Długo PiS z tym zwlekał. W końcu marszałek Witek podała datę wyborów prezydenckich
Tego się można było spodziewać. Elżbieta Witek ogłosiła datę wyborów prezydenckich oraz kalendarz wyborczy. Obóz "dobrej zmiany" zwlekał z tym maksymalnie długo. PKW już 10 maja określiła, że marszałek Sejmu ma 14 dni na wyznaczenie daty głosowania. Tyle że rząd nie spieszył się z publikacją uchwały PKW w Dzienniku Ustaw. I dlatego dopiero teraz wszystko staje się jasne. Ale zanim marszałek ogłosiła datę, przypuściła atak na opozycję.
Data wyborów prezydenckich
Nieoficjalne informacje potwierdziły się: pierwsza tura wyborów prezydenckich odbędzie się w ostatnią niedzielę bieżącego miesiąca, czyli 28 czerwca. Niemal pewna druga tura odbędzie się dwa tygodnie później, 12 lipca. Do tego PiS dążył od wielu tygodni. Jeszcze przed nieodbytymi wyborami 10 maja mówiło się, że w grę wchodzi wyłącznie 28 czerwca. Teraz oficjalnie ogłosiła to Elżbieta Witek.Marszałek Sejmu zaprezentowała jednocześnie kalendarz wyborczy. Komitety wyborcze będą miały czas na rejestrację do 5 czerwca. Natomiast termin na zebranie przynajmniej 100 tysięcy podpisów upłynie 10 czerwca.
O tych datach mówiło się już wcześniej, bowiem Państwowa Komisja Wyborcza pozytywnie zaopiniowała kalendarz wyborczy przesłany przez marszałek Witek i przekazała tę wiadomość mediom.
Marszałek oskarża opozycję
Uzasadniając swoją decyzję, marszałek Witek zaatakowała opozycję. – Prawo wyborcze to jest jedno z podstawowych praw obywatela. I nie może być tak, że jakakolwiek partia polityczna ma prawo decydować, czy wybory prezydenckie się odbędą i w jakim terminie. A mieliśmy z tym do czynienia mniej więcej od początków marca. (...) Wybory 10 maja powinny się były odbyć, byliśmy na to przygotowani – stwierdziła.Marszałek z PiS dowodziła, że opozycji nie zależało na zdrowiu Polaków, gdy żądano rezygnacji z organizowania głosowania korespondencyjnego w środku pandemii. Wybory 28 czerwca będą się odbywały i tradycyjnie, i korespondencyjnie.
Uchwała PKW
Dlaczego dzieje się to dopiero teraz? Przecież już 10 maja Państwowa Komisja Wyborcza przyjęła uchwałę, w której stwierdziła, że w słynnych wyborach kopertowych brak było możliwości głosowania na kandydatów. Jednak rząd PiS z publikacją uchwały wyraźnie się nie spieszył. Dopiero 1 czerwca uchwała znalazła się w Dzienniku Ustaw, czyli od tego momentu biegł termin 14 dni na ogłoszenie daty wyborów przez marszałek Sejmu.Czytaj także: Bardzo mało czasu na zebranie 100 tys. podpisów. Wiadomo, jaki będzie kalendarz wyborczy
Zbiórka podpisów poparcia
To odwlekanie ogłoszenia daty wyborów ma znaczenie wyłącznie dla jednego kandydata - Rafała Trzaskowskiego. Bowiem on pojawił się jako jedyny nowy uczestnik tego wyścigu. Zatem kandydat Koalicji Obywatelskiej jako jedyny musi zebrać 100 tysięcy podpisów poparcia, a to jest możliwe dopiero po ogłoszeniu terminu wyborów. Wcześniejsze zbieranie podpisów byłoby niezgodne z prawem (TVP w ostatnich dniach informowała o takich zbiórkach).Pozostali kandydaci nie muszą ponownie zbierać podpisów poparcia. W ustawie przyjętej przez Sejm znalazł się zapis, że kandydaci zarejestrowani przez PKW w wyborach prezydenta RP, w których nie odbyło się głosowanie lub Sąd Najwyższy podjął uchwałę stwierdzającą nieważność wyboru prezydenta, po ponownym zgłoszeniu zostają uznani za zarejestrowanych kandydatów w wyborach zarządzonych przez marszałka Sejmu w kolejnym terminie.
Czytaj także: Trzaskowski coraz lepszy w sondażu IBRiS. Duda traci poparcie nawet w I turze