"Boję się, że nie zobaczę babci". Te ośrodki błagają o pomoc, coraz więcej w nich zakażonych wirusem
– Liczymy się z tym, że babcia może umrzeć, a my nie zdążymy się z nią nawet pożegnać. To jest przerażające – smuci się Maja, której babcia zamknięta jest w zakładzie opiekuńczo-leczniczym, gdzie koronawirusem zakażonych jest 29 osób. W tym prywatnym ośrodku najbardziej brakuje rąk do pracy.
W Tomczycach zakażonych koronawirusem jest przeszło 70 osób, w Niedabylu – 60, Koszęcinie – 17 (w tym jedna z zakażonych zmarła).
Nawet 40 tys. podopiecznych domów opieki może stracić życie przez epidemię koronawirusa w Polsce – szacuje "Rzeczpospolita".
W jeszcze trudniejszej sytuacji są prywatne domy opieki, nad którymi nadzór rządu jest symboliczny. Tak właśnie jest w Niepublicznym Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym "Jaśmin" (powiat białobrzeski), gdzie u 23 pacjentów i sześciu pracowników zdiagnozowano koronawirusa. Przedstawiciele placówki alarmuję, że brakuje im rąk do pracy.
– "Błagamy o pomoc" – jedna z pracownic mówiła mojej mamie. Tu nie chodzi o pieniądze, o kolejne zbiórki, potrzebujemy pomocy od państwa. Kto załatwi karetki dla tych starych i chorych ludzi? Kto przyjdzie do pracy? – pyta Maja, której babcia przebywa w ośrodku "Jaśmin".
Pani babcia przebywa w odciętym od świata ośrodku pomocy społecznej. Czego najbardziej się pani boi?
Maja: – Moim największym lękiem jest to, że babcia zakazi się koronawirusem. Boję się, że już jej nigdy nie zobaczę.
Tym bardziej, że babcia jest osobą straszą i schorowaną. Nie dalej, jak półtora miesiąca temu wylądowała w szpitalu z podejrzeniem ostrego zapalenia płuc. Przez tydzień leżała z gorączką 41 stopni. Zastanawiam się, czy ona aby koronawirusa już nie przeszła.
Dostawała dużo leków i jakoś z tego wyszła, więc odesłano ją do ośrodka "Jaśmin".
Babcia ma Alzheimera?
Tak, babcia od roku przebywa w tym ośrodku, bo ma silnego Alzheimera. Wcześniej przez dwa lata mieszkała z mamą, ale lekarze zalecili, że należy ją oddać do ośrodka, bo tam zwyczajnie będzie miała lepszą opiekę. I faktycznie, warunki są bardzo dobre.
Koronawirusem zakażonych jest tam 29 osób, w tym sześciu pracowników sanepidu. Czy pacjenci są jakoś odizolowani od siebie?
Mam informację od mamy, która wczoraj rozmawiała z pracownikiem ośrodka, że babcia jest zdrowa. I pacjenci zakażeni koronawirusem są oddzieleni jednym piętrem od tych niezakażonych.
Ale ten sam personel opiekuje się wszystkimi pacjentami?
No więc właśnie… A testów nikt im tam nie robi, więc każdego dnia ktoś inny może być zakażony. Babcia ma codziennie robione badania krwi, pokazujące w jakim jest ogólnym stanie.
Chodzi o to, żeby gdzieś tych ludzi zdrowych, ale jednak schorowanych i starych, powywozić. Mama rozmawiała z opiekunką, która płakała.
Powtarzała: "Pani Ewo, błagamy o pomoc". Tu nie chodzi o pieniądze, o kolejne zbiórki, potrzebujemy pomocy od państwa. "Kto załatwi nam karetki dla tych starych i chorych ludzi? Kto przyjdzie do pracy?"
Tym bardziej, że to może być bilet w jedną stronę.
No właśnie, w środku jest 29 osób zakażonych koronawirusem. Dokładne dane tak naprawdę nie są pewnie znane.
Czy według pani wiedzy sanepid, NFZ, Ministerstwo Zdrowia próbowało w jakikolwiek sposób pomóc tej placówce?
Nic na ten temat nie wiem. Rozmawiałam z lokalnym dziennikarzem z Radomia, który od tygodnia zajmuje się tematem tego ośrodka. Wychodzi na to, że pomocy od państwa nie ma. Podobno ludzie prywatni organizują zbiórki, przywożą posiłki, wodę, maseczki. Policja przekazuje te środki przez płot.
"Sytuacja już jest dramatyczna. W pewnym momencie po prostu nie będzie miał kto się opiekować tymi ciężko schorowanymi ludźmi" – tak sytuację w domach pomocy społecznej komentują przedstawiciele Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej.
No więc właśnie, a będzie jeszcze bardziej dramatycznie. Ci ludzie są odcięci od świata, najgorsze, że podopieczni tego ośrodka to osoby, które kompletnie nie funkcjonują w realnym świecie. Moja babcia śpiewa piosenki jakby miała pięć lat.
Oni nie zdają sobie sprawy z tego, co się dzieje. A przede wszystkim są oni najbardziej narażeni na zakażenie koronawirusem ze względu na wiek i inne choroby współistniejące.
Czego potrzeba w ośrodku?
Wiem, że pierwszy telefon do mojej mamy z ośrodka wykonano w piątek. Błagano o pomoc i informowano, że są odcięci. Tłumaczyli, że potrzebują transportu, karetek, rzeczy medycznych i ludzi do pracy. Bo im więcej opiekunów będzie chorych, tym mniej będzie osób do opieki nad chorymi.
Jeden z dyrektorów takiego ośrodka, który zresztą sam przebywa w szpitalu, mówił, że wreszcie ci podopieczni zaczną tam umierać.
No właśnie, zaczną umierać i podopieczni, i pracownicy. Liczymy się z tym, że babcia może umrzeć, a my nie zdążymy się nawet z nią pożegnać. Nawet nie będę mogła nad babci trumną posiedzieć. To jest przerażające.
Kiedy ostatnio rozmawiała pani z babcią?
1,5-miesiąca temu, kiedy była w szpitalu. Ale kontakt z nią był wtedy mocno ograniczony, ona miała bardzo wysoką gorączkę. To też był moment, kiedy koronawirus w Polsce się zaczynał. Na korytarzu na SOR wszyscy kaszleli. A babcia sześć godzin czekała aż ktoś się nią zaopiekuje. Dopiero jak mama zwróciła pielęgniarzowi uwagę, to zmierzyli jej temperaturę. Miała 41 stopni gorączki.
Do kogo i konkretnie o co chciałaby pani apelować?
Chciałabym apelować do sanepidu, do NFZ, do władz, ale wyższego szczebla niż wójt. Choć widzimy, że teraz wszyscy grają sobie w wojenkę na temat wyborów... Jest nagonka, by młodzi ludzie zostali w domu. Dobrze, zostaniemy, wiemy, jak myć ręce. Ale to nie nami trzeba się zająć, a osobami najbardziej potrzebującymi.
Wszędzie słyszymy, że ewakuowane są oddziały onkologii, bo jeden pacjent jest chory. I w takich ludzi należy teraz inwestować, a nie w kampanię wyborczą.
Apeluję do władz, żeby ktoś się wreszcie zajął starymi ludźmi. Dwa tygodnie temu zaczęłam nową pracę, ale już ją straciłam z powodu koronawirusa. Mam swoje zobowiązania, kredyty itp. I dla mnie kpiną jest, że ludzie w takiej sytuacji, jak ja muszą zbierać na rękawiczki, maseczki, a nie rząd. Tymczasem 2 mld zł przekazywane są TVP.