Nie tylko katastrofa. 9 pozytywnych efektów pandemii koronawirusa

Michał Mańkowski
Większość z nas nie pamięta za swojego życia wydarzenia, które tak bardzo dotknęłoby w jednym momencie cały świat. Niestety jest to dotyk negatywny. Po kilku miesiącach osiedliśmy już jednak w tej pandemii i nieco ją oswoiliśmy w swoich głowach. I choć bilans strat jest zdecydowanie większy od zysków, to nie sposób nie zauważyć, że są i pozytywne efekty koronawirusa. Oto kilka z nich.
Czy z pandemii koronawirusa wynikło coś pozytywnego? Fot. Daniel Tajford / Unsplash

1. Czystsze powietrze

To jeden z tych skutków koronawirusa, które zobaczyliśmy bardzo szybko – nawet na długo przed tym, gdy wirus dotarł do Europy. Gdy Chiny rozpoczęły swój odgórny lockdown, czyli zamknięto zakłady przemysłowe (domyślacie się, ile ich tam jest), ograniczono wewnętrzny transport i podróże oraz produkcję, powietrze w końcu... zaczęło być powietrzem.

Dzięki temu znacząco ograniczono spalanie paliw kopalnych, a przecież to Chiny są największym emitentem gazów cieplarnianych na świecie. Efekt? Widoczny gołym okiem. Na mapach NASA widać, jak poziom dwutlenku azotu – toksycznego gazu z pojazdów, elektrowni i fabryk – zanotował gigantyczny spadek. Badacze jakości powietrza przyznawali, że to pierwszy raz, gdy jedno konkretne wydarzenie w tak znaczący sposób wpływa na te wskaźniki.

Minusem tego... plusa jest fakt, że powrót do transportu i produkcji sprzed pandemii, będzie równoznaczny także z powrotem do tego samego poziomu emisji.

A nie trzeba było długo czekać, byśmy podobne zjawisko zaobserwowali nad Europą, gdzie wirus dotarł dopiero po jakimś czasie. Potwierdziły to zdjęcia z satelity Sentinel-5P, który monitoruje m.in emisję dwutlenku azotu. Niechlubnym wyjątkiem okazały się niektóre regiony w Polsce, gdzie ze względu na długi sezon grzewczy (a wiadomo, że Polacy palą m.in. węglem i tym czym popadnie) poziom zanieczyszczenia utrzymał się bez większych zmian.

2. Wpływ na środowisko

Ogólnie, nie tylko na poziomie emisji niebezpiecznych gazów. Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości, że "sami sobie to wszystko robimy", w trakcie pandemii dostał wystarczająco dużo dowodów, że tak jest. Mógłbym podać przykład Chin, które zanotowały 85-procentowy wzrost kolejnych dni z czystym powietrzem w aż 337 miastach, ale to przecież "te dalekie Chiny".

Bliższym i bardziej obrazowym przykładem może być Wenecja. Włoska legenda oblegana przez miliony turystów nagle opustoszała. W efekcie woda w kanałach stała się przejrzysta jak nigdy dotąd. Brak turystów to także brak nieczystości wypływających z pobliskich budynków, a także wodnych taksówek, które mącą wodę, dzięki czemu gołym okiem widać ławice pływających rybek. Kanałami pływają łabędzie, a kaczki wiją gniazda na przystankach.

Jeszcze ciekawej było u wybrzeża Sardynii, gdzie przez wstrzymanie transportu wodnego do portu przypłynęły sobie delfiny. Daleko? To może centrum Zakopanego, zazwyczaj zawalone turystami, w czasie kwarantanny było odwiedzane przez jelenie.

Jelenie pojawiły się także w miastach w Japonii czy Indiach, gdzie są jeszcze bardziej nie codziennym widokiem niż u nas. Z kolei w Kalifornii były to dzikie indyki, a w Chile... puma.

3. Świadomość i zmiana nawyków higienicznych

Nie sądziłem, że nauczę się otwierać drzwi na tyle różnych sposobów. Łokciem, przedramieniem, nogą, biodrem, tyłkiem. I wcale nie dlatego, że za każdym razem niosę ze sobą zakupy czy walizki. Robiłem tak dlatego, by nie dotykać często używanych miejsc.

Podobnie było z windą, przyciskami, terminalami płatniczymi, automatycznymi schodami i wszystkimi masowo dotykanymi elementami, jak np. klamki, myjki w myjni czy pistolety na stacjach benzynowych.

Mam nadzieję, że aż takiej akrobacji nie będę musiał uprawiać do końca świata, ale jestem pewien, że zupełnie inaczej będę podchodził do tych miejsc. Czasami założenie rękawiczki nic nie kosztuje, podobnie jak unikanie niepotrzebnego dotykania... właściwie wszystkiego. Czuję, że na długo zostanie ze mną podręczny żel do dezynfekcji rąk. Ot tak, żeby chociaż leżał w samochodzie lub plecaku.

Do tej pory ręce myłem regularnie, ale teraz będzie to jeszcze bardziej regularne i dokładne. Nie wiem, o ile procent zwiększyła się ta częstotliwość, ale na pewno znacząco. Zresztą nie tylko u mnie. Z badania Ariadna wynika, że przez koronawirusa aż 61 proc. Polaków zaczęło częściej szorować swoje dłonie.

Ludzie po pandemii, naturalnie nie wszyscy, będą dużo bardziej świadomi, jeśli chodzi o ryzyka związane z higieną, a raczej jej brakiem. A do pracy nie będziemy chodzić chorzy, bo "to tylko katar i kaszel, przecież nikogo nie zarażę".

4. Oszczędzanie

Choć dawno nie wydawaliśmy tyle na zakupy spożywcze w sklepach i zakupy online (także te niepotrzebne), co w czasie kwarantanny, to i i tak Polakom udaje się oszczędzać.

Nagle okazuje się, że na koncie pod koniec miesiąca niektórym zostaje jakoś zaskakująco dużo pieniędzy w porównaniu do okresu sprzed kwarantanny. I nic dziwnego. Po prostu Polacy fizycznie nie mają gdzie tych pieniędzy wydawać.

Skończyły się kawki i lunche na mieście, obiady ze znajomymi czy wieczorne wyjścia na kolację, wino czy drinka. W takim układzie w jeden dzień łatwo przepuścić tyle, ile wydaje się nawet na dwutygodniowe zakupy. Nigdzie nie wyjeżdżamy, siedzimy w domach (a benzyna i tak jest tania jak dawno nie była), nie chodzimy do fryzjerów i kosmetyczek (a raczej nie chodziliśmy) – chcąc nie chcąc konsumpcja jest dużo mniejsza.

Po zakończeniu lockdownu pewnie sobie to odbijemy, ale co zostało w kieszeni to nasze. Podobnie jak świadomość, ile realnie pieniędzy ucieka nam w skali miesiąca.

5. Przyspieszenie innowacji

I to na wielu poziomach. Dwa miesiące temu praktycznie z dnia na dzień musieliśmy się w dużej mierze przestawić jako społeczeństwo na tryb pracy zdalnej. I co? No właśnie... i nic. Okazuje się, że to po prostu działa. Czasami lepiej, czasami gorzej, ale co do zasady sam fakt przerzucenia tak dużej ilości pracowników na home office nie wysadził w powietrze biznesów.

Ba, okazało się nawet, że momentami działa to tak dobrze, że niektóre firmy rozważają pozostawieni tego trybu pracy na dłużej nie tylko ze względu na kwarantannę, ale dlatego, że to się sprawdza. Typowa wizualizacja powiedzenia wilk syty i owca cała. Pracownik jest szczęśliwy, że może pracować z domu (oszczędza czas i pieniądze na dojazdach), a pracodawca nie tylko ma szczęśliwego pracownika, ale i w dłuższej perspektywie może znacząco ograniczyć koszty biura.

Ale chodzi też o wymiar bardziej mentalny, czyli to jak nagle przestawiliśmy się na wideokonferencje i wideorozmowy. Choć osobiście szczerze ich nie znoszę, to nie mogę zaprzeczyć, że to działa. W kilkanaście-kilkadziesiąt minut zaczęliśmy załatwiać coś, co zazwyczaj mogło trwać kilka godzin (dojazd na spotkanie) lub kilka dni (delegacja zagraniczna). Do tego typu komunikacji przekonały się (choć trochę postawione przed faktem) osoby, które zazwyczaj z tego nie korzystały nigdy wcześniej.

Mnie osobiście cieszy jednak bardziej automatyzacja niektórych urzędów czy instytucji. Nagle okazuje się, że ta masa biurokracji, która do tej pory była konieczna, wcale taka konieczna nie jest. Choć do państwa w pełni cyfrowego nadal nam bardzo daleko, w ostatnich tygodniach kilkukrotnie przekonałem się, że są rzeczy i formalności, które można załatwić dużo szybciej i wygodniej niż kiedyś. Oby to tylko zostało na dłużej.

6. Urealnienie biznesów

Pandemia koronawirusa docisnęła biznes na wielu poziomach. Niektóre firmy nie przetrwały, niektórym ledwo się to uda – to smutny fakt. Niemniej, kryzys takiej skali to pokerowe "sprawdzam" na globalnym poziomie. Czy z rynku zniknie spora część podmiotów? Tak, to prawda.

Prawdą jest jednak także to, że taka sytuacja pozwoli urealnić wiele biznesów i po prostu usunąć z rynku te, które były nierentowne i mało sensowne, ale z jakiegoś powodu ciągle trwały. Czy to wizerunkowego ("no bo jak tu coś zamykać, wstyd, a teraz można zwalić winę na wirusa"), czy to sentymentalnego ("nie możemy przecież tego zamknąć"), czy jeszcze innego łączącego te dwa aspekty i jeszcze kolejne.

Niech przykładem będzie branża lotnicza, która jest jedną z najbardziej obitych przez pandemię. Od samego początku mówi się, że część linii tego kryzysu nie przetrwa. Zostaną tylko najsilniejsi, a z rynku znikną ci, którzy generowali więcej strat i kłopotów niż zysków i do których trzeba było tylko dokładać.

7. Tańsze paliwo

To nie potrwa długo, ale każdy, kto jeździ samochodem nie mógł tego nie zauważyć. Od kilku miesięcy ceny paliw spadają na łeb na szyję i nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłu tak tanie. Ba, jedna stacja przełamała psychologiczną barierę i sprzedawała benzynę bezołowiową poniżej 3 zł! (2,99 zł). To był wyjątek, ale faktem jest, że ceny paliw są rekordowo niskie.

Ceny spadły nawet o 20-30%. powodem jest oczywiście rekordowo niska cena ropy naftowej wynikająca z globalnego zamrożenia gospodarki. Wiecie, że w pewnym momencie cena za baryłkę ropy spadła poniżej 0 dolarów? W praktyce znaczyło to, że producenci dopłacali, by ktoś wziął od nich surowiec.

Z odmrożenia już wychodzimy i ceny będą rosnąć, ale nadal jest wyraźnie taniej. Na jednym baku można zaoszczędzić kilkadziesiąt złotych względem tego, co płaciliśmy jeszcze na początku roku.

8. Świat i ludzie jak organizm dostosowali się do chorej sytuacji


To sytuacja bezprecedensowa, z którą zdecydowana większość z nas miała do czynienia po raz pierwszy w życiu. Przez ostatnie miesiące żyjemy w największym i najdłuższym eksperymencie społecznym na skalę globalną, Dziś już do sytuacji się przyzwyczailiśmy i patrzymy na wszystko nieco spokojniej, ale gdy wtedy epidemia, a później już pandemia, się rozprzestrzeniała, mało komu było do śmiechu.

Strach, pomoc psychologów, niepokojące doniesienia z innych krajów i w końcu najgorsze: niepewność. To wszystko razem, a także w połączeniu z masą innych czynników, powodowało, że po prostu obawialiśmy się, co się stanie, jak to będzie wyglądać. Czy trzeba wykupować papier toaletowy? Dziś to brzmi śmiesznie, ale przypomnijcie sobie, co było w marcu. Niewiadoma tylko wzmagały obawy.

Tymczasem dziś, po prawie trzech miesiącach, wiemy, że strach ma wielkie oczy. Pewnie, w międzyczasie obserwowaliśmy wiele dramatów, nieudolność polskich rządzących i służby zdrowia, ale patrząc na sprawę nieco szerzej, można dojść do wniosku, że świat i gospodarka zachowały się jak jeden wielki organizm, który po prostu dostosował się do obecnej sytuacji: wyjątkowej, kryzysowej, do tej pory niespotykanej.

Procesy w pewnym momencie zaczęły działać, państwa karnie zamknęły się w lockdownie. Okazało się, że "jakimś cudem" jesteśmy w stanie obyć się bez setek rzeczy, które do tej pory wydawały nam się absolutnie niezbędne i nasze życie się nie zawala. Dostosowaliśmy się.

To w sporej mierze zasługa wniosków, jakie wyciągnęliśmy po kryzysie z 2008 roku, a system bankowy jest stabilniejszy i przygotowany na tego typu sytuacje.

9. Zdaliśmy egzamin z przyzwoitości

I to na wielu poziomach. W trakcie tych kilku miesięcy przekonaliśmy się, że ludzie są fajni, życzliwi i potrafią sobie pomagać. Widzieliśmy wysyp dziesiątek zbiórek dla medyków, było kupowanie i gotowanie im posiłków, akcje społeczne, udostępnianie samochodów na dojazdy do pracy.

Obserwowaliśmy jak ludzie oddawali swoje mieszkania, by inni mieli gdzie spędzić kwarantannę, jak szyli maseczki dla innych, albo oferowali zakupy seniorom. Byliśmy świadkami, jak firmy dostosowywały swoją produkcję lub ofertę do tworzenia sprzętu medycznego. Były też miliony zebranych złotówek na specjalistyczny sprzęt medyczny, co z jednej strony jest super, bo pokazuje, że stajemy na wysokości zadania i możemy liczyć na siebie i społeczną odpowiedzialność biznesu, z drugiej tragiczne, bo okazało się, że to obywatele i prywatny biznes muszą wspierać tych, którymi powinno zająć się państwo.