Przedsiębiorca: "Potraktowali nas gorzej niż bydło. Mogę spędzić kolejną noc w policyjnej suce"

Daria Różańska
– Protestowałem z innymi przedsiębiorcami przed KPRM. Najpierw przysłali do nas negocjatora, który powiedział, że albo się rozchodzimy, albo będzie pacyfikacja. Podjęliśmy wspólną decyzję, że skoro przyjechaliśmy walczyć o prawa przedsiębiorców, naszych pracowników i rodzin, to zostajemy do końca. I wtedy się zaczęło: otoczyła nas policja i aresztowano nas – mówi Marcin Makowski, właściciel firmy budowlanej, który uczestniczył w Strajku Przedsiębiorców w Warszawie.
7 i 8 maja na ulice Warszawy wyszli przedsiębiorcy. Pan Marcin był jednym z uczestników. Fot. Archiwum prywatne
"Będzie autobus z Sieradza do Warszawy, dzwońcie"; "Radom! Jedzie ktoś? Proszę mnie zabrać, wręcz błagam"; "Oświęcim i okolice, czy jedzie ktoś" – w sieci aż roi się od podobnych zapytań.

Przedsiębiorcy z całej Polski zjeżdżają do Warszawy na kolejny Strajk Przedsiębiorców (rozpocznie się w piątek o godz. 16:00). Apelują oni o realną pomoc rządu i domagają się odmrożenia gospodarki. W czwartek przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów rozbili miasteczko namiotowe i chcieli spotkać się z premierem Mateuszem Morawieckim. Zostali zatrzymani przez policję.


Rzecznik Komendanta Stołecznego Policji przekazał dziennikarzom, że uczestnicy manifestacji "bezwzględnie złamali wszelkie zasady bezpieczeństwa".

– Naruszonych jest wiele obostrzeń wprowadzonych celem ograniczenia rozprzestrzeniania się koronawirusa, a zachowanie protestujących należy określić jako skrajnie lekceważące – podkreślił Sylwester Marczak.

O której policjanci wypuścili pana do domu?


Marcin Makowski: – Wypuścili mnie o 4:17, tak zresztą napisano też w protokole. Do domu dojechałem około 6:00 rano, ponieważ mieszkam pod Warszawą.

Dostał pan mandat?

Tak, otrzymałem mandat za udział w nielegalnym zgrupowaniu oraz wniosek do sanepidu. Oczywiście nie przyjąłem mandatu, przysługuje mi takie prawo. Czekam na rozwój sytuacji.

Dziś oficjalnie policja podała, że do sanepidu skierowano 150 pism o naruszenie obostrzeń związanych z koronawirusem, za co grozi nawet 30 tys. zł kary.

Tak, też zostałem poinformowany o tak wysokiej karze.

Jak doszło do zatrzymania?

Protestowałem z innymi przedsiębiorcami przed KPRM. Najpierw przysłali do nas negocjatora, który powiedział, że albo się rozchodzimy, albo będzie pacyfikacja. Podjęliśmy wspólną decyzję, że skoro przyjechaliśmy walczyć o prawa przedsiębiorców, naszych pracowników i rodzin, to zostajemy do końca.

I wtedy się zaczęło: otoczyła nas policja i aresztowano nas.

Jak się z Wami obchodzili?

Nie stawiałem żadnego oporu, policjanci wykonywali czynności. Gdy prowadzili mnie na komisariat, to założyli mi na ręce kajdanki – takie są procedury. Zrobili to jednak delikatnie. Być może trafiłem wyjątkowo dobrze. Koledzy i koleżanki nie mieli tyle szczęścia.

To znaczy?

Wystarczy pooglądać filmiki – nawet na facebookowej stronie "Strajk przedsiębiorców", żeby zobaczyć, jak to wyglądało. Nie było to delikatne zatrzymanie. Niektórzy poczuli, że są "bohaterami" i mają okazję się wyżyć.

Nie wszyscy uczestnicy strajku zasłaniali twarze maseczkami. Spodziewaliście się, że protest tak się zakończy?

To było "spotkanie biznesowe", podobne do tego, które odbyło się 10 kwietnia podczas obchodów rocznicy katastrofy Smoleńskiej.

Pan prezes PiS i inni politycy rządu nie mieli ani masek, ani nie utrzymywali dwumetrowego dystansu. My zachowaliśmy się tak samo. Tylko, że nas aresztowano. Wygląda na to, że są równi i równiejsi. A prawo nie jest dla obywateli, tylko dla klasy rządzącej.
7 i 8 maja na ulice Warszawy wyszli przedsiębiorcy.Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta

Przedsiębiorcy wykrzykiwali, że nie mają za co kupić chleba i domagają się realnej pomocy od państwa. Jest bardzo źle?


Jest źle. Zajmuję się branżą budowlaną. I odczuwam zamrożenie gospodarki na własnej skórze. Wygrałem cztery przetargi, ale budowy zostały odłożone w czasie. Nie mam pracy, nie mam z czego zapłacić czterem pracownikom, których zatrudniam.

Zablokowano całą gospodarkę, a skala tej pandemii nie jest ogromna. Na dzień dzisiejszy nawet nie ma jednej setnej procenta Polaków zakażonych koronawirusem.

"Tarcza miskę ryżu warta" – krzyczeli wczoraj protestujący. Pomoc rządu w związku z pandemią koronawirusa jest żadna?

Może nie żadna, ale jest bardzo uszczuplona. Jeśli chodzi np. o pożyczkę na utrzymanie miejsc pracy i na ewentualne przetrwanie, to jest to jedno wielkie kłamstwo.

Rząd proponował tarczę polegającą na pożyczce dla przedsiębiorców. Złożyłem wniosek. Odesłano mi pismo, że wniosek został odrzucony, gdyż zalegam w ZUS-ie. Nie ma takiej możliwości, bo miesiąc wcześniej brałem zaświadczenie z ZUS i Urzędu Skarbowego, bo potrzebowałem do hipoteki.

Złożyłem drugi wniosek. I odpisano mi, że mam zaległość i w ZUS, i w Urzędzie Skarbowym. A tak nie jest. Zadzwoniłem do banku, który w tej sprawie pośredniczył, i okazało się, że wnioski korygujące będę mógł złożyć dopiero 11 maja, czyli po wstępnie planowanych na 10 maja wyborach prezydenckich.

Jeśli rząd teraz panu nie pomoże, to pana firma nie przetrwa?

Myślę, że nie przetrwa. Pewnie będę musiał szukać oszczędności i zwolnić ludzi. Nie wiem, jak to się dalej potoczy.

Nie wiadomo też, kiedy to wszystko ruszy. Jeśli zatrudnia się kilka osób, to ich pensje trzeba liczyć w tysiącach, a jeśli nie ma się żadnego przychodu, to skąd wziąć te pieniądze?

"To nieodpowiedzialna polityka doprowadziła do gigantycznego kryzysu, a nie żaden wirus. Mateusz Morawiecki jest ojcem tragedii gospodarczej" – powiedział mi wczoraj Paweł Tanajno. Zgodzi się pan z nim?

Zgodzę się. Popieram zdanie pana Pawła. W telewizji słyszymy, co robi dla nas rząd, a w praktyce wiemy, że w ogóle nam nie pomagają.

Paweł Tanajno na swoim Facebooku opisał szczegóły zatrzymania. Trzymali go przez parę godzin w samochodzie, zaproponowano mu 500 zł mandatu. Jak to odebraliście?

Potraktowali nas gorzej niż bydło. Wydaje mi się, że rząd pana Morawiecki zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę w naszych rękach jest bardzo dużo. My-przedsiębiorcy płacimy ogromne podatki, utrzymujemy też policję. To samonapędzająca się koniunktura. Jeśli nas zabraknie – a rząd robi wszystko, by się tak stało – to zaczną się lawinowe zwolnienia.

Ludzie z różnych części Polski się skrzykują i planują wziąć udział w dzisiejszym Strajku Przedsiębiorców. Dołączy pan do nich?

Tak, dołączę. Nie pozostawię naszego kraju i przedsiębiorców w takiej sytuacji. Jeśli powiedzieliśmy "A", to i powiemy "B".

Kiedy przestaniecie wychodzić na ulice?

Na pewno przestaniemy protestować, kiedy państwo realnie będzie nam pomagać w kryzysie – uruchomi tarcze. I spełni postulaty, o których mówią wszyscy przedsiębiorcy – na czele z Pawłem Tanajno. Chodzi o realną pomoc, a nie telewizyjne ogłoszenia, mydlenie Polakom oczu, że "wspaniały rząd ratuje nasz biznes".

Nie boi się pan, że i dziś skończy w policyjnym samochodzie?

Nie wiem, czego mogę się spodziewać. Ale jestem na tyle zdesperowany, że i dziś jestem gotów spędzić noc w policyjnym samochodzie. Jeśli będzie potrzeba, to także kolejne noce w nim przesiedzę, aż do skutku. My-przedsiębiorcy nie mamy innego wyjścia.