O takiego DS7 nic nie robiłem. To trzecia wersja, którą jeżdżę – i ta jest najlepsza

Piotr Rodzik
DS7 jest na rynku już dłuższą chwilę. Dość powiedzieć, że po raz pierwszy jeździłem nim trochę ponad dwa lata temu. Wtedy to była wersja z silnikiem wysokoprężnym, potem przyszedł czas na turbodoładowaną benzynę, wreszcie przyszedł czas na nowość w gamie – hybrydę E-Tense. I to zdecydowanie najlepsza wersja tego auta.
DS7 to piękne auto. Po prostu. Fot. naTemat.pl

1. DS7 z wyglądu w ogóle się nie zestarzał

W zasadzie nie mam zamiaru pisać o tym, jak wygląda ten samochód, bo ile razy można pisać o tym samym… to wciąż ten sam samochód i wciąż jest tak samo piękny.
Fot. naTemat.pl
Chociaż szczerze powiem, że ten jest najładniejszy z tych, którymi jeździłem. Diesel w wersji (czy też inspiracji, jak nazywa to DS) Performance Line+ niewątpliwie robił wrażenie. Ciemny lakier, zamszowe wykończenie, czarna skóra na fotelach – to było coś.

W benzynie oczy cieszyła piękna brązowa skóra z inspiracji Opera. Tym razem trafiła się wersja Rivoli z kremowymi skórami, która idealnie współgra z lakierem Crystal Pearl. Według mnie ta konfiguracja wygląda obłędnie. I chociaż obiecałem sobie nie pisać o wyglądzie, to muszę po raz kolejny w naTemat podkreślić obrotowe, cudowne światła LED. DS7 Crossback jest pięknym autem i basta. Zobaczcie to sami:
Ale żeby nie było zbyt pięknie – po raz kolejny muszę przypomnieć, że w środku widać, że to ładnie przypudrowany peugeot. Lewarek skrzyni biegów, wiele guzików znajdziecie w całej grupie PSA. Także w... oplach.


2. W końcu silnik ma w sobie coś z premium

To, co najbardziej mi przeszkadzało w DS7, w końcu przestało być problemem w wersji hybrydowej. DS7 Crossback E-Tense to hybryda plug-in, dodajmy. Czyli taka, która równie dobrze może jeździć wyłącznie na prąd. Ale o tym za moment.
Fot. naTemat.pl
Ważniejsze jest to, że w końcu mamy tu osiągi rodem z kategorii premium. Do tej pory do wyboru był raptem dwulitrowy diesel o mocy 180 KM, ewentualnie benzyna o mocy 225 koni mechanicznych. Pojemność? 1,6 litra…

Owszem, producenci premium nie unikają downsizingu i małe silniki są w ich ofercie. Ale od nich zaczyna się oferta, a nie na nich kończy.
Fot. naTemat.pl
Tak, silnik w DS7 E-Tense dalej jest mały. To znowu to benzynowe 1,6, które jednak teraz współgra z dwoma silnikami elektrycznymi (po jednym na oś). W efekcie mamy do dyspozycji aż 300 KM i 520 Nm.

Taki zestaw pozwala na bardzo konkretne osiągi. Przyspieszenie do 100 km/h trwa 5,9 sekundy, co jest już całkiem całkiem premium. I co ważne: dzięki dwóm silnikom elektrycznym wreszcie mamy napęd AWD. Do tej pory DS7 był oferowany tylko z napędem na przód.
Fot. naTemat.pl
Że to niby nieistotne? W ciągu kilku dni przekonałem się, że DS7 lubi zamielić kołami w trybie hybrydowym (kiedy napędzana jest głównie przednia oś przez silnik spalinowy), a te same problemy nie występują w przypadku trybu 4x4.

Co ważne – chociaż to hybryda plug-in, nie występuje sytuacja, w której bateria "kończy się", a więc i napęd na cztery koła znika. Nawet jeśli wskaźnik jest pusty, jakaś część akumulatora zawsze jest naładowana, a energia jest odzyskiwana choćby przy hamowaniu czy doładowywana dzięki pracy silnika. Zupełnie jak w "zwykłej hybrydzie".
Fot. naTemat.pl
Dlatego jeśli utkniecie w piachu z rozładowanymi akumulatorami, to tryb AWD wam pomoże. I tak samo z pustą baterią można bezszelestnie manewrować po parkingu.

3. Spalanie jest dobre… pod pewnymi warunkami

DS7 cierpi na ten sam problem, co każda inna hybryda plug-in. Odpowiednio wykorzystany odwdzięczy się naprawdę niskim spalaniem. Źle użytkowany będzie drenował portfel, bo jest cięższy niż benzynowy odpowiednik przez dodatkowe silniki i baterie. Podobnie jak w przypadku niedawno testowanego przeze mnie hybrydowego Passata – to ten sam case.
Fot. naTemat.pl
Bateria ma 13,2 kWh, co według producenta wystarczy na 58 km jazdy w trybie bezemisyjnym. Oczywiście osiągnięcie takiego wyniku jest według mnie niewykonalne, ale już o 40-50 kilometrów można się pokusić (wiele zależy od temperatury).

I jeśli nasze codziennie podróże – do pracy, sklepu, znajomych – mieszczą się w tym zasięgu, to właściwie możemy zapomnieć o benzynie. Bateria ładuje się poniżej ośmiu godzin ze zwykłego gniazdka, więc spokojnie uzupełnimy ją w biurze czy w domu przez noc. Niestety w trybie elektrycznym trzeba jeździć z "wyczuciem". Ten SUV – w przeciwieństwie do części konkurentów – po wdepnięciu gazu do podłogi w trybie elektrycznym i tak włączy silnik spalinowy.
Fot. naTemat.pl
Jeśli jeździmy codziennie więcej, to nawet w trybie mieszanym DS7 E-Tense nie spali więcej niż 2-3 litry na sto kilometrów. To dobry wynik. Problem pojawia się, kiedy bateria się rozładuje – spalanie rzędu 9 litrów na sto kilometrów na autostradzie to żaden dramat, ale bak ma tylko... 43 litry. Przerwy będą więc częste.

4. Czy to się w ogóle opłaca?

Zacznijmy w ogóle od tego, że DS to marka premium, która pozycjonuje się zdecydowanie jako produkt luksusowy. To auto kupujesz, bo ci się podoba, bo chcesz się wyróżniać, bo ile można jeździć jakimś bmw czy audi.
Fot. naTemat.pl
Nie zmienia to faktu, że konfigurator startuje obecnie od 227 tysięcy złotych, a z dodatkami szybko przebijemy ćwierć miliona. Z jednej strony – to naprawdę ciekawe auto. Z drugiej strony – to przecież peugeot w przebraniu i od tej myśli w środku nie da się uciec. Ale ja go lubię, a wersja hybrydowa jest po prostu najlepsza w gamie.

+ Wreszcie dobre osiągi
+ Napęd 4x4
+ To wciąż przepiękne auto
- Niewielki bak
- W środku nie da się zapomnieć, że to Peugeot

Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl