Rozdawała maski, doniósł na nią radny – musi zapłacić 10 tys. "Nigdy nie spotkałam się z taką oceną"

Daria Różańska
Donos o możliwości popełnienia przestępstwa przez dyrektorkę MDK w Świebodzicach złożył były współpracownik w biurze posła PiS. Powód: rozdała mieszkańcom 400 maseczek. – Pan Biały zarzucał nam jeszcze, że w godzinach pracy wykonujemy działalność niezgodną ze statutem. Ale my te maseczki szyłyśmy też po godzinach pracy. Zresztą w tamtym czasie większość domów kultury próbowała pomóc i szyto maseczki – mówi nam Katarzyna Woźniak.
Katarzyna Woźniak, dyrektorka Domu Kultury w Świebodzicach, ma zapłacić 10 tys. zł kary za to, że w kwietniu szyła i rozdawała mieszkańcom miasta maseczki. Fot. zrzutka.pl
Sanepid nałożył 10 tys. złotych kary na dyrektorkę Miejskiego Domu Kultury w Świebodzicach Katarzynę Woźniak po tym, jak rozdała mieszkańcom miasta 400 maseczek. Doniósł na nią prawicowy radny Sebastian Biały, były współpracownik w biurze posła PiS.

Według Białego doszło do złamania przepisów. "Bez zdrowego rozsądku i zachowania podstawowych zaleceń sanepidu prowadzona jest populistyczna akcja rozdawania maseczek szytych w świebodzickim MDK" – pisał 23 kwietnia Biały na łamach lokalnego portalu swiebodzice.info, którego jest redaktorem naczelnym. Do tekstu dołączył zdjęcia.


Podkreślał też, że doprowadzenie do tak dużego zgromadzenia jest "narażeniem tych osób na zakażenie koronawirusem i gwałci przepisy przeciwepidemiczne". "Ta akcja może przyczynić się do gwałtownego rozprzestrzenienia się epidemii w Świebodzicach" – stwierdził.

Przyjaciele i znajomi Katarzyny Woźniak zorganizowali internetową zbiórkę na spłatę kary. Uzbierali już ponad 10 tys. zł.

Człowiek człowiekowi wilkiem, czy przeciwnie?

Katarzyna Woźniak: – Na początku miałam taką refleksję… Ale teraz, gdy widzę, jak obcy ludzie próbują mi pomóc, wspierają, dzwonią, to myślę, że jest przeciwnie. To dla mnie bardzo dużo znaczy i sądzę, że Polacy naprawdę potrafią się jednoczyć. Jesteśmy dobrym narodem.

Myślała tak pani także wtedy, gdy radny Sebastian Biały, były współpracownik posła PiS Ireneusza Zyski, uznał, że łamie pani prawo, szyjąc i rozdając maseczki w czasie pandemii?

Wtedy nie było to takie oczywiste. To strasznie bolało, tym bardziej, że nie była to pierwsza akcja pomocy innym ludziom. Wiele razy to robiłam, a nigdy nie spotkałam się z taką oceną. Miałam dziwne odczucia: zrobiłam coś dla innych, a ktoś doszukał się w tym jakiejś nieprawidłowości.

Byliście pierwszą miejscowością w powiecie, w której wykryto koronawirusa. A przypomnijmy, że w kwietniu maseczki nie były ogólnodostępne.

Dokładnie. Organizowałyśmy maszyny do szycia, materiały i zaraz po świętach, jak tylko minister ogłosił, że maseczki są obowiązkowe, ruszyłyśmy do pracy. To był czas, kiedy masek nie było na rynku, a jeśli udało się je zakupić, to ich cena była bardzo wysoka.

Po rozmowie z burmistrzem podjęłyśmy decyzje, że nie będziemy czekać z założonymi rękami, tylko zabieramy się za szycie.

Nie jesteśmy krawcowymi, ale każda z nas miała kiedyś do czynienia z igłą i nitką, więc nauczyłyśmy się. Pierwsze maseczki pewnie nie były idealne, ale z kolejnymi było już łatwiej. Tak naprawdę uszyłyśmy w sumie 5 tys. maseczek, wszystkie rozdałyśmy.

W sumie były trzy akcje publicznego rozdawania maseczek. Później woziłyśmy je do szpitali, przedszkoli. Ludzie mogli też przychodzić i brać te maseczki dla siebie, dla sąsiadów.

Nie wszystkich było stać, by kupić w sklepie maseczkę. Starsze osoby nie miały świadomości, że taką maseczkę mogą nosić do godziny, a następnie jeśli jest ona jednorazowa, trzeba ją wyrzucić. A taką od nas – zrobioną z dobrej bawełny – można było wyprać, wyprasować i nałożyć.

Zdjęcie radnego zrobione było z takiej perspektywy, że wydawało się, iż ludzie w kolejce po maseczki, stoją jeden na drugim. Ale już na innych fotografiach widać, że dzielą ich odstępy. Jak to wyglądało z pani perspektywy?

Stałam w takim miejscu, że nie widziałam wszystkich. Uszyłyśmy też mniejsze maseczki dla dzieci i ja je rozdawałam. Nie miałam czasu, by patrzeć, co się dzieje. Przez cały czas były ogłaszane komunikaty, żeby ludzie zachowali odstępy.

Rozdawanie maseczek trwało może 10 minut, tego dnia miałyśmy ich tylko 400. Maseczki bardzo szybko nam się skończyły.

Kiedy się pani dowiedziała, że radny zawiadomił w tej sprawie policję i sanepid?

Dowiedziałam się o tym kolejnego dnia. Zadzwonił do mnie komendant policji z informacją, że przyszło takie doniesienie. W uzasadnieniu od sanepidu napisano, że było to ustne zgłoszenie o przestępstwie. Pan radny zadzwonił więc na policję i to zgłosił.

Czy próbował się wcześniej z panią kontaktować?

Nie, nie próbował. Mógł przecież przyjść i wcześniej ze mną porozmawiać. Wspomniane zdjęcie zrobiono o godzinie 11:30, a my zaczęłyśmy rozdawać maseczki o 12:00, więc na tym placu w momencie, kiedy wykonano fotografię, mogli być przypadkowi ludzie. Tego dnia była piękna pogoda, ludzie wyszli z domów.

Radny próbował się za coś zemścić?

Proszę wybaczyć, ale nie chcę o tym mówić.

Zebrano już ponad 10 tys. zł, więc wystarczy, by zapłacić w sanepidzie. Czy zamierza pani zaskarżyć tę decyzję sanepidu np. do sądu administracyjnego?

Tak, prawnicy w tej chwili piszą odwołanie do wojewódzkiego sanepidu. O wszystkim został też powiadomiony Rzecznik Praw Obywatelskich. Dostarczyłyśmy mu całą dokumentację i obiecał, że przeczyta i zobaczy, co da się zrobić.

Jeżeli sprawa nie zostanie umorzona, to na pewno pójdziemy z tym do sądu. Kary nie nałożono na Miejski Dom Kultury, tylko na mnie.

To był pani pomysł, żeby szyć i rozdawać mieszkańcom maseczki?

To był wspólny pomysł – tak zdecydowałam wspólnie z moim pracownikami, poinformowaliśmy o tym także burmistrza. On się ucieszył, że będziemy je szyć.

Szyłyśmy te maseczki z wielką radością, zabierałyśmy nawet maszyny do domu, by jak najwięcej ich wykonać.

Pan Biały zarzucał nam jeszcze, że w godzinach pracy wykonujemy działalność niezgodną ze statutem. Ale my te maseczki szyłyśmy też po godzinach pracy. Zresztą w tamtym czasie większość domów kultury próbowała pomóc i szyto maseczki.

Bardzo się cieszyłyśmy, że możemy zrobić coś dla innych. Nie pierwszy zresztą raz, przez cały czas pomagamy, zbieramy pieniądze np. na chore dzieci i organizujemy inne akcje charytatywne . Zawsze uczestniczymy też w WOŚP. Nie jest tak, że szycie maseczek było jednorazową akcją na zasadzie, że nam się zachciało komuś pomóc.

I jak rozumiem nie powstrzyma to pani?

Oczywiście, że ta sytuacja nie powstrzyma mnie przed dalszym pomaganiem. Nie ma w ogóle takiej możliwości. Zobowiązałam się, że jeśli uznają, że nie jestem winna i oddadzą nam zebrane pieniądze, to wszystko przekażemy na cele charytatywne.