Nie tylko polska influencerka zaliczyła wpadkę. Tych celebrytów też oskarżono o rasizm

Zuzanna Tomaszewicz
Już nie tylko w Stanach Zjednoczonych ludzie protestują przeciwko niesprawiedliwości wobec czarnoskórych osób. Polscy celebryci też próbują wspierać demonstrujących. Jednym to wychodzi, innym zaś nie. Znana influencerka Deynn w geście solidarności z Afroamerykanami pomalowała swoją twarz brązową farbą, za co szybko została zganiona. "To blackface" – pisali internauci. Zagraniczne gwiazdy też znalazły się w ogniu krytyki. Głównym powodem stało się ich milczenie.
Jimmy Kimmel i Deynn zostali oskarżeni o blackface. Fot. Youtube.com/B2k6; Instagram/deynn
Po śmierci George’a Floyda w walkę z systemowym rasizmem zaangażowali się nie tylko Amerykanie. Polska influencerka Deynn chciała wesprzeć protestujących w Stanach Zjednoczonych, ale efekt okazał się odwrotny do zamierzonego.

"Jesteśmy tacy sami. To nie biali kontra czarni. To wszyscy przeciwko rasizmowi" – napisała na swoim Instagramie Deynn, załączając do wpisu zdjęcie w kolorowym makijażu, na którym wymalowana była brązową farbą. Jakby tego było mało, post oznaczyła także hashtagiem "all lives matter", który używany jest przez przeciwników ruchu Black Lives Matter. Fani influencerki nie przebierali w słowach. "Takim g*wnem nikomu nie pomagasz" - można było przeczytać pod zdjęciem Deynn.


Niektórych zagranicznych celebrytów dotknęła jeszcze większa krytyka. Na światło dzienne wychodzą teraz ich rasistowskie zachowania z przeszłości. W ostatnim czasie część gwiazd udzieliła mediom dość niefortunnych wypowiedzi. Jak się okazuje, milczenie też nie jest dla nich korzystne.

Dla ludzi są skończeni

Na Twitterze stale krążą hashtagi, które odnoszą się do tzw. kultury przekreślenia (ang. cancel culture), polegającej m.in. na wykluczeniu z mediów społecznościowych osób, które w przeszłości zachowały się w sposób homofobiczny, rasistowski, bądź seksistowski. "Anulowaniu" przeważnie podlegają gwiazdy, które z dnia na dzień z idola nastolatków potrafią stać się wrogiem publicznym numer jeden. Pod koniec maja Lanie del Rey zarzucono, że nagrywa piosenki gloryfikujące przemoc wobec kobiet. Artystka - chcąc się bronić - porównała swoją twórczość do utworów takich wokalistek jak Ariana Grande, Cardi B, Nicki Minaj i Beyonce. "Zajmowały pierwsze miejsca na listach przebojów z piosenkami o byciu sexy, noszeniu ubrań, piep**eniu się i o zdradach" – skomentowała del Rey. Media od razu wytknęły 34-latce rasizm, a jej wypowiedź uznano za uwłaczającą.

Na początku czerwca na jaw wyszły także nagrania sprzed lat, na których widać, jak Jimmy Kimmel oraz Jimmy Fallon pomalowali się brązową farbą i udawali m.in. aktora komediowego Chrisa Rocka. "Blackface w czystej postaci" - czytamy na Twitterze.
Do protestów w Minneapolis odniosła się natomiast znana z serialu "Glee" Lea Michele. Aktorka zamieściła na Twitterze post wspierający ruch Black Lives Matter i się zaczęło.

"Nigdy nie zapomnę, jak powiedziałaś wszystkim, że gdybyś mogła to nas*ałabyś do mojej peruki. To zresztą nie jedyna tak traumatyczna sytuacja, przez którą zaczęłam wątpić w kontynuowanie swojej kariery w Hollywood" – napisała pod wpisem Michele jej koleżanka z serialowego planu - Samantha Ware. Inne osoby z branży też zabrały głos.

"Dziewczyno, nie pozwoliłaś mi nawet usiąść przy stole z członkami obsady, ponieważ powiedziała, że to nie miejsce dla mnie. Pie*dol się Lea" – napisał czarnoskóry aktor Dabier Snell, który pojawił się gościnnie w jednym z odcinków "Glee". Aktorka opublikowała następnie długie oświadczenie, w którym przeprosiła za swoje zachowanie.

Milczenie oznacza obojętność

Piosenkarka Halsey, która ma po tacie afroamerykańskie pochodzenie, zaapelowała do innych celebrytów o to, aby ci zabrali głos w sprawie śmierci George'a Floyda. Większość gwiazd jest obserwowana na Instagramie przez kilkanaście milionów osób. Profile znanych ludzi mają ogromny potencjał, żeby stać się medium, z którego ludzie będą czerpać wiedzę na temat walki z dyskryminacją rasową. Wielu celebrytów obawia się jednak utraty obserwatorów, a także kontraktów.

"Jeb*ać każdego człowieka z zasięgami, który postanowił milczeć. Piep**yć takich ludzi. Macie zasięgi, widzieliście, że zamordowano człowieka, a i tak macie to gdzieś. (...) Dla nich ważniejsze jest zbieranie pieniędzy od rasistów" – oceniła Halsey. Ellen DeGeneres, Jennifer Lopez oraz Taika Waititi - zamiast przedstawić swoje stanowisko w sprawie zamieszek na tle rasowym - woleli zamieścić w sieci slogany pokroju: "Rasizm jest zły". W opinii wielu osób taki głos jest bezużyteczny i niczego nowego nie wnosi. Zdaniem Michaela Blackmona, dziennikarza portalu Buzzfeed, zwykli ludzie wpłacają więcej pieniędzy na rzecz fundacji walczących z rasizmem niż celebryci. "Kendall Jenner i Cara Delevingne ograniczają swój aktywizm tylko do wysyłania internetowych łańcuszków" – stwierdził.

Kim był George Floyd?

"Nie mogę oddychać" – to jedyne zdanie, które zdołał wypowiedzieć tuż przed śmiercią 46-letni Afroamerykanin, który udusił się po tym jak funkcjonariusz policji przyciskał jego szyję kolanem do podłoża przez dokładnie 8 minut i 46 sekund, choć już po 6 minutach czarnoskóry mężczyzna przestał panicznie wołać o pomoc... Jego trzy ostatnie słowa w życiu stały się hasłem zamieszek, które wybuchły w wielu miastach na terenie USA w reakcji na brutalne zachowanie policji. Mężczyzna został zatrzymany z powodu podejrzenia o sfałszowanie 20 dolarów, którymi miał zapłacić za paczkę papierosów.

Czytaj także: Ilu czarnoskórych liderów musi się jeszcze urodzić, aby George Floyd mógł żyć?