Państwo niezgodne z prawem zaczyna być codziennością. Najgorsze, że nie zwracamy na to uwagi

Eliza Michalik
publicystka
Niezgodne z prawem są obecne ograniczenia w poruszaniu się, niezgodne z prawem było zdalne głosowanie sejmu i zmiany w ordynacji wyborczej na ponad miesiąc przed wyborami. Niezgodne z prawem jest rozporządzeni o kwarantannie i ograniczenie praktyk religijnych, niezgodne z prawem będą także i mówią o tym prawnicy, mandaty wręczane przez policję za naruszanie obostrzeń wprowadzanych drogą ogłaszania na konferencjach prasowych, czyli sposobem nieznanym i niehonorowanym w polskim systemie prawnym.
Eliza Michalik komentuje pomysł PiS na przeprowadzenie wyborów Fot. Dawid Żuchowicz / AG
Problem polega na tym, że przestaliśmy zwracać na to uwagę – mamy wszyscy kłopoty finansowe, z pracą, z organizacją opieki nad dziećmi i seniorami i w ogóle – z organizacją życia domowego, pracą zdalną i wiele wiele innych problemów i nie wystarcza nam już siły i uważności żeby denerwować się na polityków. Poniekąd słusznie – w normalnych warunkach powinna robić to zresztą za nas opozycja, bo to jej zadaniem jest brać na swoje barki walki z łamiącym prawo rządem i skuteczną kontrą jego poczynań.

Czytaj także: Gowin miał odrzucić ultimatum Kaczyńskiego ws. wyborów! Większość PiS w Sejmie wisi na włosku


Tak się jednak jakoś porobiło, że opozycji nie widać i nie słychać, poza niemrawymi konferencjami prasowymi, których nikt już prawie nie ogląda. A po prawdzie – nawet gdyby była, działała i miała jakieś pomysły, to jak niby, wobec zamknięcia ludzi w domach, miałaby je wdrożyć w życie?
Spętane są też media, które w warunkach stanu nadzwyczajnego – faktycznego, choć nie wprowadzonego oficjalnie – nie mogą pełnić swoich normalnych funkcji kontrolnych wobec władzy. Nie powstają tekst śledcze, bo nie ma jak spotykać się z informatorami czy przekazywać informacji i dokumentów, a publicystyka telewizyjna odbywa się w warunkach niemal wojennych: każdy nadaje ze swojego domu, połączenia są słabej jakości i urywają się, nie mówiąc już o tym, że jak się okazuje, spora cześć Polaków jest wykluczona cyfrowo – 13 procent z nas nie ma wcale dostępu do internetu, a kolejnej, także sporej części, nie stać na kablówki, dlatego ogląda wyłącznie propagandę w TVP Info.

Mamy więc teraz w Polsce stan, który trudno nazwać, choćby dlatego, że podobnego nigdy jeszcze w historii Polski nie było: państwo prawa zatrzymało się i przestało działać, wystawiając nas na kompletną samowolę polityków, którzy mogą rozhulać się jak nigdy, a równocześnie ustała możliwość jakiegokolwiek skutecznego kontrolowania ich poczynań, co oznacza, że wiele nieprawości i nieprawidłowości ujdzie im płazem.

W dodatku jesteśmy na etapie, na którym trudno powiedzieć, co się wyłoni z tego chaosu. Bo nawet nie wiemy, czy po koronawirusie nie obudzimy się w kraju po zamachu stanu (bo zamachem stanu byłby niewątpliwie wybory w maju) i nie okaże się, że żyjemy w regularnej dyktaturze. Już bez żadnych „jeśli”, „w przyszłości”, „może” i „zobaczymy” – w kraju w którym już jawnie panem i władcą jest Jarosław Kaczyński.

Jeśli do tego dorzucimy fakt, że sytuacja ze sprawcą całego zamieszania, koronawirusem, także nie wygląda dobrze: jesteśmy na początku walki z pandemią, a już widać, że rząd nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, nie robi testów, nie zapewnia placówkom medycznym i obywatelom ochrony, ograniczając się do zakazów i ograniczeń dla ludności, a szpitale są w fatalnej kondycji (brakuje personelu sprzętu, nie ma właściwych procedur, a skarżącym się lekarzom zamyka się usta) to, no cóż, tak źle nigdy jeszcze chyba nie było.

Czytaj także: Wymowny sondaż ws. wyborów. Zdecydowana większość Polaków udzieliła jednej odpowiedzi

Wiem, że tym razem z mojego felietonu nie płyną optymistyczne wnioski, bo i jakież by mogły. Najgorsze jest jednak nie to, że jest źle tu i teraz, bo to się zdarza i nie ma życia, także społecznego, które mogłoby być zawsze i bez wyjątku, tylko dobre. Trudne chwile po prostu muszą się zdarzać, takie jest życie.

Najgorsze jest to, co pokazuje to doświadczenie, że Polska nie istnieje jako wspólnota, że nie mieliśmy tyle rozumu, żeby w czasach względnego dobrobytu wybierać mądrych polityków, na tyle przewidujących, żeby zbudować narzędzia, z których teraz moglibyśmy skorzystać, nie nauczyliśmy się niczego na błędach, nie zrobiliśmy tego, co zawsze robią mądrzy ludzie: nie przygotowaliśmy się w czasach prosperity na nieszczęście, które zawsze prędzej czy później nadchodzi. To też nasz wina. To my daliśmy tym małpom brzytwy i dopuściliśmy, by o naszych losach decydowali ludzie samolubni, krótkowzroczni, chciwi, podli, mali i małostkowi, bez wizji, umiejętności, polotu i rozumu.