Jeden z większych absurdów porozumienia Kaczyńskiego z Gowinem. To będzie dziwny weekend
Jak to jest, że Jarosław Kaczyński z Jarosławem Gowinem z góry zakładają, jakie będzie orzeczenie Sądu Najwyższego? Na jakiej podstawie wybory prezydenckie nie odbędą się 10 maja? Mnóstwo pytań rodzi się po porozumieniu lidera Porozumienia z prezesem PiS. Pewne jest jedno - formalnie wybory wciąż są zaplanowane na najbliższą niedzielę i pod tym względem nic się nie zmieniło.
Jasne jest, że 10 maja wyborów zorganizować się nie da. Jak mówi się nieoficjalnie, najbardziej prawdopodobnym terminem wyborów prezydenckich jest 12 lipca. Przy czym w sensie prawnym nie wiadomo, wyborczy kalendarz biegnie. Nie wiadomo, na jakiej podstawie w tę niedzielę wyborów nie będzie. Nikt ich przecież nie odwołał.
A skoro tak, to - o nonsensie! - od północy z piątku na sobotę obowiązywać będzie dwudniowa cisza wyborcza. Za jej złamanie grożą wysokie grzywny: za agitację do 5 tys. zł, a za publikowanie sondaży do 1 mln zł.
Czytaj także: Kiedy nowe wybory i na jakich zasadach? Dwa najważniejsze wnioski po oświadczeniu PiS i Gowina
Przypomnijmy: Jarosław Gowin i Jarosław Kaczyński dogadali się ws. wyborów prezydenckich. Sąd Najwyższy ma stwierdzić nieważność wyborów, które miały się odbyć 10 maja. "Prawo i Sprawiedliwość oraz Porozumienie przygotowały rozwiązanie, które zagwarantuje Polakom możliwość wzięcia udziału w demokratycznych wyborach" – tak brzmi wspólne oświadczenie J.Kaczyńskiego i J. Gowina.
Jeśli Sąd Najwyższy po tym, jak 10 maja wybory się nie odbędą, stwierdzi ich nieważność, to potem Marszałek Sejmu ma 14 dni na ich ponowne zarządzenie w dzień wolny od pracy przypadający w ciągu 60 dni od zarządzenia wyborów. Z nieoficjalnych informacji wynika, że najpoważniej brana jest pod uwagę data 12 lipca.