Profesor Anna Boroń-Kaczmarska: Maseczki niekoniecznie, ale myjmy ręce i trzymajmy dystans

Daria Różańska
– Maseczki niekoniecznie, jeżeli to tylko w określonych grupach zawodowych, czasami w określonych sytuacjach – jeśli np. ktoś penetruje jaskinię. Zdecydowanie pamiętajmy o myciu rąk, starajmy się rozmawiać z ludźmi z zachowaniem pewnej odległości. I pamiętajmy, że ta pandemia jeszcze się nie skończyła – podkreśla profesor Anna Boroń-Kaczmarska, specjalistka ds. chorób zakaźnych.
Myjmy ręce i zachowujmy dystans – radzi profesor Anna Boroń-Kaczmarska, specjalistka ds. chorób zakaźnych. Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Od soboty 30 maja zostanie zniesiony obowiązek zasłaniania ust i nosa w przestrzeni otwartej.

– Jedna, generalna zasada w przestrzeniach ogólnodostępnych: zachowanie dystansu dwumetrowego, noszenie maseczek nie będzie obowiązkowe. Jeśli dwie osoby idą obok siebie, dalej zalecane jest noszenie maseczek. Zasada ta dotyczy także przestrzeni zamkniętych, gdzie da się zachować dystans, jak restauracja, fryzjer, zakłady usługowe – tłumaczył podczas konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki.

Od soboty nie musimy nosić maseczek – minister Szumowski panią zaskoczył?



Profesor Anna Boroń-Kaczmarska: – Uważam, że zniesienie obowiązku noszenia maseczek nie jest złym pomysłem. Nota bene i tak nie przez wszystkich było to realizowane.

Najpierw minister Szumowski mówił nam o tym, że maseczki nas nie chronią, później zaznaczał, że zrezygnujemy z noszenia ich dopiero wtedy, gdy pojawi się szczepionka.

Nie należy mieć złudnych nadziei, że szybko będziemy mieć szczepionkę, mimo że są deklaracje różnych państw, że pojawi się ona za dwa albo trzy miesiące.

Znając trochę przebieg badań klinicznych, uważam, że szczepionka SARS CoV-2 pojawi się na rynku – jeśli w ogóle – to najwcześniej za rok.

Maseczki stały się ikoną pandemii i pełnią funkcję akcesoriów mody. A jeśli są one zrobione wyłącznie z bawełny, to zupełnie nie chronią. Nawet jeśli będziemy nosić maseczki, to należy pamiętać, że trzeba ją wymieniać co trzy godziny. Jeśli zawilgotnieje, to przestanie być zaporą.

A czy noszenie maseczek może nam szkodzić? Pojawiały się argumenty, że może w konsekwencji prowadzić do różnych chorób.

Maseczki mogą nam szkodzić, jeśli bardzo szczelnie przylegają do nosa i brody, a także gdy noszą je osoby, które mają problemy z układem oddechowym. Wtedy rzeczywiście mogą wystąpić nasilone objawy astmy.

A czy obowiązek maseczek powinien zostać utrzymany w przypadku konkretnych grup zawodowych?

Tak, myślę, że obowiązek noszenia maseczek powinien zostać utrzymany dla grup zawodowych, które mają bliski kontakt z wieloma obcymi ludźmi.

To będą np. fryzjerzy, kosmetyczki i oczywiście pracownicy ochrony zdrowia. Ta ostatnia grupa i tak najczęściej korzysta z maseczek, ale trzeba im dalej zapewnić do nich dostęp.

Polakom trudno jest zrozumieć decyzję rządu. Piszą w sieci np.: "300 zakażeń dziennie – zamykamy centra handlowe, zakazujemy zgromadzeń i swobodnego poruszania się, 400 zakażeń – cofamy zakazy i pozwalamy na poruszanie się bez maseczek". To jest oczywiście pewna rozbieżność w celu zasadniczym. Nikt do tej pory – mimo wielomiesięcznych obserwacji – nie stwierdził, że maseczka jest jedynym skutecznym środkiem ochrony przed zakażeniem koronawirusem.

Jeśli więc ktoś się czuje bezpieczniej mając na nosie maseczkę, to niech ją wkłada.

Ale co z tego, że włożę maseczkę, skoro 10 innych osób obok mnie nie będzie jej miało? Przecież przed niczym mnie to nie ochroni.

To prawda. Zachowujmy dystans i myjmy ręce – to bardzo ważne.

Od 6 czerwca będziemy mogli korzystać też z siłowni i basenów. Jak pani ocenia tę decyzję rządu?

Pamiętajmy, że pozbawienie ludzi możliwości rekreacji, nie jest dobre. Tylko tu powinniśmy mieć szczegółowe zapisy, które będą chroniły wszystkich korzystających np. z basenu czy siłowni.

Właściciele takich obiektów powinni przygotować informacje, że wirus ciągle jest obecny, po drugie – nie należy od razu wpuszczać np. na basen całej grupy szkolnej – 20 czy 30 osób. Trzeba się starać, aby te grupy były małe. Do jacuzzi nie powinny wchodzić więcej niż dwie osoby, w basenie olimpijskim na jednym pasie też powinna pływać tylko jedna osoba..

Co z weselami i zaproszeniem na taką uroczystość 150 osób. Dobry pomysł?

Uważam, że jest to zbyt daleko idąca decyzja. 50 osób wystarczyłoby, choćby przez dwa najbliższe tygodnie. Na weselu w ogóle nie będzie się zachowywać odległości. Poza tym, przecież płaci się za salę i liczbę stolików, więc nie sądzę, by była możliwość rozsadzenia ludzi co metr. To zresztą dwukrotnie zwiększyłoby budżet.

Na jakim etapie pandemii w tej chwili jesteśmy? "Dziennik Gazeta Prawna" donosi, że współczynnik R, który mówi o tym, ile osób zakaża się od jednego chorego, jest w tej chwili bliski 1, w szczytowym momencie – 3.

Na początku pandemii ten współczynnik w Polsce wynosił ponad 3. Wyliczane jest to w oparciu o bardzo skomplikowane wzory matematyczne, a stosowane w epidemiologii chorób zakaźnych. Ma ono ilustrować, jaki jest postęp masowego zakażenia w kraju, na kontynencie.

Jeśli ten współczynnik miałby świadczyć o wygasaniu pandemii, to powinien być niższy niż 1.

Czyli jesteśmy na granicy?

Tak. Miesiąc temu jeden z wiceministrów zdrowia publicznie powiedział, że współczynnik R w Polsce wynosi 1,1, czyli już jesteśmy na dobrej drodze. Tym bardziej, że na samym początku epidemii COVID-19 ten współczynnik przekraczał 3.

To oznacza, że jedna osoba zakażona wirusem mogła zakazić trzy kolejne, teraz – tylko jedną. Ryzyko rozprzestrzenienia zakażenia zmniejszyło się więc w sposób istotny.

Można powiedzieć, że jesteśmy na dobrej drodze?

Tak, można tak powiedzieć, choć cyfry świadczą przeciwko temu. Teraz w naszym kraju podaje się liczbę zakażeń SARS CoV-2, w tym zakażenia bezobjawowe.

Ale wciąż nie wykonujemy odpowiedniej ilości testów?

Liczba wykonywanych testów – nie wiem, czy każdego dnia – ale osiągnęła wartość powyżej 20 tys. To wysoki wskaźnik. Najlepszy dowód, że ciągle mamy liczbę wykrytych zakażeń niedostatecznie niską. Ale będzie na pewno lepiej – jestem o to spokojna.

Wielu Polaków już twierdzi, że pandemię mamy za sobą. W ich odczuciu kolejny dowód na to podsunął rząd zdjęciem zakazu noszenia maseczek. Co powinniśmy robić, by być bezpiecznym, mimo braku obostrzeń?

Na pewno nie mamy jeszcze za sobą pandemii. I póki co – musimy zachować ostrożność i zachowywać się tak, aby ryzyko zakażenia było jak najmniejsze. Ale niewątpliwie mamy dużo lepszą sytuację epidemiologiczną niż w marcu i kwietniu. Na to składa się mnóstwo czynników, m.in. szybkie przygotowanie szpitali, coraz większa liczba – nie tylko testów, ale i laboratoriów.

Na pewno nadal musimy zachowywać ostrożność. I zwracam tu szczególną uwagę nie na same maseczki, ale zachowywanie pewnej odległości. Utrzymujmy dystans –to też nie jest lokalny – polski wymysł, tylko wytyczne opisywane w programach np. WHO.

Poza tym – myjmy ręce wodą z mydłem, regularnie, przy każdej próbie sięgnięcia do twarzy. Z badań wynika, że najczęściej dotykamy właśnie twarzy.

Tutaj mała dygresja: opracowujemy właśnie zalecenia dla kobiet w ciąży, które miałyby chronić przyszłą matkę przed zakażeniem. I punkt pierwszy dotyczy mycia rąk. I to naprawdę chroni przed mnóstwem zakażeń.

Co z osobami starszymi, schorowanymi, które są w grupie ryzyka. Czy one nadal powinny trzymać się jakiś konkretnych zaleceń?


Nie, myślę, że osób starszych nie należy trudzić bardziej, niż zrobiło to życie. Natomiast trzeba stwarzać – zwłaszcza w DPS-ach – warunki, w których wszyscy pensjonariusze będą czuli się bezpiecznie.

A z tym jest kłopot, bo przecież nie zmieni się z dnia na dzień struktury zakładów opiekuńczo-leczniczych. Nie powinno tam być sal wieloosobowych, a pomieszczenia dwułóżkowe. Nie gromadźmy wszystkich pensjonariuszy, a jeśli któryś z nich może, niech spędzi najbliższe miesiące u rodziny.

Trzeba też wymagać od ludzi starszych: jeśli taki człowiek ma maseczkę, ślini się, ponieważ może mieć problem z przewodem pokarmowym, to trzeba ją ciągle zmieniać. Więc chyba bezpieczniej jest jej nie nosić.

Wielu wirusologów twierdzi, że drugie uderzenie wirusa może nastąpić jesienią. Powinniśmy się na to przygotować?

To na pewno oparte jest na wiedzy, ale nie na wiedzy dotyczącej wirusa SARS CoV-2. Po pierwsze, przy wirusie SARS w 2002 roku zaobserwowano, że sezonowość nie ma żadnego znaczenia. Wirus po prostu sam zanikł.

Natomiast jeśli idzie o chińskich badaczy, to zaobserwowali oni, że zachorowania na COVID-19 miały miejsce zarówno w zimniejszych, jak i cieplejszych strefach Chin. Czyli sezonowość to chyba tylko pobożne życzenie. Nie chcę powiedzieć, że jednoznacznie stwierdzam, że tak na pewno będzie. Ale raczej nic nie wskazuje, że mamy tutaj sezonowość zachorowań na COVID-19.


Czyli może to oznaczyć, że jeśli teraz poradzimy sobie z wirusem, to na dłuższy czas będziemy mieć z nim spokój?


Są różne spekulacji. Pan profesor Anthony Fauci, wielki naukowiec, immunolog, przypuszcza, że epidemie zachorowań na COVID-19 mogą się powtarzać co dwa lata.

Nie ma osoby, która powie jedną i pewną prawdę, bo nikt nie wie, jak będzie. Należy mieć tylko nadzieję, że przy następnych pandemiach, przebieg tej choroby będzie dużo łagodniejszy.

Mamy dramaty – wiele osób zeszło z tego świata w skutek zakażenia, ale tak naprawdę procentowo śmiertelność nie jest taka wysoka. W przebiegu MERS sięgała ona 40 proc., SARS –13 proc. Miejmy nadzieję, że pasaż koronawirusa może zmniejszać jego zjadliwość.

My też jesteśmy lepiej przygotowani?

To prawda, więcej też wiemy i może będziemy mieć szczepionkę. Ale czy jesienią będzie epidemia – tego nie wiem. To jakby patrzeć w szklaną kulę albo wróżyć z fusów.

Nie zapominajmy jednak, że w sąsiedztwie mamy kraje, w których dopiero co rozwija się pandemia: Rosja i Białoruś. Być może wynika to z ze zwiększenia możliwości badań. Regiony przygraniczne ze sobą kooperują, niezależnie czy komuś się to podoba, czy nie. Mam nadzieję, że w miarę szybko to będzie się zmniejszało – i w miarę szybko będziemy mogli cieszyć się normalnym życiem.