawowym celem jest tej władzy utrzymanie. Ekipę, która przez ostatnich pięć lat kupowała wyborcze głosy za publiczne pieniądze i teraz nie ma ani grosza, by faktycznie sypnąć kasą na ratowanie gospodarki i codziennego bytu milionów pracowników. Żadnych rezerw.


W dodatku kłamców. Premiera, który mówi, że „Unia nie dała jeszcze eurocenta na walkę z wirusem”, i prezydenta, któremu wydaje się, że procent chorych spada, gdy on tymczasem rośnie. Bandytów, którzy za wszelką cenę, cenę zdrowia i życia, chcą nam urządzić koronaparty w lokalach wyborczych.

Jeśli do tej elekcji dojdzie - z woli jednego człowieka ogarniętego obsesją władzy - będzie ona niedemokratyczna, to już wiemy. Według prof. Andrzeja Zolla, prezydent wybrany w takich warunkach nie będzie sprawował swojej funkcji legalnie.

Ale głosem wołającego na puszczy są próby uzmysłowienia Andrzejowi Dudzie, że jego ewentualne zwycięstwo nie będzie uczciwe. Że stanie się - jak trafnie ujął prof. Marcin Matczak - szabrownikiem wyborczym. Politykiem, który zdobył stanowisko tylko dlatego, że naród był zajęty ratowaniem swego zdrowia, życia i majątku. Po nieistniejącej kampanii i po nielegalnych zmianach prawa wyborczego, które Andrzej Duda popiera, bo „prowadzą do zwiększenia frekwencji”.

Prezydent jest jak Nikodem Dyzma, który chce się na chwyconej szczęśliwym trafem posadzie u Kunickiego „choć ze trzy miesiące utrzymać”. Andrzej Duda chce się pięć kolejnych lat utrzymać w pałacu. Mniejsza o drogę ku temu.

Kiedy w dramacie Alfreda Jarry’ego „Ubu Król” z 1888 roku, małżonka Ubu namawia swego męża, by ten dokonał zamachu stanu, zabił prawowitego władcę i sam zaczął rządzić, robi to słowami : „Mógłbyś napychać do woli kabzę, jadać co dzień kiszkę z kapustą i trydnać się karetą po mieście”. Tak, dla Andrzeja Dudy też jest ważne, by móc dalej tryndać się limuzyną z ochroną. Być dalej „bardzo ważnym politykiem”.

Tyle że „bardzo ważnego polityka” nie tworzy stanowisko, lecz opanowanie sztuki rządzenia państwem dla wspólnego dobra. Złe czasy weryfikują polityków - kto jest przywódcą, mężem stanu, a kto zwykłym politycznym graczem. Duda, Kaczyński, Morawiecki to cyniczni gracze, którzy w dodatku faulują. Los państwa i narodu ich nie interesuje, tylko władza, pieniądze, prestiż. Szykujcie się na wciskanie kitu oraz propagandę sukcesu. A gdy łódź zacznie tonąć, oni uciekną pierwsi ratunkową łajbą.

Stanęli nad przepaścią i zrobili krok naprzód
Opozycja też udowodniła w ostatnich dniach, że nie nadaje się do niczego. Nie dość, że epidemia generalnie odbiera jej tlen, bo obywatele orientują się na decydentów, czyli władzę (rośnie poparcie nawet dla premiera Johnsona, który raz każe rodakom wypracowywać odporność stadną w pubach, by za chwilę rozpędzać ich do domu), to jeszcze nasza opozycja - dla pewności uduszenia - wiąże sobie sznur na szyjach.

Choćby wtedy, kiedy jej posłowie podczas nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu wrzucają do sieci swoje selfie w maseczkach ochronnych, co wobec grozy sytuacji, w jakiej jesteśmy, jest żenującym skandalem. Czy poseł Jarosław Wałęsa, który dodatkowo opatrzył swoją fotografię podpisem: „W Sejmie brakuje jedynie DJ-a i mamy imprezę” zauważył, że wokół umierają ludzie? Czy mógłby szybko dorosnąć?

PSL atakuje Kidawę, bo wciąż liczy, że Kosiniak ją prześcignie i wejdzie do II tury z Dudą (jaka druga tura?! PiS właśnie idzie po zwycięstwo Dudy w pierwszej). Lewica atakuje PO, bo liczy na paru jej wyborców i swój spektakularny wzrost w sondażach o punkt procentowy albo dwa. Biedroń jest przy tym niezadowolony, że „opozycja się okłada przy rechocie Kaczyńskiego”, podobnie jak Hołownia.

Obaj panowie jednak - zamiast pogadać z konkurentami w kuluarach i wypracować wspólną strategię - idą z tym do mediów. Co oznacza jedynie tyle, że odegrali spektakl pt. „Nie kłóćmy się”. Z kolei Kidawa wezwała do bojkotu wyborów innych kandydatów, ale reszta uznała, że bojkot jednak jest bez sensu. I tak w koło Macieju. Polityczka konferencyjek, wbijania szpileczek, braku powagi i jakiegokolwiek sensu.

A co jakiś czas przychodzi gajowy Kaczyński i wypędza tych partyzantów z lasu. Gdy PO i Konfederacja próbowały zablokować obrady on-line, Lewica i PSL zionęły gniewem. Robert Biedroń uznał, że pobyt posłów na Wiejskiej to „wielkie ryzyko, którego nie trzeba było ponosić”, a Piotr Zgorzelski pytał, czy Platforma jest poważną partią.

Dali się ograć kilkadziesiąt godzin później, gdy podczas tych obrad domowych PiS wrzucił w nocy poprawkę do Kodeksu Wyborczego w ramach - to pułapka - tarczy antykryzysowej. PO zagłosowała za („bo trzeba pomóc ludziom”), Lewica i ludowcy przeciw (niezgoda na poprawkę), po czym politycy tych dwóch formacji zaczęli krytykować... Platformę. Zaiste, taka opozycja to marzenie rządu.

Przy czym, prócz tych wojenek w piaskownicy, możemy też obserwować po stronie opozycyjnej rzeczy naprawdę niebezpiecznie. Wspomniany już wicemarszałek Zgorzelski postanowił poinformować opinię publiczną, że „państwa narodowe zdają najlepiej egzamin”, a opowieści o organizacjach ponadpaństwowych trzeba włożyć między bajki. Ja rozumiem, że PiS pomaga Rosjanom w kolportowaniu opowieści o Unii, która znowu zawiodła i jest do niczego. Ale dlaczego robi to PSL?

Ratuj się, kto może
To dla Polaków nie pierwszyzna, że w chwilach trudnych zostają na placu boju bez „elit politycznych”. Gen. Rydz-Śmigły hardo wołał, że „nie oddamy ani guzika”, po czym wódz naczelny przez Zaleszczyki ewakuował się do Rumunii, gdy tylko Sowiety wkroczyły. Dziś już wiemy, że tarcza antykryzysowa nas nie obroni. A mężów stanu znów brak. Znowu jesteśmy w sytuacji: „uda się albo się nie uda”. Efektem jest niechęć Polaków do polityki, przekonanie, że im nie pomaga, tylko przeszkadza. Stąd coraz więcej tych, którzy mają ochotę zakrzyknąć do polityków jak Felicjan Dulski do rodziny: A niech was wszystkich diabli! I, niestety, mają rację.