Pozytywny zastrzyk energii, czyli jak się jeździ po Warszawie skuterem Barton Energy

Paweł Kalisz
Skutery elektryczne cieszą się coraz większym powodzeniem na polskim rynku i nie ma w tym nic dziwnego. To tanie w eksploatacji środku indywidualnego transportu, którymi dojechać można wszędzie, zaparkować gdziekolwiek, a często nie trzeba mieć do tego prawa jazda. Sprawdziliśmy, jak się jeździ po Warszawie Bartonem Energy.
Barton Energy to tania alternatywa dla środków komunikacji miejskiej, rowerów i elektrycznych hulajnóg. Fot. naTemat.pl
Jest takie rosyjskie przysłowie: тише едешь, дальше будешь. W wolnym tłumaczeniu znaczy to tyle, że im wolniej jedziesz, tym dalej dojedziesz. W przypadku Bartona Energy zasada ta nie do końca się sprawdza, ale i tak jest fajnie. Jedno jest pewne – ciszej jechać się już nie da.
naTemat
Energy to drugi skuter elektryczny, jakim miałem przyjemność jeździć. Pierwszym było NIU, a nawet dwa modele NIU. Chińskie zabawki z bateryjką pozwalały przemieszczać się po mieście z prędkościami o wiele większymi niż rower czy hulajnoga, a ja miałem świadomość, że jestem "eko". Nie hałasuję, nie zatruwam spalinami, czysta energia z gniazdka. OK, w Polsce prąd powstaje ze spalania węgla, więc tak bardzo czysta ta energia nie jest, ale mimo wszystko skutery elektryczne sprawiły mi mnóstwo radości.


Podobnie rzecz ma się z Bartonem. Ten skuter też pochodzi z Państwa Środka, a jego niezaprzeczalną zaletą jest cena. Powiedzmy to otwarcie, Barton Energy jest po prostu tani. Za 4699 zł dostajemy kompletny skuter, do którego nic nie trzeba dokupować, by cieszyć się z jazdy. W dodatku po otwarciu schowka pod kanapą naszym oczom ukazuje się ładowarka do baterii, więc nawet tu nie trzeba kombinować.
naTemat
Zanim przejdę do ładowania, warto omówić wygląd. Skuter może się podobać. Barton przygotował dwa malowania, czarno-zielone i biało-zielone. Do testów dostarczono skuter w tym drugim malowaniu i muszę otwarcie powiedzieć, że zestawienie jest ładne i przyciąga wzrok. Zieleń przypomina tę, jaka zwyczajowo pokrywa swoje motocykle firma Kawasaki, co od razu budzi skojarzenia ze sportem motocyklowym. Wygląd skutera też jest dynamiczny, ale niestety na wyglądzie się kończy.

Barton Energy rozpędza się tylko do około 50 km/h. W mieście, szczególnie w centrum na zatłoczonych uliczkach, to w zupełności wystarczy do sprawnego przemieszczania, zwłaszcza, że te 50 km/h osiąga się całkiem sprawnie. Dłuższe wycieczki czy próba objechania zatorów na drodze trasą szybkiego ruchu mogą już stać się problematyczne. Tym bardziej, że skuter zwolni, gdy poziom naładowania baterii spadnie poniżej 50 proc.
naTemat
A spada dość szybko. Producent określa maksymalny zasięg na około 50 km. Sprawdziliśmy i rzeczywiście, 50 km da się nim przejechać. Jednak ostatnie kilometry pokonuje się z prędkością "rowerową", czyli około 25 km/h. Spadek prędkości maksymalnej to nie jedyna oznaka tego, że kończy się bateria. Jest jeszcze wskaźnik na tablicy zegarów. Choć ten, jak wskazują użytkownicy, potrafi zmylić. Czasem pokazuje 2 kreski, zaraz potem trzy, by za chwilę spaść niemal do zera. To prawda, że w Energy, jak w każdym pojeździe elektrycznym, część energii jest odzyskiwana podczas hamowania, ale nie aż tyle, by wskaźnik miał prawo pokazywać więcej, niż faktycznie zostało nam do przejechania.

Ładowanie jest bajecznie proste, ale dla wielu osób może stanowić spore wyzwanie. Otóż Barton nie zdecydował się na zamontowanie w skuterze baterii, którą w dowolnym momencie można wyjąć i zabrać ze sobą do biura czy do mieszkania w celu podładowania. Zamiast tego w obudowie pod kanapą jest wtyczka, w którą wtyka się końcówkę zasilacza dołączanego wraz ze skuterem do klienta. Jeśli mieszkasz w bloku na 15 piętrze i skuter nie zmieści się do windy, to raczej będziesz mieć problem. Jeśli masz garaż lub choćby jakieś miejsce pod chmurką z gniazdkiem 230V, to po prostu podpina się zasilacz, z drugiej strony skuter, i po kilku godzinach można znów cieszyć się zasięgiem 50 km.
naTemat
Niby prościej się nie da, ale możliwość wyjęcia baterii i podładowania w domu jest praktyczniejszym rozwiązaniem. Tym bardziej, że ładowanie "do pełna" trwa około 6 godzin. Ideałem byłoby po całodziennym używaniu skutera podpięcie baterii na noc, by rano znów móc ruszyć w trasę. Jak zapewniają przedstawiciele Bartona, Energy wkrótce ma zostać zmodernizowany i poprawiony właśnie o możliwość wyjmowania baterii.

Skuter jest nad podziw wygodny. Pozycja za kierownicą jest wyprostowana, kierownica umieszczona tak, że nie obija się o kolana nawet wyższych kierowców. Jedyne, co może przeszkadzać na niektórych polskich drogach, to mała średnica kół w połączeniu ze stosunkowo niskim zawieszeniem. Nie pod każdy krawężnik da się podjechać na Energy bez ryzyka podrapania plastików, więc warto o tym pamiętać.
naTemat
Bardzo mi się spodobała kierownica. W ogóle nie widać po niej, że pochodzi z pojazdu za mniej niż 5 tysięcy złotych. Manetki są zrobione bardzo porządnie, a chromowanych końcówek kierownicy nie powstydziłaby się o wiele droższa europejska konkurencja. Zegary są czytelne, choć po prawdzie to poza wskaźnikiem poziomu baterii i prędkościomierzem nie bardzo tam jest na co patrzeć. I dobrze, lepiej się skupić na drodze.

Skuter z racji tego, że rejestrowany jest jak spalinowy motorower, może być użytkowany przez osobę dorosłą nie posiadającą uprawnień do kierowania jednośladami. Młodzieży wystarczy karta motorowerowa, by móc śmigać Energy po drogach. Tym samym skuter może być świetną i bezpieczniejszą alternatywą na przykład dla elektrycznych hulajnóg, których tyle ostatnio widać na mieście. Bezpieczniejszą choćby o tyle, że w myśl przepisów kierowca musi mieć zna głowie kask.
naTemat
Skuter może się też sprawdzić jako transporter dla małych i średnich zakupów. Pod kierownicą mamy sporą półkę, a dodatkowo jest jeszcze wieszak na torebkę lub siatkę z zakupami. Dodatkowo pod kanapą jest miejsce na kask, portfel i może jakieś dodatkowe zakupy. Z tyłu za kanapą można zamontować też kufer centralny, choć akurat w testowanym egzemplarzu w tym miejscu było bardzo praktyczne oparcie dla pasażera. Bartonem Energy można bowiem jeździć we dwie osoby, skuter całkiem dzielnie znosi na sobie większe obciążenie.
naTemat
Każdy kierowca, który rozpędzi się na skuterze czy motocyklu, musi mieć gdzieś z tyłu głowy, że czasem trzeba się też zatrzymać. W przypadku skuterów osiągających prędkość około 50 km/h może ta potrzeba nie jest aż tak wielka, jak w przypadku motocykli z potężnym silnikiem rozpędzających się powyżej 200 km/h, niemniej Energy też czasem musi stanąć. Służą do tego dwie klamki hamulców – przedniego i tylnego – umieszczone na kierownicy. Z tymi hamulcami jest jednak taki problem, że czasem trudno je wyczuć. Najpierw nic się nie dzieje, a gdy przyciśnie się odrobinę mocniej, skuter staje niemal w miejscu. Przy odrobinie wprawy pewnie można się "dogadać" z klamkami, ale na początku hamowanie może być trochę frustrujące.
naTemat
Po prawej stronie kierownicy przy manetce "gazu" znajduje się przełącznik, którym przestawiamy "prędkość maksymalną". To trzystopniowa regulacja osiągów, a jednocześnie podobno można dzięki niej poprzez ograniczenie prędkości maksymalnej zwiększyć zasięg skutera. Jak to działa w praktyce nie sprawdziłem, wolałem się cieszyć prędkościami w okolicach 50 km/h. Tuż obok znajduje się też włącznik. Tu przydałby się jakiś komunikat, że już można jechać. Uruchamianie Energy wygląda bowiem tak, że trzeba przekręcić kluczyk w stacyjce, nacisnąć starter i można odjechać. Problem w tym, że pojazd elektryczny nie wydaje żadnych dźwięków, więc czasami trudno się zorientować, czy "to już", czy "jeszcze nie"...

Po lewej stronie mamy przełącznik kierunkowskazów. Niektórzy użytkownicy skarżyli się, że ciężko "chodzi", ale to z pewnością kwestia przyzwyczajenia i obycia ze sprzętem. Oprócz tego jest jeszcze włącznik klaksonu i przełącznik świateł mijania i drogowych, czyli wszystko, co powinno się znaleźć na pokładzie i żadnych niepotrzebnych wodotrysków.
naTemat
Skuter jest tani. Niespełna 5 tysięcy, jakie trzeba zapłacić za w pełni funkcjonalny skuter elektryczny, to naprawdę niezła oferta dla każdego, kto marzy o tym, by wreszcie przestać stać w korkach, ale z takich czy innych powodów nie może lub nie chce przesiąść się na rower. Barton Energy dojedzie wszędzie, a zasięg 50 km powinien wystarczyć na dojazd do pracy lub szkoły i z powrotem – i to z jakimiś małymi zakupami po drodze.
naTemat
Taki indywidualny środek transportu to fajna sprawa, szczególnie w czasach pandemii koronawirusa. Tym bardziej, że przejechanie nim 100 km kosztuje przy dzisiejszych cenach energii około 2 zł. Może się okazać, że Barton Energy w codziennym użytkowaniu jest tańszy niż bilet miesięczny.

Artykuł powstał we współpracy z Barton Energy.