8 lat czekałem na wniosek o uchylenie immunitetu Jarosława Kaczyńskiego, licząc, że prezes Prawa i Sprawiedliwości odpowie za decyzje, które podejmował z tylnego fotela przez ostatnie 8 lat. No i się doczekałem. Czy się ucieszyłem? Nie, zrobiło mi się słabo.
Reklama.
Reklama.
Aktywiści skutecznie potrafią wywracać moje poglądy do góry nogami. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że poczuję współczucie do Jarosława Kaczyńskiego, zaśmiałbym się w głos. A tu proszę, wystarczył jeden wieniec.
Ale od początku.
Czas wziąć się za Jarosława Kaczyńskiego. Ale nie za to, że zniszczył wieniec
Liczyłem – i dalej liczę – że pomimo sprytnej strategii działania z tylnego fotela, służbom uda się znaleźć materiał dowodowy, który obciąży Kaczyńskiego.
Na udostępnionych nagraniach widzimy wściekłego prezesa, który zmaga się z protestującymi na Placu Piłsudskiego. Swoją drogą, autorką jednego z materiałów jest "Babcia Kasia". Tak, tak "babcia", która nie ma oporów, żeby powiedzieć do nieagresywnej funkcjonariuszki "ty stara k**wo".
Mówiąc wprost: Każdego miesiąca pod pomnikiem smoleńskim odbywa się prowokacja. Jej jedynym celem jest przedstawienie Kaczyńskiego jako szaleńca, który niszczy kwiaty i rzuca się na aktywistów.
A mówiąc jeszcze bardziej wprost: tę prowokację urządza się w miejscu upamiętniającym tragicznie zmarłych ludzi, w tym najbliższego członka rodziny Kaczyńskiego.
Dlaczego? Otóż diabeł tkwi w szczegółach. Zwróćmy uwagę, że na słynnym już wieńcu widnieje napis: "Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który, ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski".
Z tego powodu każdego miesiąca ta prowokacja się udaje. Zresztą kompletnie mnie to nie dziwi. Gdyby na miejscu pamięci poświęconemu mojemu bliskiemu ktoś wieszał takie wieńce, też wywaliłbym je na śmietnik.
A gdybym jeszcze zobaczył osobę, która urządza takie akcje, odpowiadałbym nie tylko za uszkodzenie mienia, ale też za naruszenie nietykalności cielesnej.
PiS zniszczyło pamięć o Smoleńsku. A aktywiści biegają z wieńcami, prowokując Kaczyńskiego
Prezes Prawa i Sprawiedliwości latami wykorzystywał katastrofę smoleńską do uprawiania brudnej polityki. To nie ulega żadnej wątpliwości. Wszystkie te miesięcznice i rocznice smoleńskie to sposób na nakręcanie ludzi na dziwaczne tezy o zamachu Rosji na Lecha Kaczyńskiego.
Niedługo później prezes wpadł na pomysł, że postawi pomnik na Placu Piłsudskiego. Z nikim tego pomysłu nie konsultowano. Ot, po prostu PiS nagle wstawił wielkie schody w centrum miasta i ogrodził je policją. To o tyle dziwne, że przecież tuż obok jest już pomnik zmarłego prezydenta.
W tym wszystkim jeszcze mamy Antoniego Macierewicza, który wybił się na narodowym dramacie, zmieniając tę tragedię w temat do robienia memów.
Gdy po 2015 roku organizowano pierwsze kontrmiesięcznice smoleńskie, widziałem w tym pewien sens. PiS zawłaszczało przestrzeń publiczną, wydając tysiące złotych na odgrodzenie się barierkami i policją od społeczeństwa.
W końcu udało się to wyciszyć. Kaczyński spasował. Uznał, że "doszedł do prawdy" (czymkolwiek ta prawda była). Zamiast tego raz w miesiącu składa kwiaty pod pomnikiem smoleńskim.
Już po zmianie władzy do comiesięcznej prywatnej inicjatywy przestano angażować nadmierne środki policyjne i wyłączać połowę Placu na użytek jednego człowieka.
Teraz najzwyczajniej w świecie starszy człowiek chodzi złożyć tam kwiaty.
Kaczyński popełnił wykroczenie. Ale tu chodzi o przyzwoitość
Tematu katastrofy smoleńskiej nie byłoby już dawno, gdyby nie to, że... przypominają o niej aktywiści. Ci po prostu dla zasady biegają z obraźliwym wieńcem pod pomnik, żeby zdenerwować brata prezydenta.
Ale nawet załóżmy na moment, że te 96 osób, to ofiary Lecha Kaczyńskiego. Czy gdyby ktoś z waszej rodziny nieumyślnie spowodował wypadek, w którym zginąłby razem z osobami postronnymi, chcielibyście oglądać takie wieńce?
Tak samo, jak ohydne było protestowanie na pogrzebie Jerzego Urbana, czy Wojciecha Jaruzelskiego, tak samo urządzanie takich scen pod miejscami pamięci budzi we mnie głęboki niesmak. I to nie dlatego, że wyznaję zasadę "o zmarłych dobrze, albo wcale". Ale dlatego, że w tym wszystkim są ich rodziny i bliscy.
Co więcej, te oskarżenia o "ofiarach Kaczyńskiego" miesiąc w miesiąc nie padają z ust bliskich pasażerów TU-154, a z ust zwykłych aktywistów, którzy od 2015 roku nie zeszli z ulicy. Jestem bardzo ciekawy czy rodziny pozostałych ofiar również są zachwycone z powodu organizowania tych prowokacji? Jakoś tych głosów poparcia nie słychać.
Czy Jarosław Kaczyński popełnił wykroczenie? Nie jestem prawnikiem, ale sprawa wydaje się dość prosta – zniszczył mienie należące do innej osoby. Policja wyceniła je na 400 zł, a dodatkowo zdarzenie udało się nagrać, więc straty i wina są dość oczywiste.
Ale tu nie chodzi o literę prawa, a o przyzwoitość.