Jadą na strajk do Warszawy. Przedsiębiorca z Wrocławia: Wierzę, że w sobotę będą nas tysiące
W ubiegły piątek policja rozbiła protest przedsiębiorców w Warszawie. Ale w sobotę, 16 maja o godzinie 16.00, szykuje się kolejny. Mają przyjechać m.in. górnicy. Mobilizacja trwa też na Dolnym Śląsku. – Liczę, że będzie nas tak dużo w sobotę w Warszawie, że służby nie odważą się na takie ruchy jak tydzień temu – mówi naTemat Arkadiusz Dudzic, współorganizator przyjazdu przedsiębiorców z Dolnego Śląska.
Widziałam na Facebooku, że trwa akcja szukania wolnych miejsc w samochodach. "Jeśli wybierasz się na manifestację, masz jakieś wolne miejsca, daj nam znać…Dziś dysponujemy około 40 wolnymi miejscami" – mówi Pan na nagraniu.
Tak. Osobom, które mają swój środek transportu chcemy pomóc skompletować cały samochód. A tym, którzy go nie mają, chcemy pomóc znaleźć miejsce w samochodzie. Trwa mobilizacja przed 16 maja.
Ile osób z Dolnego Śląska może przyjechać w sobotę do Warszawy?
Myślę, że nie mniej niż 500 osób. Ale cały czas wykonujemy dużo pracy, by jeszcze bardziej uświadomić ludziom, że ich obecność 16 maja w Warszawie ma znaczenie.
W jaki sposób?
Działamy w social mediach. Nagranie, które zrobiłem, też bardzo szybko się rozchodzi. Odzew jest pozytywny. Myślę, że ludzie coraz bardziej zdają sobie sprawę z powagi sytuacji.
Mnie bardzo poruszyło to, co wydarzyło się w ostatni piątek. To był jeden z elementów, który spowodował, że zdecydowałem, że nie będę stał z boku. Widzę, że wśród innych również wywołało to duże poruszenie. To był przełomowy moment. Mocno wierzę, że w sobotę w Warszawie będą nas państwo liczyć w dziesiątkach tysięcy ludzi.
Dla mnie to był skandal. Robienie kordonu, z którego obywatel nie może się wydostać, jest ewidentnie ograniczeniem swobody obywatelskiej. Bardzo agresywne wyłapywanie pojedynczych osób? I to przez służby państwowe? To jest niepojęte.
To rzeczy, które powodują, że w głowie zapala mi się czerwona lampka. Że coś jest bardzo nie tak w funkcjonowaniu naszego kraju. To był pochód bardzo pokojowy. Nikt nie wszczynał burd, nikt nie palił opon, nie odpalał rac.
A jeśli to samo powtórzy się w najbliższą sobotę?
Dlatego tak bardzo mobilizujemy się na Dolnym Śląsku. Liczę, że będzie nas tak dużo w sobotę w Warszawie, że służby nie odważą się na takie ruchy.
Dlaczego Pan jedzie na strajk do Warszawy?
Jestem przedsiębiorcą, którego dotknęła obecna sytuacja. I mi, i innym przedsiębiorcom, brakuje bardzo konkretnych rozwiązań, które mogłyby odciążyć nas, jeśli chodzi o wszystkie daniny, które musimy płacić na rzecz państwa. Brakuje zapewnienia ze strony rządu, że robią co mogą, żeby pomóc przedsiębiorcom.
Że państwo trzyma stronę przedsiębiorców, że nie chce ich dognieść biurokratycznym butem i obciążeniami fiskalnymi.
Tarcza antykryzysowa w moim odczuciu to mydlenie oczu, na które bardzo niewielu przedsiębiorców daje się złapać.
Tego, że premier wychodzi do ludzi i mówi: Od dzisiaj macie wstrzymane płatności do ZUS-u i do Urzędu Skarbowego, jeśli chodzi o podatek dochodowy. Ratujcie swoje firmy i swoich pracowników.
Zabrakło również informacji o odszkodowaniach, o które pewnie przedsiębiorcy będą występować z tytułu zamknięcia swoich przedsiębiorstw.
Tego byśmy dziś potrzebowali. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, jakie konsekwencje to za sobą niesie. Brak spokoju i poczucia bezpieczeństwa przedsiębiorców stawia ich dziś przed bardzo trudną decyzją. Ryzykować wszystko, zaciągać kredyty, wyciągać oszczędności, by ratować swój biznes, gdy nie ma się poczucie bezpieczeństwa i wsparcia ze strony rządu?
Dziś wielu przedsiębiorców zastanawia się, czy nie lepiej byłoby ogłosić upadłość firmy.
Jak bardzo Pana dotknęła pandemia?
Obroty w mojej firmie spadły nawet o 80 procent. Działam w branży transportowej. Zacisnęliśmy pasa, zagryźliśmy zęby. Robię, co mogę, by dać kierowcom, moim pracownikom, możliwość utrzymania się w tym trudnym czasie. Robimy co możemy, żeby zarabiać i utrzymywać nasze rodziny.
Obniżyliśmy ceny, żeby zachęcić ludzi do korzystania z naszych usług na czas pandemii. To też ukłon w stronę osób, które dotknęła obniżka pensji, czy zamrożenie środków, a poruszanie po mieście jest dla nich ważne.
Ile osób Pan zatrudnia?
Na chwilę obecną nawet 50 osób. To firma taksówkowa.
O czym rozmawiają dziś klienci taksówek?
Często są to historie w rodzaju "Straciłem pracę", "Nie ma pracy". Sam obserwuję rynek pracy. Prowadzimy ciągłą rekrutację na stanowisku kierowcy. I nie jesteśmy nawet w stanie nadążyć z zapytaniami o pracę. Tyle jest ludzi, którzy w sposób desperacki szukają pracy.
Jakie w ogóle są nastroje wśród przedsiębiorców na Dolnym Śląsku?
Bardzo ponure. Wielu moich znajomych, waha się, czy to jest moment, by zamknąć firmę, czy walczyć. Brakuje zapewnienia ze strony rządu, że robią co mogą, żeby pomóc przedsiębiorcom.
Są obawy, co dalej. Ok, zainwestujemy swoje oszczędności, zaciągniemy kredyty, by uratować miejsca pracy, ale co potem? Po kryzysie epidemiologicznym wejdziemy w fazę kryzysu gospodarczego, który będzie trwał wiele miesięcy.
Wpływy do państwa zostały mocno ograniczone. Przedsiębiorcy boją się, że państwo będzie robiło wszystko, żeby szukać tych pieniędzy u nich. Zacznie się polowanie na czarownice. Wyciąganie tych pieniędzy od przedsiębiorców pod byle pretekstem.
By w końcu wzięli odpowiedzialność za swoje czyny. I żeby zaczęli przewidywać konsekwencje tych czynów. Cały czas uprawiana jest populistyczna polityka, której celem ma być utrzymanie władzy w sposób bezwzględny.
Ale chciałbym jeszcze zaznaczyć, że to nie jest już tylko strajk przedsiębiorców. Jest masa grup społecznych, obywateli, którzy nie są przedsiębiorcami, pracują na etat, ale rozumieją sytuację.
To problem, który dotyczy każdej branży. Nawet sektora publicznego. Bo jeśli wpływy do budżetu topnieją, to tu również zacznie się redukcja etatów. Do nas zgłaszają się również osoby pracujące w korporacjach, i te które potraciły pracę. One również chcą jechać do Warszawy.
W najbliższą sobotę będą strajkować nie tylko przedsiębiorcy. To jest strajk społeczeństwa, Polaków. Pewne sprawy zaszły za daleko.
Czytaj także: Przedsiębiorca: "Potraktowali nas gorzej niż bydło. Mogę spędzić kolejną noc w policyjnej suce"