"Bezbłędnie odczytał emocje". Ekspertka tłumaczy fenomen Hołowni i mówi, kiedy nastąpił przełom

Anna Dryjańska
– Szymon Hołownia nie miał wahań. Od razu ogłosił, że nie odda prezydentury walkowerem. Nie musiał się z nikim konsultować. Po prostu szedł dalej, a w efekcie zostawił opozycyjnych rywali w tyle, co widać w ostatnich sondażach – mówi naTemat Anna Mierzyńska, analityczka internetowa. Wskazuje, że niezależny kandydat na prezydenta zwyżkuje także w sieci. Skąd się bierze wzrost jego popularności w internecie?
Szymon Hołownia to niezależny kandydat na prezydenta. Jego popularność w sieci rośnie. Dlaczego? Tłumaczy analityczka Anna Mierzyńska. fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Anna Dryjańska: Uważnie śledzi pani kampanię kandydatów w sieci i ostatnio informuje o fenomenie popularności Szymona Hołowni, który zbliża się zasięgami wybranych materiałów do Andrzeja Dudy i Donalda Tuska. Kiedy zaczął się ten wzrost zainteresowania Hołownią w internecie?

Anna Mierzyńska: To kwestia ostatnich tygodni. Chcę podkreślić, że wysokie zainteresowanie wcale nie towarzyszyło mu od momentu ogłoszenia, że będzie się ubiegał o prezydenturę. Wyraźnie widać tendencję zwyżkową. To, że dogonił najbardziej popularnych polityków, dla mnie również było zaskoczeniem. Wydawałoby się to nieosiągalne dla człowieka, który wcześniej nie zajmował się polityką.


Czy da się wskazać kiedy nastąpił ten przełom w jego popularności w sieci?

Tak. Dane z monitoringu internetu pokazują to bardzo wyraźnie. To była druga połowa marca, gdy pojawiły się wyraźne spory dotyczące możliwości przeprowadzenia wyborów prezydenckich podczas epidemii koronawirusa 10 maja. Przypomnę, że Prawo i Sprawiedliwość zrobiło wtedy wrzutkę do pakietu ustaw łagodzących gospodarcze skutki epidemii, tzw. tarczy antykryzysowej, by przepchnąć głosowanie korespondencyjne – najpierw dla seniorów i osób w kwarantannie, a potem dla wszystkich.

Ale Hołownia jest na uboczu tych wydarzeń. Nie ma swojego zaplecza politycznego w Sejmie, patrzy na to z zewnątrz, tak jak zwykli ludzie. Dlaczego więc przysporzyło mu to popularności?

Bo zaczął regularnie komentować przepychanki wokół terminu wyborów. To, że robi to z zewnątrz, jest jego atutem. W oczach opinii publicznej nie ponosi żadnej odpowiedzialności za chaos związany z wyborami podczas epidemii, może być wręcz uznany za jego niewinną ofiarę. A to wywołuje sympatię.

Najważniejsze było jednak, że Hołownia bezbłędnie odczytał emocje wyborców. Najlepiej odpowiedział na społeczne potrzeby, zgrał się z nastrojami głosujących. Właśnie wtedy zaczęło rosnąć zaangażowanie jego odbiorców i popularność transmisji live na Facebooku. Co więcej, nie był to jednorazowy wystrzał. Ci internauci, którzy się nim wtedy zainteresowali, zostali. Nadal go obserwują, oglądają, komentują i udostępniają. A z tygodnia na tydzień ich liczba rośnie.

Tyle że inni kandydaci też komentowali w sieci bałagan wyborczy PiS. To nie jest tak, że robił to tylko Hołownia. Codziennie pojawiają się informacje o nowych wypowiedziach Biedronia, relacjach Kidawy–Błońskiej i inicjatywach Kosiniaka–Kamysza.

Ale inni kandydaci nie mają statusu nowości w polityce, a taki przywilej ma Hołownia. Od lat jest znany jako prowadzący talent show, ale teraz debiutuje w zupełnie nowej roli. Jest znany, ale nie można go rozliczać, bo jeszcze o niczym nie decydował. Przez swoich sympatyków nie jest postrzegany jako mniejsze zło, lecz dobro.

Ciekawe, że tak to pani ujęła. Praktycznie tymi samymi słowami mówiła mi o tym jego młoda zwolenniczka, z którą rozmawiałam jeszcze przed pandemią podczas spotkania wyborczego w Piasecznie.

To kandydat, który daje nadzieję. Nikogo jeszcze nie zawiódł. Do tego ma świetne umiejętności komunikacyjne, które sprawiają, że nawet jeśli robi podobne rzeczy, co jego konkurenci, wypada w tym lepiej. W mediach czuje się jak ryba w wodzie, nie przeraża go mówienie do ludzi za pośrednictwem ekranu smartfona, jest doświadczonym dziennikarzem telewizyjnym.

Dobrze wie, co działa na jego korzyść. Cały czas podkreśla, że jest spoza układu partyjnego i właśnie dlatego może krytykować wszystkich. Wydaje się też najbardziej autentyczny. Najszybciej reaguje na nastroje ludzi zmieniające się podczas pandemii i potrafi być w tym bardzo wyrazisty.

Przeczytaj też: "Wreszcie ktoś, kto nie jątrzy". Byłam na spotkaniu z Hołownią, oto co mówią jego wyborcy

Jego rywale nie mogą być wyraziści?

Na przełomie marca i kwietnia mieli moment zawahania, który ich słono kosztował. Nastąpił wtedy, gdy razem ze swoimi obozami politycznymi zastanawiali się, jakie zajmą stanowisko wobec parcia PiS do wyborów podczas epidemii. Trudno sobie wyobrazić, by Biedroń miał inny pogląd niż Lewica, Kidawa inny niż Koalicja Obywatelska, a Kosiniak–Kamysz sprzeczny z tym, co mówi Polskie Stronnictwo Ludowe.

Dlatego przez pewien czas ich kampania – ograniczona warunkami epidemii, ale taka, jaką dało się prowadzić mimo zakazu zgromadzeń – straciła impet, a oni sami mogli być postrzegani jako niezdecydowani, labilni, chaotyczni. Tymczasem Hołownia nie miał wahań. Od razu ogłosił, że nie odda prezydentury walkowerem. Nie musiał się z nikim konsultować. Po prostu szedł dalej, a w efekcie zostawił opozycyjnych rywali w tyle, co widać w ostatnich sondażach.

Jakie są atuty jego kampanii, przyjmując że to, co dzieje się mimo epidemii, można tak nazwać?

Przede wszystkim żona, pilotka myśliwca, która wzbudza poważanie, sympatię, zainteresowanie i zaufanie. Nie bez przyczyny jest eksponowana jako "pierwsza obywatelka".

Po drugie okazało się, że bardzo dobrym pomysłem było zorganizowanie przez Szymona Hołownię zbiórki publicznej na swoją kampanię. Kwota już niedługo powinna przekroczyć 4 mln zł i jest sumą w większości drobnych wpłat.



Przez kilkanaście tygodni trudno mu będzie utrzymać zainteresowanie opinii publicznej, ale przecież podobne przeszkody napotkają też inni kandydaci. Gdyby wybory miały się odbyć za pół roku, to kampania rozpocznie się praktycznie na nowo. A Hołownia, niezależny kandydat, będzie miał tę przewagę, że do jego dyspozycji będzie już gotowa do działania machina: sztab, wolontariusze, sympatycy… To wszystko, co wcześniej musiał budować od zera.

Czy Andrzej Duda ma się czego obawiać ze strony Szymona Hołowni?

Jeśli wybory odbyłyby się w maju? Nie. Jeżeli za kilka miesięcy – już tak, jeśli Hołownia będzie potrafił utrzymać dotychczasową dynamikę. Ale wtedy ruszą też kampanie pozostałych kandydatów. Cały układ poparcia może się szybko zmienić.

Przeczytaj także: "Nie kupuję tego". Ekspertka od mowy ciała mówi, co można wyczytać z płaczu Hołowni