Nagłośniła fakt o transporcie węgla z Kolumbii. Dziennikarka tłumaczy, dlaczego go tam kupujemy

Adam Nowiński
W tym tygodniu do Portu Północnego w Gdańsku zawitał największy masowiec, jaki był obsługiwany w Polsce – Agia Trias. Nie było jednak fanfar, jak w przypadku Antonowa 225 w Warszawie. Być może dlatego, że na pokładzie statku był węgiel z Kolumbii w czasie, gdy przy polskich kopalniach leżą zwały naszego, czarnego złota? O tym rozmawiamy z dziennikarką Karoliną Bacą-Pogorzelską.
Do Gdańskiego portu wpłynął jeszcze większy masowiec z węglem z Kolumbii, niż ten, który kilka lat temu przybił do portu w Świnoujściu. Fot. Cezary Aszkielowicz / Agencja Gazeta
O gigantycznym masowcu i transporcie węgla z Kolumbii jako pierwsza napisała na Twitterze Karolina Baca-Pogorzelska, dziennikarka, która od lat śledzi i nagłaśnia afery związane z obrotem węglem. To ona opisała sprawę importu antracytu z okupowanego Donbasu. "BUM! To zamówienie węgla energetycznego z Kolumbii spółki PGE Paliwa. Część na handel, część po zmieszaniu z polskim do ich ciepłowni w Gdyni i Gdańsku – moje źródła. Ładunek to ok. 140 tys. ton, bo więcej nie wejdzie przez cieśniny duńskie. Czekam na komentarz spółki" – napisała dziennikarka.


Pod jej wpisem zaroiło się od pytań zwykłych "Kowalskich", których zastanawiało, czy opłaca się sprowadzanie węgla z drugiego krańca świata, skoro w kraju na zwałach leżą miliony ton tego surowca? Zapytaliśmy więc autorkę, jak naprawdę jest z tym węglem z Kolumbii.

***

Adam Nowiński: Dzięki pani i Portalowi Morskiemu dowiedzieliśmy się o tak wielkim wydarzeniu dla fanów marynistyki, ale w sumie nie tylko dla nich, bo i rząd powinien być chyba zadowolony ze ściągnięcia gigantycznego masowca do Polski.

Karolina Baca-Pogorzelska: Nawiązuje pan do "Mriji"?

Oczywiście, w końcu w przypadku największego na świecie samolotu transportowego – Antonowa 225 "Mrija" rząd był bardzo zadowolony i zrobił przy tym niezłe, propagandowe show. A przecież w obu tych przypadkach chodziło o transport dla jednej ze spółek Skarbu Państwa... Czy w Gdańsku też były fanfary i przemówienia?

Nie przypominam sobie, albo przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo. Nie kojarzę, żeby z Polskiej Grupy Energetycznej ktokolwiek jakoś szczególnie witał ten statek. Może dlatego, ze nie przypłynęły nim środki pomocowe.

Już raz rozmawialiśmy na łamach naTemat o "egzotycznym" węglu dla Polski z Mozambiku i Australii. Dlaczego teraz sprowadzamy go z Kolumbii?

My stale sprowadzamy węgiel z Kolumbii. Kraj ten jest w czołówce importerów węgla do Polski, bo nadal 70 proc. tego surowca sprowadzamy z Rosji. Ale cała reszta pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, Australii i właśnie z Kolumbii.

Co jest w nim tak wyjątkowego, że jest lepszy od polskiego?

Przede wszystkim chodzi o jakość i cenę. Jest to niskosiarkowy węgiel, podobny, jeśli chodzi o parametry, do rosyjskiego, a nam takiego w Polsce po prostu brakuje. Wiem, jak to wygląda, że 7 milionów ton polskiego surowca leży na zwałach, a do Gdańska przypływa kolejne przeszło 100 ton z Kolumbii. Tylko to nie jest taki węgiel, na który jest obecnie zapotrzebowanie.
Foto: 123rf.com
Co ma pani na myśli?

Podobnie jak z węglem z USA czy z Australii, jego jakość, w porównaniu z polskim, rozmija się z zapotrzebowaniem. To, co leży u nas na zwałach, jest nie tylko droższe, ale nie spełnia także wymogów, które są obecnie wymagane przez użytkowników na polskim rynku. Mówię przede wszystkim o ciepłowniach i elektrociepłowniach, które potrzebują węgla niskosiarkowego z zawartością siarki do 0,6 proc.

W Polsce taki węgiel jest towarem deficytowym. Firmy takie jak PGE muszą więc sprowadzać taki gotowy produkt z zagranicy lub kupować węgiel o jeszcze niższej zawartości siarki, żeby mieszać go z rodzimym surowcem i w ten sposób wytwarzać mieszankę o wymaganym stężeniu 0,6 proc. siarki.

Ale transport węgla dla PGE, jak wspomniała pani w tweecie, nie trafi w całości do elektrociepłowni...

Nie, około 40 proc. tego węgla zostanie przeznaczona na sprzedaż. W ogóle importem tego węgla nie zajmuje się bezpośrednio PGE, ale spółka córka PGE Paliwa, która powstała podczas przejęcia aktywów francuskiego EDF Paliwa. Francuzi także zajmowali się importem węgla i nie przejmowali się, że nie kupują go w Polsce.

Wtedy też podpisali sporo wieloletnich kontraktów na import miliona ton węgla rocznie, który miał przypływać do Portu Północnego w Gdańsku, m.in. z Kolumbii. Z punktu widzenia PGE, która przejęła EDF, zerwanie tych kontraktów byłoby bardzo niekorzystne i bardzo kosztowne.

Abstrahując już od kar, które ciążą pewnie za zerwanie takiej umowy, chodzi pani także o to, że taniej jest po prostu sprowadzić ten surowiec z Kolumbii?

Zapewne tak, wszystko zależy od warunków umowy, ale opłata frachtowa przy tak dużym statku jest bardzo niska podobnie jak koszty wydobycia węgla w Kolumbii. Oczywiście on może być niewiele droższy, niż ten węgiel rosyjski, ale jakościowo jest lepszy jeśli chodzi o zawartość popiołu.

Warto także zaznaczyć, że jest to węgiel wydobyty przed kryzysem. Obecnie Kolumbia boryka się z ogromnymi ograniczeniami w wydobyciu. Niektóre kopalnie w ogóle nie pracują przez pandemię, a pozostałe jedynie na pół gwizdka. Dlatego nieprędko będziemy świadkami kolejnego, tak dużego transportu z tego kraju, jeśli w ogóle będzie jakikolwiek transport.
Na zdjęciu masowiec, który do portu w Świnoujściu temu przywiózł blisko 100 tys. ton węgla z USA. Teraz ten rekord sprzed paru lat został zdecydowanie pobity.Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
Czyli to nie jest tak, jak przeczytałem w jednym z komentarzy, że teraz w dobie wyborów przerzuciliśmy się z rosyjskiego węgla na kolumbijskie "czarne złoto"?

Nie, tak jak wspomniałam, Kolumbia zawsze była w tej "wielkiej czwórce" krajów, z których importujemy węgiel.

A te wspomniane 7 milionów ton polskiego surowca, który zalega na zwałach? Co z nim będzie się działo dalej, skoro nikt go nie chce? Czy państwo ma jakiś plan?

Na pewno te rozmowy, które podjął niedawno z Polską Grupą Górniczą minister Jacek Sasin, dotyczą nie tylko ścięcia płac o 20 proc., ale także skrócenia tygodnia pracy o jeden dzień. Generalnie kopalnie pracują od poniedziałku do piątku, a w weekendy prowadzone są bardziej takie prace konserwatorskie.

Dlatego jeden dzień mniej w tygodniu ograniczyłby wydobycie i zmniejszyłby obecne tempo przyrostu zwałów. To jednak dotyczy tylko PGG, a takie działania powinny zostać podjęte w stosunku do innych spółek np. JSW czy Tauron Wydobycie.

No dobrze, to mamy na stole ograniczenie, ale co zrobić z tym węglem, który już jest?

To dobre pytanie, bo z jednej strony mówimy o bezpieczeństwie energetycznym państwa, które zapewnia nam krajowy surowiec, do którego mamy stały, wręcz nieograniczony dostęp. A z drugiej strony jest rynek, który mówi, że spółki (bez znaczenia, czy państwowe, czy nie) powinny podejmować racjonalne biznesowo i ekonomicznie decyzje.

Jeśli najbardziej opłacalny jest zakup tańszego węgla w państwie na drugim końcu świata i sprowadzenie go do kraju, to mamy do czynienia z dwiema sprzecznościami. Czyli polski węgiel, zalegający na zwałach i biznes.

Czytaj także: Teza o polskim górnictwie leży w gruzach. Dlaczego Polska sprowadza węgiel z Mozambiku?

Pisałam ostatnio, że istnieje pewien sposób, żeby Polska mogła wyłamać się z unijnych zasad importowych i powalczyć o przyblokowanie importu węgla z Rosji, gdyby rzeczywiście tego chciała. Z tego co wiem, bardzo poważnie zainteresował się tym tematem wiceminister aktywów państwowych pan Janusz Kowalski.

Trzeba tylko pamiętać, że taka decyzja o blokadzie importu jest zagrożona pewnymi konsekwencjami ze strony Rosji. Dlatego należałoby się zastanowić, czy miałoby to w ogóle sens. To nie jest łatwa decyzja, ale w końcu rząd jest od tego, żeby je podejmować.